Na ćwierćfinale poleciały łzy

Rozmowa z Matko Perdijiciem, Chorwatem od 15 lat związanym z naszym krajem, byłym bramkarzem Ruchu, Cracovii czy Widzewa, obecnie trenerem bramkarzy Zagłębia Sosnowiec.


Jak przeżywał pan ćwierćfinałowy mecz Chorwacji z Brazylią?
Matko PERDIJIĆ: – Musiałem odebrać syna z treningu. Szybko wróciliśmy do domu, zdążyliśmy na mecz, a potem… No ciężko było! Inne są emocje zawodnika, inne – trenera, a całkiem inne kibica. Gdy Neymar strzelił nam w dogrywce gola, poleciały łzy, ale szybko mówiliśmy sobie: „Spokojnie, jeszcze 15 minut, może się uda!”. Gol w końcówce to krzyki, wesele, a potem karne. Wyszła siła tej drużyny, mental, charakter, wiara w siebie. Emocje były niesamowite.

Ma pan żonę Polkę, w Polsce urodziły się pana dzieci. Ale wnioskuję, że przeżywają, gdy reprezentacja ojczyzny taty walczy w mundialu?
Matko PERDIJIĆ: – Antoni ma 10 lat, trenuje w Józefce Chorzów, na mecze Polski i Chorwacji patrzy tak samo. Rozmawialiśmy ostatnio w domu i zastanawialiśmy się, jakby to było, gdyby nasze reprezentacje wpadły kiedyś na siebie. Ja byłbym za Chorwacją i Antek stwierdził, że on też. Żona z córką Lenką – za Polską. Ale zakładam, że wszystko zależałoby od tego, jak przebiegałby mecz. Gdyby Polska wygrywała, Antek też kibicowałby już Polsce. Ciekawie by było.

Na razie nam do tego daleko. Jak – będąc osobą ze środowiska, ale zarazem mniej zaangażowaną emocjonalnie – patrzy pan na to, co dzieje się wokół reprezentacji Polski?
Matko PERDIJIĆ: – Przykro się to wszystko czyta, przykro się tego słucha. Polska wyszła z grupy, taki był cel, chłopaki dali z siebie, ile mogli. Zagrali na miarę możliwości. Negatywne komentarze nie są fajne. Powinno się pogratulować kadrze – i tyle, bo zrobiła swoje. Czy stać ją było na więcej? Nie wiemy. Niemcy, Belgia – większe drużyny odpadały już w grupie. Jestem teraz trenerem, funkcjonuję w tym środowisko i staram się odciąć od tych wszystkich komentarzy, ale wiem, że Polska na to nie zasłużyła. Niepotrzebnie stworzyła się tak negatywna atmosfera. Mogę powiedzieć, że w Chorwacji jest pod tym względem całkiem inaczej. Nie wiadomo, co by się stało, a w kraju tak negatywnej atmosfery wokół kadry by nie było. Półtora roku temu odpadliśmy z Euro w 1/8. Nic się nie działo, trener Dalić został na stanowisku, są efekty.

Liczył pan, że Chorwacja może powtórzyć wynik z poprzedniego mundialu i znów znaleźć się w czołowej czwórce?
Matko PERDIJIĆ: – Wierzyliśmy, że możemy to powtórzyć. Wiedzieliśmy, że mamy dobry team i jeśli wyjdziemy z tej trudnej grupy, to potem będzie szansa zajść daleko. Siła tkwi w drużynie, po prostu. No i mamy Lukę Modricia, który dla dla zespołu, a nie zespół gra dla niego. Czyta się, że Brazylia musi grać pod Neymara, że Argentyna musi grać pod Messiego. U nas tak nie jest. Modrić, jeden z najlepszych środkowych pomocników na świecie, gra dla drużyny. Ma 37 lat na karku i chciałbym, by jeszcze nas zaskoczył. Bez niego to już nie będzie ta sama kadra.

Jako trener bramkarzy, jak ocenia pan Dominika Livakovicia, który pomógł wygrać konkursy rzutów karnych z Japonią i Brazylią?
Matko PERDIJIĆ: – Pisało się i mówiło o Dominiku, że może być najsłabszym punktem zespołu. Wszyscy grają w ligach zagranicznych, a on w kraju, w Dinamie Zagrzeb. W trakcie sezonu miał leciutki kryzys, obawiano się, jak wypadnie w Katarze. W pierwszym meczu widziałem po nim niepewność, ale nie straciliśmy z Marokiem bramki, poradził sobie i dźwignął ten niesamowity ciężar, który był na jego plecach. Udowodnił klasę. W przeszłości spekulowano o jego transferze, raz czy drugi to nie wypaliło, ale wydaje mi się, że po tym turnieju będzie tylko kwestią czasu, kiedy jakiś zagraniczny klub sprowadzi go z Zagrzebia do siebie.

Z polskiej ekstraklasy pamiętamy Josipa Juranovicia, dziś reprezentującego Celtic Glasgow. Ktoś stwierdził, że z Brazylią grał jak prawy obrońca za 50 milionów.
Matko PERDIJIĆ: – Jestem pod wrażeniem jego występu. Zagrał cudownie. Ten chłopak to ewenement. Nie rozegrał ani jednego meczu w kadrach młodzieżowych, a dotarł do takiego poziomu, by mieć miejsce w pierwszym składzie pierwszej reprezentacji. To przykład, że wiarą w siebie, pracą, charakterem, możesz dojść daleko.


Ma pan na tym turnieju swojego ulubionego chorwackiego piłkarza spośród tych mniej oczywistych?
Matko PERDIJIĆ: – Odkryciem jest Josko Gvardiol. Chłopak ma 20 lat, a gra, jakby za sobą miał już 200 meczów w reprezentacji. Świetnie prezentuje się w parze stoperów z doświadczonym Dejanem Lovrenem. Ale trudno wyróżniać jednostki, skoro wszyscy prezentują tak wysoki poziom, walczą o kolejny medal.

Ilu znajomych ma pan w kadrze Chorwacji?

Matko PERDIJIĆ: – Mieszkaliśmy blisko siebie z Ivanem Perisiciem. Gdy jestem w Chorwacji, zdarza mi się spotkać z jego menedżerem. Z Ivanem znamy się osobiście. Obaj graliśmy w juniorach Hajduka Split, choć on był młodszy i mijaliśmy się. Znają się też nasi rodzice.

Jak może wyglądać półfinał z Argentyną?
Matko PERDIJIĆ: – Rzuci się na nas, ale Brazylia też miała się rzucić, a to my graliśmy piłką. Trzeba podejść do tego ze spokojem, grać swoje – tak jak w piątek, a niech rywale biegają. I tyle!

Rywale mają biegać za piłką, ale to wy jesteście reprezentacją niespełna 4-milionowego narodu. Niesamowite.
Matko PERDIJIĆ: – Jesteśmy małym narodem, ale mamy wielkie serca! Drzemie w nas siła i nie chodzi przecież tylko o piłkę nożną. W wielu dyscyplinach mamy klasowych zawodników. Ktoś pyta, z czego to wynika? Długo nie ma mnie już w ojczyźnie, ale gdy szkoliłem się, to zawsze sporo czasu poświęcało się technice. To była podstawa u dzieciaków. Technika, technika, technika! Polska przecież też szkolenie ma coraz lepsze. Gdy przyjechałem do was w 2007 roku, to w reprezentacji była spora grupa zawodników z ekstraklasy. Teraz proporcje zupełnie się odwróciły, Polacy wyjeżdżają, wielu z nich jest czołowymi postaciami swoich drużyn. Sporo się pozmieniało, to będzie owocowało.

Ale o dwóch z rzędu półfinałach mundialu możemy tylko pomarzyć. Wierzy pan, że Chorwacja może nawet poprawić wynik z 2018 roku?
Matko PERDIJIĆ: – Myślę sobie tak: w 1998 roku było trzecie miejsce we Francji, w 2018 roku było drugie miejsce w Rosji, zatem brakuje nam jeszcze tylko złota!



Na zdjęciu: – W 1998 roku był brąz, w 2018 – srebro, brakuje nam jeszcze tylko złota – mówi Matko Perdijić, Chorwat od lat związany z polskim futbolem.
Fot. Rafał Rusek/PressFocus