Możemy udowodnić, że coś potrafimy…

Inauguracyjne pytanie nawiąże do konferencji prasowej Adama Nawałki i Roberta Lewandowskiego po fatalnym meczu z Kolumbią i pożegnaniu z mundialem. Dowiedzieliśmy się wówczas, że wszystko włącznie z formą było w jak najlepszym porządku. Tylko wyników zabrakło…

ANTONI PIECHNICZEK: Jestem i zawsze byłem człowiekiem bardzo życzliwym drużynie narodowej. Również trenerowi Adamowi Nawałce. Daleki jestem od totalnej krytyki, zawsze szukam plusów i minusów.

Wszyscy wiązaliśmy wielkie nadzieje z mistrzostwami świata w Rosji. Wyniki osiągane przez reprezentację w eliminacjach, styl zwycięstw, wcześniejszy nasz występ w finałach mistrzostw Europy i fakt, że od Euro 2016 nabraliśmy doświadczenia, a kadra uzupełniona została młodymi, utalentowanymi zawodnikami wydawała się być dużo silniejsza sprawił, że otoczyliśmy reprezentację uzasadnionym optymizmem.

Nie za bardzo nadmuchanym?

ANTONI PIECHNICZEK: Na pewno, ale odmieńmy sytuację – jeśli nie wyszło, to kto najbardziej to odczuł, kto najbardziej przeżył? Ci, którzy zdają sobie teraz sprawę, że już nigdy na mundial nie pojadą lub już nigdy nie będą w tak dobrym wieku, jak teraz. Oni mieli największe nadzieje i szanse na nawiązanie do najlepszych momentów polskiej piłki. Teraz zapewne uderzają się w piersi – zmarnowaliśmy szansę, jaka już nigdy się nie powtórzy. Również trener Nawałka może przypisać sobie ocenę – przegrałem.

 

Dlaczego tak się stało?

ANTONI PIECHNICZEK: Nie ma uniwersalnej odpowiedzi, choć trener Nawałka może jednak powiedzieć, że jest w jakimś wymiarze wygranym. Jest jedynym obok Pawła Janasa, który był na mistrzostwach świata jako zawodnik, jako trener i jako selekcjoner, który jednocześnie ten awans wywalczył. Dlatego dobrze, że odzywają się też głosy rozsądku, że wygranie eliminacji mś oznacza przynależność do światowej i przede wszystkim europejskiej czołówki. Przecież z Europy tylko 14 zespołów awansowało do finałów mistrzostw świata.

 

Może łatwiej byłoby nam oswoić się z utratą marzeń, gdyby nie docierały, co ciekawe – z różnych źródeł – informacje o podobno nie do końca sportowej postawie niektórych kadrowiczów?

ANTONI PIECHNICZEK: Balangi, balangi… Byłbym nieszczery, gdybym powiedział, że za mojej kadencji, czy innych selekcjonerów, był w reprezentacji Wersal. Było zawsze grzecznie. Tylko, że ja zawsze starałem się minimalizować tego skutki. Podam przykład. Miałem taką sytuację z naprawdę wielkimi piłkarzami, tylko wtedy skoczyłem na nich, że użyję wulgaryzmu – „Panowie, k….a m.ć. Ty byłeś na mistrzostwach świata, a ja jeszcze nie. Jeśli tak ma być dalej, to nie pojedziecie w ogóle i… zupa się wylała. Nigdy nie pękałem, zawsze miałem klatkę wysuniętą do przodu. Jeśli coś było jednak w naszej ekipie nie tak, to świadczyłoby to tylko o głupocie piłkarzy, którzy nie walczyli na tym mundialu jak o życie.

Udział w mnóstwie reklam, filmiki wrzucane do sieci, „celebrytowanie” w mediach na poziomie Big Brothera, a nie profesjonalistów jadących na mundial, wreszcie laba w Juracie z towarzyszkami życia, to też nie rozproszyło nas za bardzo?

ANTONI PIECHNICZEK: Proszę mi nie mówić, że piłkarz czy sportowiec nie wytrzyma miesiąca w celibacie, bez żony, dziewczyny bo, nie chcę być wulgarny – potrzebuje… Ale i kamyk do dziennikarskiego ogródka, bo to media z nich zrobiły celebrytów. Wmówiliście, że są ponadprzeciętni. A gdy nie było na mundialu korzyści z tego schlebiania, bo stwierdziliście, że nie są tacy wspaniali, więc trzeba im dla pokazu przyłożyć. Tymczasem jestem przekonany, że piłkarze bardziej przeżyli brak awansu do 1/8 finału, niż my wszyscy.

Maciej Rybus mówił, że nie wiedział z Kolumbią, co ma grać. Kamil Glik, Kamil Grosicki nie kryli, że byliśmy słabi, bezradni, słabo przygotowani do mistrzostw….

ANTONI PIECHNICZEK: Zgadzam się z Rybusem, że mając naprzeciw trzech Kolumbijczyków nie wiedział kogo atakować, ale jako inteligentny piłkarz powinien zawołać na wsparcie Piotra Zielińskiego, czy Grzegorza Krychowiaka, bo ma niesamowitego „myrdałę” obok siebie. A jeśli nie rozumiał taktyki, miał wątpliwości, to po skończonej odprawie powinien poprosić trenera o wyjaśnienie, jak ma się zachować w określonej sytuacji. Nie zrobił tego, tylko po meczu zaczął się tłumaczyć, czyli zachował się jak „kaczor na jagodach”. Nie zdyskwalifikował trenera, tylko siebie. U  mnie takie pytania zawodników były naturalne. To był element lojalności, bo zawsze zawodnikom powtarzałem – wiem o was wszystko, ale tę wiedzę zabiorę do grobu. Ernest Pohl, Lucjan Brychczy, Roman Korynt, Stasiu Oślizło, którzy w ciemno dziś graliby w kadrze, nigdy by czegoś takiego nie powiedzieli do mediów. A wie pan, który z naszych zawodników jest najbardziej ceniony?

?

ANTONI PIECHNICZEK: Łukasz Fabiański. To mój główny kandydat do nagrody fair play za superpostawę, bo on nigdy nie cedował winy na innych. Na największych imprezach u Jerzego Engela, Leo Beenhakkera, Franciszka Smudy, Nawałki za każdym razem o rzut beretem przegrywał rywalizację o miano numer jeden w bramce, a nigdy się nie obrażał, że jest rezerwowym, że nie gra. A gdyby miał mentalność chociażby Janka Tomaszewskiego, to by go już nie było w reprezentacji.

To zamykając puszkę Pandory z kontrowersjami – prezes Zbigniew Boniek tweetował, że nie wszystkim było po drodze z Robertem Lewandowskim w roli kapitana.

ANTONI PIECHNICZEK: To pytanie do prezesa Bońka, nie do mnie, choć uważam, że wpis był trochę niezręczny.

„Zibi” był bardzo blisko drużyny. Był praktycznie w jej wnętrzu…

ANTONI PIECHNICZEK: Lewandowski był na właściwym miejscu, nikt nie mógł narzekać na niego, jako kapitana, co nie zmienia faktu, że „Lewy” popełnił w Monachium niewybaczalną liczbę błędów wraz ze swym włoskim czy argentyńskim z pochodzenia menedżerem. To pokazywanie, manifestowanie wręcz, że Real to jest to, a Bayern już nie, to było to całe zło. Gdyby coś takiego usłyszeli Henryk Latocha, Zygmunt Anczok w Górniku, czy ja w Ruchu, to byśmy go zaprosili na kawę, lampkę wina lub koniaczku i wytłumaczyli – robisz wielki błąd kolego.

Na szczęście możemy też odnaleźć coś pozytywnego na mundialu. To wygrana o honor w meczu z Japonią, choć FIFA analizuje ten mecz pod kątem fair play.

ANTONI PIECHNICZEK: Nie doszukiwałbym się dlaczego w końcówce Japonia nie chciała wygrać, była pogodzona z porażką, a my nie robiliśmy niczego, by strzelić kolejne bramki. Pomijając starą, etyczną zasadę fair play, to przecież ktoś wymyślił ten regulamin. Chyba lepszy on niż rozstrzygnięcie przy pomocy losowania? A jakie było zachowanie Włodzimierza Smolarka, cwaniaka rzadkiej wody o szybkiej nodze w meczu z ZSRR i trzymaniu długo piłki przy chorągiewce? Inteligentni piłkarze muszą wykorzystywać regulaminy.

Największy plus naszej reprezentacji?

ANTONI PIECHNICZEK: Bardzo dobra gra Rafała Kurzawy. Bardzo się cieszyłem, że pojawił się na boisku, bo obronił on tak opluwaną przez wszystkich rodzimą ekstraklasę udowadniając, że można w polskiej lidze lepiej się przygotować niż we włoskiej. Od dał iskierkę nadziei, że nie trzeba na nią patrzeć tylko przez pryzmat kręcących swoje lody i zabijających ją menedżerów. Dał nadzieje, że mój siedmioletni wnuk będzie dobrze szkolony w Polsce, nie będzie musiał wyjechać za granicę, by się rozwinąć. Przy okazji – obawiam się o Dawida Kownackiego, by nie stało się z nim to z Bartoszem Kapustką, odkryciem Euro 2016, który nie wiadomo, gdzie jest dzisiaj. Apeluję – miejmy pieczę nad Kownackim, kontrolujmy jego rozwój, by nie zaginął jak Kapustka.

Trener Nawałka powinien zostać na stanowisku selekcjonera?

ANTONI PIECHNICZEK: To co Nawałka osiągnął przez te 3-4 lata z kadrą, atmosferę jako wokół niej zbudował, absolutnie na to zasługuje. Tylko niech się zastanowi, bo jeśli ktoś mu zaproponuje przedłużenie umowy pod warunkiem, że zagwarantuje sukces, to jeśli będzie miał taką odporność, jeśli rodzina to wytrzyma, to niech zostanie. Ale niech ma świadomość, że w przypadku potknięcia, to jak go teraz traktują będzie niestety małym piwem w porównaniu do tego, co potem nastąpi.

Czyli pora na Włocha Cesare Prandellego?

ANTONI PIECHNICZEK:  Jak słyszę Prandelli and company, to mam ochotę powiedzieć – nie róbmy jaj! W latach 1974-1978-1982 Polska oparta na zawodnikach z polskiej ligi, szkolona przez polskich trenerów miała najwięcej, dwanaście, zwycięstw na mistrzostwach świata. Niemcy mieli ich w tym okresie dziesięć. Więc dopóki do głosu nie dojdą prześmiewcy, że Polska do niczego się nie nadaje, to jestem przekonany, że my, Polacy, możemy udowodnić, że potrafimy.