Na deskorolce do drugiej ligi

Wskutek środowej porażki (0:1) w Krakowie z Garbarnią zmienił się status Rozwoju, który nie jest już w tym roku zespołem w II lidze niepokonanym. Nie zmieniło się jednak to, że nadal traci niewiele goli. W ośmiu meczach rundy rewanżowej katowiczanie dali się pokonać ledwie trzykrotnie, w tym dwa razy po rzutach karnych. Defensywa spisuje się bardzo dobrze, a dobre dni przeżywa też Bartosz Golik. Dla 20-letniego bramkarza, wychowanka klubu z ul. Zgody 28, to najlepsze chwile w seniorskim futbolu. – Zaczęliśmy tę wiosnę super, grając na zero z tyłu. To zasługa całej drużyny. Skoro koledzy z pola pomagają mi przez 89 minut danego meczu – albo nawet przez trzy kolejki – to muszę mieć świadomość, że przyjdzie taki moment, w którym będę musiał być skupiony i pomóc im. Ważna jest też zdrowa rywalizacja o miejsce w bramce, a za taką oceniam tę między mną a Bartkiem Solińskim. Ktokolwiek będzie bronił, będę zadowolony, jeśli drużyna zachowa czyste konto i zdobędzie punkty – mówi Golik.

Upodobnił się do… Ronaldo

Co ciekawe, jego przygoda z piłką zaczęła się nie między słupkami, a w polu. – Tak było przez jakieś 5-6 lat, u trenera Rafała Lisa. Na początku byłem wystawiany z przodu. Zawsze miałem nadzieję – jak chyba każdy dzieciak – że będę profesjonalnie grał w piłkę. To najpiękniejszy zawód świata. Każdy chciał strzelać gole, być jak Zidane czy Brazylijczyk Ronaldo, który chyba przypadł mi do gustu za bardzo, bo tak się do niego upodobniłem, że… wylądowałem na bramce. Im stawałem się większy, tym coraz bardziej uchodziłem za zapchajdziurę. Gdy grałem w polu, byłem gruby i leniwy. Pewnego razu, na obozie w Węgierskiej Górce, nasz bramkarz przeziębił się, wrócił do domu i nie miał kto bronić w sparingu. Stanąłem więc w bramce ja, a trener Lis zapytał mnie, czy nie spróbuję tego na stałe. Początki były trudne. Nie chciałem chodzić na treningi. Płakałem i mówiłem rodzicom, że już nie chcę grać, skoro mam bronić. Ale… polubiłem to dość szybko. Bodajże w swoim pierwszym meczu jako bramkarz na dużym boisku, na Ruchu Chorzów, obroniłem karnego. Zaczęło mi się podobać, skoro widziałem, że czasem można coś ważnego obronić. Trener bramkarzy, Marek Kolonko, na naszych pierwszych zajęciach powiedział co prawda: „No nie, nic z tego nie będzie!”, ale jakoś się przekonał. Sporo rozmawialiśmy, od razu zasugerował mi, bym ściął włosy, które wtedy niemalże zasłaniały mi oczy. Trener Kolonko miał na mnie i ma nadal duży wpływ – podkreśla golkiper Rozwoju.

Jazda dla przyjemności

Dziś Golik współpracuje z trenerem personalnym, ściśle trzyma się diety, ale schudnąć musiał już w gimnazjum. Pomogło mu w tym jego hobby, czyli deskorolka. – Pamiętam, jak za juniora wywróciłem się na desce. Bok mnie bolał, a potem musiałem bronić w meczu. Jeździło się przy Pomniku Trudu Górniczego czy na Muchowcu. To też mały absurd, że nigdy nic poważniejszego na deskorolce mi się nie stało, a na treningach piłkarskich często dochodziło do skręceń kostki czy kolana. Teraz tylko jeżdżę sobie dla przyjemności, poodpychać się, bez żadnego skakania. Moja dziewczyna na rolki, ja – na deskorolkę… Muszę o siebie dbać, nie łapać niepotrzebnych urazów czy stłuczeń. Jeździłem 7 lat, czyli sporo. Trochę umiałem. Trzeba było jednak z czegoś zrezygnować – opowiada wychowanek Rozwoju, który przyznaje, że… trudno mu wyobrazić samego siebie grającego dla innego klubu. – Tu znam wszystko i wszystkich. Na stadion z Panewnik mam jakieś 2 kilometry. Autem – kilka minut. Rozwój to część mojego życia. Jestem w nim od 13 lat, od początku podstawówki. Cokolwiek będę robił w życiu, zawsze będę ten klub miło wspominał – przyznaje.

Podziwia kolegów

Na razie nie studiuje, ale jesienią zamierza rozpocząć fizjoterapię lub aktywność fizyczną i żywienie na katowickiej AWF. Zwłaszcza że ma na co dzień w szatni przedsiębiorczych kolegów. – Przede wszystkim, to ja tych ludzi podziwiam. Przemek Gałecki idzie do roboty w kopalni, a potem stawia się na treningu. Marcin Kowalski w agencji nieruchomości rano załatwi komuś mieszkanie, a potem na zajęciach daje z siebie maksa. Nie brakuje chłopaków, którzy poza piłką mają swoje projekty, interesy. Piotrek Barwiński czy Bartek Soliński trenują innych, Tomek Wróbel to już w ogóle człowiek-instytucja. Jest wielu ludzi, z których można brać przykład. Dlatego cieszę się, że mogę być w tej szatni! – uśmiecha się Bartosz Golik.

 

27
MECZÓW w drużynie seniorów ma na swoim koncie Bartosz Golik (26 w II lidze i 1 w I lidze). W 9 z nich zdołał zachować czyste konto.