Myga: Pół reprezentacji z Zagłębia

Pamięta pan mecz Izrael – Polska z 3 grudnia 1966 roku?
– Oczywiście – mówi Zbigniew Myga, dwukrotny zdobywca Pucharu Polski z Zagłębiem Sosnowiec oraz trener między innymi Zagłębia Sosnowiec, Szombierek Bytom i Stali Stalowa Wola. – To był mój jedyny występ w drużynie narodowej i choć wcześniej grałem z orzełkiem na piersi w reprezentacji juniorów, młodzieżówce i kadrze B, to jednak mecz w Tel Awiwie cenię sobie najwyżej.

Co szczególnie pozostało w pana pamięci z tego spotkania?
Zbigniew MYGA:
– To był mecz, w którym Kazimierz Górski, u którego grałem w reprezentacji juniorów i młodzieżowce, wprowadzany był do roli selekcjonera przez Michała Matyasa. Obaj prowadzili drużynę, w której połowę stanowili zawodnicy Zagłębia Sosnowiec. Obok mnie w wyjściowej jedenastce na boisko wbiegli jeszcze obrońcy Roman Bazan i Roman Strzałkowski oraz napastnicy Józef Gałeczka i Andrzej Jarosik. Z samego meczu nie zapamiętałem zbyt wielu szczegółów, bo był wyrównany, rozgrywany raczej w środku pola i zakończył się bezbramkowym remisem. Natomiast atmosfera tego spotkania była bardzo przyjacielska. Kibice przyjęli nas bardzo sympatycznie. Także, kiedy w wolnych chwilach udawaliśmy się na miasto, wystarczyło głośno po polsku zapytać o drogę, a od razu ktoś odpowiadał i pokazywał jak mamy iść albo jechać. Mieszkaliśmy w hotelu, z którego okien były widać kopułę Bazyliki Grobu Świętego. Oficjalnie, w tamtych czasach, grupowej wycieczki do miejsc świętych nie można było zorganizować, ale w wolnych chwilach każdy mógł zwiedzić miasto, w którym w sumie byliśmy trzy dni, bo przylecieliśmy w przeddzień meczu, a wylecieliśmy dzień po spotkaniu. Zostaliśmy też przyjęci przez ambasadora i mieliśmy wycieczkę, podczas której jechaliśmy obok granicy izraelsko-syryjskiej, ale ostrzegano nas, żeby uważać, bo stosunki między tymi krajami były wtedy bardzo napięte.

Pozostały panu jakieś pamiątki z tego występu?
Zbigniew MYGA:
– To nie były czasy, w których zawodnicy po meczu wymieniają się koszulkami. Sprzęt trzeba było oddać. Z tamtych lat mam tylko orzełka, którego po meczu juniorów odprułem z koszulki. A jeżeli chodzi o mecz z Izraelem, to nie wiem, dlaczego w polskiej prasie wzbudziło on bardzo małe zainteresowanie. Nawet w sportowych gazetach ukazały się tylko krótkie informacje ze składami. Znacznie więcej pisano i mówiono o meczach, w których jako asystent Henryka Apostela, miałem możliwość prowadzenia reprezentacji Polski w ramach eliminacji do Mistrzostw Europy Anglia 96. Mieliśmy wtedy w grupie Francję, z którą w Zabrzu zremisowaliśmy 0:0, a w Paryżu 1:1. Na Parc des Princes do 87 minuty prowadziliśmy 1:0 po golu Andrzej Juskowiaka i dzięki znakomitej postawia Andrzeja Woźniaka, którego dopiero w ostatnich sekundach pokonał Youri Djorkaeff z rzutu wolnego.

Francja awansowała wtedy na angielskie EURO razem z Rumunią, z którą w Zabrzu zremisowaliśmy 0:0, a Słowaków pokonaliśmy 5:0. Czy o tym, że w 1996 roku nie pojechaliśmy na finały, zadecydowała porażka z Izraelem?
Zbigniew MYGA:
– Zaczęliśmy te eliminacje od falstartu w Tel Awiwie, gdzie przegraliśmy 1:2. Roman Kosecki w końcówce meczu strzelił gola, ale to było za mało i faktycznie tych punktów później brakowało. W rewanżu w Zabrzu też nie było łatwo, bo choć już w 1 minucie Piotr Nowak strzelił gola, to na przerwę schodziliśmy, przegrywając 1:2. Na początku drugiej połowy Andrzej Juskowiak, Wojciech Kowalczyk i Roman Kosecki zdobyli bramki, dzięki którym przechyliliśmy szalę zwycięstwa na swoją stronę. Do końca jednak było nerwowo, bo Izraelczycy strzelili kontaktowego gola, i wynik 4:3 świadczy o tym, że nie był to łatwy mecz.

Jakiego spotkania spodziewa się pan w sobotę?
Zbigniew MYGA:
– To jest bardzo ważny mecz dla naszych rywali. Izrael ma jeszcze szanse na drugie miejsce w grupie, więc spodziewam się, że będzie groźnym, zdeterminowanym przeciwnikiem. Jednak nasza reprezentacja, mająca już zapewniony awans, może w tym spotkaniu zagrać swobodnie i pokazać swoją klasę. Na to liczę, bo mamy w reprezentacji wielu klasowych zawodników, u których boku pojawiają się także zawodnicy wchodzący do drużyny narodowej. Takie wprowadzanie młodych piłkarzy jest bardzo ważne, bo dla nich tego rodzaju spotkania stanowią bardzo ważny egzamin. Dlatego szczególnie przyglądał się będę „dublerom”, których Jerzy Brzęczek ma okazję sprawdzić w trudnym meczu, ale takie sprawdziany mają największą wartość dla trenera.