Na kolejkę zaprasza Krzysztof Bukalski: Zmiany nie zawsze dają efekt

Rozmowa z byłym piłkarzem m.in. Wisły Kraków, obecnie trenerem z licencją UEFA Pro.


Kto jest faworytem piątkowych derbów Krakowa?

Krzysztof BUKALSKI: – W derbach nigdy nie ma faworytów, więc tutaj trudno na kogoś wskazać. Cracovia jest wprawdzie wyżej w tabeli i ma więcej punktów, ale derby to derby. Ja oczywiście mam nadzieję, że zwycięży Wisła (uśmiech).

W Wiśle na ławce trenerskiej nie ma już Artura Skowronka. Słusznie się stało, że ten szkoleniowiec został zwolniony?

Krzysztof BUKALSKI: – Trudno powiedzieć. Czasem nowa osoba na ławce przyczynia się do zmian na lepsze, ale bywa i tak, że nie ma żadnego impulsu. Choć z reguły coś to na początku daje. Jednoznacznie nie potrafię jednak odpowiedzieć na to pytanie, tym bardziej że nie siedzę w środku. Trzeba być w klubie, żeby wiedzieć, jaka jest sytuacja i atmosfera w drużynie, co się dzieje. Z zewnątrz trudno ocenić zasadność zmiany trenera. Widocznie uznano, że jest to najlepszy moment na zmianę i tak zrobiono. Fakt jest taki, że nigdy nie wiadomo, co to przyniesie. Ja sam, będąc trenerem i mając swoje doświadczenia, źle się odnoszę do wszystkich zmian trenerów.

Na giełdzie padały różne nazwiska. Ostatecznie szkoleniowcem Wisły został Niemiec Peter Hyballa.

Krzysztof BUKALSKI: – Nad zatrudnieniem trenera naprawdę trzeba się pochylić. Wzięcie kogoś na szybko, pod wpływem impulsu, jest złe. Do każdego klubu powinien być dopasowany odpowiedni człowiek. Chodzi przecież o wizję i rozwój drużyny. Słyszałem nazwiska czterech czy pięciu różnych szkoleniowców. Mówiło się, że może być taki czy owaki trener. Każdy z nich był inny, z konkretnymi zaletami. Pytanie jednak, czy to są dobre kierunki? Trener musi pasować do sytuacji, do wizji klubu, do sposobu gry. Jak buduje zespół, jaki ma sztab, jakie zaplecze. Na to wszystko składa się wiele elementów. W naszej ekstraklasie często zatrudnia się trenerów na zasadzie: „wypali albo nie”. Moim zdaniem wszystko wcześniej powinno być głęboko przeanalizowane. Wcześniej czy później przychodzi refleksja, że to jednak nie ten. No i trzeba płacić dwóm szkoleniowcom.

Na czele tabeli znajduje się Raków, który zmierzy się ze Śląskiem Wrocław. Myśli pan, że częstochowianie tą eksponowaną pozycję mogą utrzymać do końca roku?

Krzysztof BUKALSKI: – Oczywiście, że tak. Natomiast pytanie, jak ten zespół będzie reagował w sytuacji, gdy na wiosnę – a zwłaszcza gdy będzie się zbliżać finisz rozgrywek – będzie występował w roli faworyta. Życzę jednak każdemu jak najlepiej. Trzeba też podkreślić, że gra tego zespołu wygląda fajnie i obiecująco, więc kto wie? Były przecież przypadki, że beniaminkowie czy zespoły z małym doświadczeniem w najwyższej klasie rozgrywkowej walczyły o mistrzostwo Polski.

Jako byłego zawodnika Górnika Zabrze zapytam pana o ocenę jego gry w bieżących rozgrywkach.

Krzysztof BUKALSKI: – Można ją porównać do sinusoidy. Na początku było bardzo dobrze, a potem przyszły słabsze momenty. Trzeba jednak pamiętać o stałym odpływie krwi z tej drużyny. Przy tak licznych i znaczących zmianach, a na domiar złego przy komplikującej wszystko pandemii, trudno mówić budowaniu płynności gry. Ale – uogólniając – w przypadku zabrzan nie jest źle.

Tabelę ekstraklasy zamyka Podbeskidzie. Czy bielski beniaminek, to rzeczywiście główny kandydat do spadku?

– Byłbym daleki od takiej oceny. Na miejscu będzie stwierdzenie, że nie ma jednego głównego kandydata do degradacji. Spójrzmy jak wygląda tabela; jak małe są różnice między poszczególnymi drużynami. Od 11. miejsca ostatni zespół dzielą ledwie trzy punkty. Do 9. miejsca, które zajmuje Lech, to ledwie 4 punkty. Nie zmienia to faktu, że i Podbeskidziu, i drugiemu beniaminkowi – Stali Mielec – będzie miał jednak trudno, choć akurat na przykładzie tego drugiego klubu widać, że nowa miotła (Leszek Ojrzyński – przyp. red.). Mielczanie przecież ostatnio zdobyli 4 ważne dla nich punkty.


Czytaj jeszcze: Peter Hyballa nowym szkoleniowcem Wisły Kraków

A jak oceni pan grę bielszczan?

Krzysztof BUKALSKI: – W ostatnim czasie nie prezentowali się źle. Brakuje im trochę szczęścia. Na pewno w Podbeskidziu muszą wszystko dobrze przeanalizować, bo inni się przebudzili i zdobywają punkty. Wystarczyć zerknąć właśnie na Stal Mielec i Piast Gliwice. Tymczasem w Bielsku jest stagnacja, choć trudno nie wspomnieć, że Podbeskidzie ma na razie tyle punktów, ile ich rywale.


Na zdjęciu: Nie może być inaczej – w krakowskich derbach znowu pewnie będzie iskrzyło!

Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus.pl