Muzaj: Niech rywale się nas boją!

Za pierwszym podejściem wywalczyliście kwalifikację olimpijską. Dotarło już do pana, że za rok pojedziecie do Tokio?
Maciej MUZAJ: – Właściwie to… nie wiem. Oczywiście, bardzo się cieszę ze zwycięstwa w Ergo Arenie, ale emocje były olbrzymie. Może jutro, gdy adrenalina trochę opadnie, bardziej dotrze do mnie to, co osiągnęliśmy i będę w większej euforii. Wykonaliśmy najważniejszy krok w tym sezonie reprezentacyjnym, czyli awansowaliśmy na igrzyska olimpijskie i to jest kluczowe. Pamiętajmy jednak, że to jest tylko awans. Za rok w Japonii musimy zrobić kolejny krok.

Decydujące o awansie mecze z Francją i Słowenią były najważniejsze w pana dotychczasowej karierze?
Maciej MUZAJ: – Tak. Te dwa spotkania, w których brałem udział, i w których przede wszystkim byłem na boisku, były zdecydowanie najważniejsze. To przełomowe starcia.

Najtrudniejszy miał być mecz z Francją, tymczasem to chyba Słoweńców zdecydowanie trudniej było pokonać…
Maciej MUZAJ: – Od początku wszyscy powtarzali, że starcie z Francją będzie kluczowe i na nie nastawiliśmy się w pierwszej kolejności. To oczywiście nie znaczy, że lekceważyliśmy Słoweńców. Wiedzieliśmy, że z nimi też będzie bardzo trudno. Są dla nas bardzo niewygodni i to się potwierdziło. Pierwszego seta nie udało się wygrać, drugi też był trudny. Dopiero w jego końcówce wywalczyliśmy najważniejsze punkty. Ale to już za nami, nie ma co teo rozpatrywać. Zrobiliśmy swoje.

Może znakomite spotkanie z Francją paradoksalnie wam zaszkodziło i na Słowenię zabrakło trochę koncentracji?
Maciej MUZAJ: – Byliśmy skoncentrowani i pełni woli walki. Słoweńcy zaczęli jednak bardzo mocno, świetnie serwowali. Od początku na nas „napadli”. Nie mogliśmy sobie z tym poradzić, nie graliśmy zbyt dobrze także blokiem. Być może jednak faktycznie była to kwestia masy energii, którą poświęciliśmy na starcie z „trójkolorowymi”… Nie wyglądało to tak, że mamy wszystko pod kontrolą. Słoweńcy popełnili jednak trochę błędów w zagrywce i sami sobie wbili gwóźdź do trumny.

A może świadomość wygrania jednego seta ze Słowenią wpłynęła na zespół paraliżująco?
Maciej MUZAJ: – Po wygranej z Francuzami ani jeden z nas nie myślał o wygraniu seta ze Słoweńcami. Odcięliśmy się od świata zewnętrznego, skupiając się na tym występie. Chcieliśmy zakończyć turniej mocnym akcentem. Liczyło się tylko zwycięstwo. Rywale również myśleli o tym samym, również chcieli awansować na igrzyska. Przeżywaliśmy trudne momenty, ale je przezwyciężyliśmy.

Gdy w drugim secie meczu ze Słowenią – przy stanie 20:20 – dwa asy zaserwował Wilfredo Leon, odetchnął pan z ulgą?
Maciej MUZAJ: – Odetchnąłem. Akurat siedziałem na ławce, bo trener przeprowadził podwójną zmianę i przyznam szczerze, że mi ulżyło. Wilfredo to zawodnik, który potrafi zrobić wielką różnicę. Cieszę się, że w takim momencie turnieju, w takim meczu i w takim momencie seta to pokazał. Tego od niego wszyscy oczekiwali i w stu procentach spełnił swoją rolę.

Vital Heynen lubi zaskakiwać. Taką niespodzianką było postawienie na pana zamiast na Dawida Konarskiego. Kiedy pan się dowiedział, że przeciwko Francji wyjdzie w podstawowym składzie?
Maciej MUZAJ: – Rano przed meczem z Tunezją trener wyłuszczył nam tajemnice personalno-taktyczne na cały turniej. Powiedział, że będę grał od początku z Francuzami, ale starałem się realnie podchodzić do tej – powiedzmy sobie szczerze – nowej dla mnie sytuacji. Cieszyłem się, że trener postawił na mnie, ale zdawałem sobie sprawę, że w każdej chwili może zmienić zdanie. Jego plany są dla wszystkich zagadką, ale – jak wszyscy wiemy – są doskonale realizowane. Trudno znaleźć dziurę w całym. Najważniejsze, że popełniamy mało błędów i wygrywamy. Jestem dumny, że mogłem być w tej drużynie, mieć jakiś wkład w końcowe zwycięstwo. To było też docenienie mojej pracy w całym sezonie reprezentacyjnym. Cieszę się, że nie zawiodłem oczekiwań, i że ta decyzja postawienia na mnie się obroniła.

Witajcie w Tokio!

I jak się pan czuje w roli pierwszego bombardiera kadry?
Maciej MUZAJ: – Nie przywiązuje się do roli pierwszego atakującego. U nas nie ma kogoś takiego. Gra ten, który w danym momencie jest potrzebny. Cały czas stosujemy też podwójną zmianę i zarówno ja, jak i Dawid Konarski, musimy utrzymywać meczowy rytm oraz pełną koncentrację.

Mecz z Francuzami to był pana najlepszy w reprezentacji?
Maciej MUZAJ: – Ho, ho… Ten najlepszy mam nadzieję przede mną (śmiech). Starałem się pomóc drużynie, która przeciwko Francji zagrała znakomicie. Każdy harował zarówno w obronie, jak i w ataku. To była wielka przyjemność być częścią tej ekipy. Byłem przekonany, że z Francuzami będzie trudna przeprawa, ale damy z siebie wszystko i wygramy. Rozmiary zwycięstwa przeszły jednak moje najśmielsze oczekiwania. 3:0 w takim stylu i z tak mocną ekipą musi budzić szacunek. Ta wiadomość szybko się rozeszła wśród pozostałych naszych rywali. Niech się nas boją! Udowodniliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani i prezentowaliśmy odpowiedzialną grę. W każdym secie rywale byli bezradni i ani przez moment nie byli w stanie nam zagrozić.

Mocno stresował się pan turniejem kwalifikacyjnym w trójmiejskiej hali?
Maciej MUZAJ: – Na dzień przed inauguracją miałem kiepską noc i zastanawiałem się, jaka przypadnie mi rola. Ponadto oczami wyobraźni rozgrywałem poszczególne mecze. Wychodziło, że awansujemy (śmiech).

Od wielu lat krąży o panu opinia, że w końcowych fragmentach setów za bardzo się pan tremuje i stąd popełnia błędy. Zgadza się pan z tą oceną?
Maciej MUZAJ: – Tremy już dawno się pozbyłem, ale dziennikarze oraz fachowcy, a może też i kibice, zupełnie inaczej mnie postrzegają. Boleję nad tą opinią, ale nie mam na nią żadnego wpływu. Były takie mecze, że po 20. punkcie niektórzy czekali bym się wysypał, coś zawalił. Zapewniam, że potrafię kończyć ataki w decydujących momentach, ale z opiniami z zewnątrz nie zamierzam walczyć. Staram się robić swoje i podnosić umiejętności. Wiele dał mi pobyt w Treflu Gdańsk, bo trenowałem w dobrym towarzystwie, pod okiem trenera Andrei Anastasiego, i na dodatek zaliczyłem udane występy w Lidze Mistrzów. Dostałem solidnego kopa w górę. Docenił to selekcjoner. Gra w Lidze Narodów również pozwoliła mi zebrać odpowiedni bagaż doświadczeń i dodała pewności siebie.

Trener Vital Heynen konsekwentnie na pana stawia. Może pana forma eksploduje za rok w turnieju olimpijskim, jak Bartosza Kurka przed rokiem w mistrzostwach świata?
Maciej MUZAJ: – Bardzo bym tego chciał, bo turniej w Tokio jest jednym z moich celów. Medal olimpijski byłby ziszczeniem marzeń. Ale nie porównywałbym siebie do Bartosza Kurka. On od kilku lat utrzymuje bardzo wysoką formę, a ja dopiero buduję swoją pozycję. Mocno jednak wierzę, że jak Bartosz zagrał niesamowite mistrzostwa świata i wszedł na jeszcze wyższy poziom, tak ja to osiągnę w niedalekiej przyszłości. Najlepiej w Tokio.

 

Rozmawiali
Michał Micor, Włodzimierz Sowiński

Na zdjęciu: Maciej Muzaj okaał się największym odkryciem olimpijskich kwalifikacji.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ