Na drzwiach miałem szubienicę

Rozmowa z Maciejem Mizią, byłym piłkarzem Zagłębia Sosnowiec i Ruchu Chorzów.


Jakie ma pan wspomnienia z meczów Zagłębia z Ruchem?

Maciej MIZIA: – To były mecze bardzo podwyższonego ryzyka! Pamiętam swój występ z 1990 roku. Graliśmy na Zagłębiu, zdobyłem dwie bramki i wygraliśmy 2:0, trenerem był Leszek Baczyński. Chyba po tym meczu ktoś w Chorzowie o mnie pomyślał i tak się to potoczyło, że kilka miesięcy później wylądowałem w Ruchu. Na Ludowym graliśmy już w pierwszej kolejce. Nie dotrwałem do końca, bo tak było ostro z moimi kolegami…

Czerwona kartka?

Maciej MIZIA: – Nie, kontuzja! Efekt ambicji Janka Gałuszki, mojego przyjaciela, przy którego udziale trafiłem do Sosnowca, a w przerwie między sezonami już byliśmy razem w Poznaniu. Trenowaliśmy, mieliśmy prawie wszystko dogadane. Wiemy jakie były czasy – transformacja, pozwalniali nas wszystkich z kopalni, zostaliśmy bez etatów. Podczas pobytu w Poznaniu w hotelu odebrałem telefon, że mam wsiąść w konkretny pociąg i będzie na mnie czekał ktoś z Chorzowa. Tą osobą był mój późniejszy trener Edward Lorens.

Maciej Mizia. Fot. Zagłębie Sosnowiec

Oświadczono mi, że zostałem przez Zagłębie sprzedany. Wtedy zawodnik za bardzo nie miał prawa głosu, może jakbym się bardzo uparł, że nie… Ale sprawy dobrze się potoczyły. Mile wspominam czasy zagłębiowskie i chorzowskie. Jeżdżę na mecze do Sosnowca i Chorzowa, zawsze jest miło, ludzie jeszcze pamiętają, czasem ktoś poprosi byłego kapitana o zdjęcie… A byłem nim w Ruchu łącznie przez 4-5 sezonów!

„Gorol”, ale oswojony!

Maciej MIZIA: – Gdy graliśmy mecz z ŁKS-em – w składzie byli Surma, Jamróz czy Kwieciński – nie szło nam i w którymś momencie ktoś krzyknął: „Nie dość, że sami gorole, to jeszcze kapitan z Sosnowca!”. Bogdan Kalus, który był wtedy spikerem, zawsze ze śmiechem powtarzał mi tę historię, dopytywał czy pamiętam. Ale podkreślam zawsze, że zarówno kibice Zagłębia, jak i Ruchu, to dla mnie wzór!

Chyba dla Zagłębia mecze z Ruchem były ważniejsze niż dla Ruchu – z Zagłębiem?

Maciej MIZIA: – W tamtych czasach Ruch zdobył ostatnie mistrzostwo Polski – 1989 rok – dlatego wiele drużyn miało w sobie wielką ambicję, by go pokonać. Derby śląsko-zagłębiowskie, nie tylko z Ruchem, ale też GKS-em czy Górnikiem, mającym w składzie Janka Urbana, miło się wspomina. Do dziś mam z tamtych czasów zdjęcia, notatki, wycinki ze „Sportu”. Zawsze były pełne trybuny.

Gdy w barwach Ruchu wracał pan na Ludowy, to…?

Maciej MIZIA: – To za pierwszym razem trochę mnie wygwizdano, ale przecież ja do dziś mieszkam w Sosnowcu. Grając w Chorzowie też się nie wyprowadziłem, tylko cały czas żyłem na Zagórzu. Z sąsiadami problemów nie było, ale raz na drzwiach ktoś narysował mi szubienicę! Tłumaczyłem wtedy specyfikę tamtych czasów. Nikt i tak nie pytał czy chciałem iść do Ruchu. „Zostałeś sprzedany” – zakomunikowano mi, a dzięki zastrzykowi pieniędzy Zagłębie dalej mogło grać w lidze.

Jakie to były pieniądze?

Maciej MIZIA: – Teraz już nie wiem, ale wiadomo, że na stare – miliardy. Olbrzymia suma. Do momentu sprzedaży Piotra Czachowskiego do Serie A, byłem najdroższym zawodnikiem z ligi.

Pan też na tych przenosinach do Chorzowa zyskał?

Maciej MIZIA: – Tak, bo miałem swoje warunki, poza tym za sam transfer też dostałem jednorazowo określoną kwotę, ale to nie te pieniądze co teraz. Nie to, że jestem zarozumiały, ale gdybym grał teraz na takim poziomie co w moich czasach, to zarobiłbym w rok więcej niż przez całą karierę. Niech nikt się nie gniewa, ale są piłkarze, piłkarzyki i kopacze. Teraz ktoś kopnie dwa razy dobrze piłkę, a już zarabia miesięcznie 20 tysięcy.

Powspominaliśmy, to teraz trochę pospekulujmy. Jaki typ na sobotni mecz Zagłębia z Ruchem?

Maciej MIZIA: – Oj teraz po zmianach w Zagłębiu, to trudno powiedzieć. Prezentuje się, jak się prezentuje.

Czyli jak?

Maciej MIZIA: – Trochę słabo, delikatnie mówiąc, a Ruch też zszedł z tego tonu, co na początku rundy. Nie wiem, czego się spodziewać po tym meczu.

Zwolnienie Dariusza Dudka mogło zaskoczyć?

Maciej MIZIA: – Gdybym był przy drużynie, widział z bliska co się dzieje, to odpowiedziałbym precyzyjnie. Darek to dobry trener, nie wiem co się wydarzyło, że tak to wszystko poszło. Trudno by komuś we władzach, w szeregach właściciela podobały się porażki 0:6. Trzeba mocno wziąć się do roboty, by utrzymać się w tej lidze. Zagłębie ma jeszcze mecze z Ruchem, ŁKS-em, Bruk-Betem, Wisłą, czyli takie z kategorii bardzo ciężkich.

Zagłębiu będzie łatwiej utrzymać się niż Ruchowi awansować?

Maciej MIZIA: – Przed Ruchem trudne zadanie, ale gdy idzie się z rozpędu, to czasem wszystko wychodzi… Do ekstraklasy aspiruje wiele klubów. Przy odrobinie szczęścia – być może, kto wie… W tamtym sezonie awans też przecież wziął się z baraży. Teraz walka też będzie do końca. Widzimy, że Wisła przegrała z Puszczą, ta Puszcza uległa w środę Bruk-Betowi, który już wylądował na drugim miejscu i jest dosyć mocny. Oglądałem mecz Ruchu w Niecieczy, był po prostu słabszą drużyną. Ze swojej strony życzę utrzymania Zagłębiu i awansu Ruchowi.

Był pan już na nowym stadionie na Górce Środulskiej?

Maciej MIZIA: – Oczywiście. Bardzo przyjemne wrażenia, fajny stadion. Miło spędza się czas na meczach. Tylko żeby jeszcze były emocje i lepsza gra… Ruchu też staram się nie omijać, pojechałem do Gliwic, gdy grał z ŁKS-em, skończyło się 3:3. Ruch imponuje walecznością, nie ma dla niego straconych piłek., gra do samego końca. O to chodzi, o to, by bić się do ostatnich sekund. Widzimy jak często Ruch albo ratuje remis, albo wygrywa w końcówkach. Właśnie takiej ambicji życzę Zagłębiu – by tak walczyło, tak gryzło trawę jak Ruch. Wtedy na pewno będzie dobrze i nie trzeba będzie martwić się, że spadnie.

W sobotę na mecz naturalnie się pan wybiera?

Maciej MIZIA: – Jasne. Muszę być, tym bardziej, że w programie meczowym będzie wywiad ze mną. Co prawda sprzed sześciu lat, takie kopiuj-wklej… Mówię w nim, że jestem prezesem Górnika Sosnowiec i mamy w szkółce najniższe składki w okolicy. Teraz, gdy rozmowa ukazała się w internecie, niektórzy rodzice już zwracali mi uwagę, że przecież te składki wcale nie są najniższe i czemu tak mówię. No, ale to było 6 lat temu.

Ale nadal jest pan prezesem sosnowieckiego Górnika?

Maciej MIZIA: – Tak i podkreślam, że to praca społeczna. Mamy trzy sekcje: piłkę nożną, boks, pływanie. Jesteśmy małym, biednym klubem, a osiągnęliśmy spory sukces, bo założyliśmy drużynę futsalu i awansowaliśmy z trzeciej do centralnej drugiej ligi. Prowadzi ją mój syn Bartek, podobnie zresztą jak zespół w A-klasie na dużym boisku. Skoro w Sosnowcu dla kobiet centralnym klubem są Czarni, dla „zwykłej” piłki – Zagłębie, to może Górnik będzie centrum futsalu? Wszystko zależy od funduszy, czekają nas rozmowy, pan prezydent był bardzo za tym, by zrobić awans i cieszył się z niego. Niedawno odkryliśmy w archiwach, że nasze boisko wraz z klubem Błyskawica zostało powołane do życia w 1924 roku, czyli za rok czeka nas 100-lecie. Po reaktywacji drużyny seniorów i szkółki marzył mi się stadion. Plany były już zatwierdzone – trybuny na 500 osób, boisko z podlewaną murawą, do tego orlik, boisko do koszykówki, dwa korty i budynek, bo obecnie musimy przebierać się w hali. Czasy jednak się pozmieniały, dlatego musimy jeszcze na stadion poczekać. I dbać o to co jest. Niedawno naprawialiśmy boisko, bo dziki nam je ryją.


Na zdjęciu: Maciej Mizia (na małym zdjęciu), który na przełomie wieków reprezentował barwy Zagłębia i Ruchu, życzy dziś sosnowiczanom takiej ambicji i woli walki, jaką prezentują chorzowianie.