Na kolejkę zaprasza Mariusz Śrutwa: Brakuje mi polskich napastników

Rozmowa z jedną z legend Ruchu Chorzów, członkiem ekskluzywnego „Klubu 100”, zdobywcą 103 goli w ekstraklasie.


Po 12 rozegranych kolejkach na czele tabeli Raków przed Legią. Tak będzie do końca bieżących rozgrywek?

Mariusz ŚRUTWA: – Na to pytanie dzisiaj nikt nie jest w stanie odpowiedzieć. Na pewno wśród tych dwóch zespołów – plus może jeszcze dwóch, trzech innych ekip – rozstrzygnie się walka o mistrzostwo Polski i europejskie puchary. Nie jest niespodzianką, że tabela tak wygląda. Legia wróciła na właściwe tory po zeszłosezonowej zapaści, a Raków od kilku lat przyzwyczaił nas do tego, że swoją pracą zasługuje na to miejsce, w którym teraz jest. Tutaj zatem niespodzianek nie ma.

Gdzie upatrywać siły częstochowian?

Mariusz ŚRUTWA: – W konsekwencji, normalności, w wytyczonym planie i w doborze odpowiednich ludzi, począwszy od trenera, osób odpowiadających za klub, do ludzi decyzyjnych. Klub jest budowany od lat. Wystarczy przypomnieć, że obecny szkoleniowiec awansował z drużyną z niższych lig do ekstraklasy. Jasne, jakichś tam mankamentów też można się dopatrzeć, ale pracują tam metodycznie, są wyniki i to siła klubu z Częstochowy. Czyli odpowiednia ludzie, spokojna praca i dobry plan, który jest realizowany.

W czołowej szóstce są drużyny Widzewa i Stali. Obecność którego z tych zespołów jest dla pana większym zaskoczeniem?

Mariusz ŚRUTWA: – Bardziej Stali. Dlaczego? Widzew to jest marka, to jest firma, za którą stoją rzesze kibiców. Widzimy, jak to wygląda na meczach w Łodzi, zawsze jest komplet na widowni. Łodzianie są na fali awansu, który wywalczyli. Beniaminkowie, przynajmniej niektórzy, dobrze wchodzą w rozgrywki i ta pierwsza runda w ich wykonaniu jest bardzo dobra. Stal to jakby trochę inny biegun. Klub trochę zapomniany, nie mający aż tylu fanów co przykładowo Widzew, a borykający się też z problemami finansowymi, kadrowymi. To klub, na który nikt – w kontekście tego, co działo się w poprzednim sezonie – nie stawiałby, że będzie tak wysoko. Też ciekawe, czy to jest taka chwilowa zwyżka, czy utrzyma się to przez dłuższą część sezonu.

W dole tabeli plasują się obie górnośląskie jedenastki: Górnik i Piast. Co się dzieje? Przecież w poprzednim sezonie radziły sobie całkiem dobrze.

Mariusz ŚRUTWA: – Górnik od lat błąka się gdzieś tam w granicach miejsc w środku czy w dole tabeli. Kiedy już jest źle, to nagle dwa fantastyczne mecze i punkty pozwalają dojść resztę stawki. Trudno ocenić mi ten zespół, bo po okresie, kiedy dobrze patrzyło się na jego grę, teraz przyszedł taki okres, że jakoś to wszystko robione jest tam bez pomysłu i planu. Nawet kwestia przyjścia takiego gracza, jak Lukas Podolski… To dla mnie niezrozumiałe, że nie wykorzystano tego marketingowo. Na tej kanwie można był dla klubu zdecydowanie więcej zyskać i zbudować.

A Piast?

Mariusz ŚRUTWA: – To zaskoczenie, że gliwiczanie są w tabeli na tym miejscu. Wysoko od lat oceniam pracę trenera Fornalika. Pokazał, że wie, na czym praca szkoleniowa polega i zawsze był gwarantem, że miejsce w tabeli było wysokie. Jeżeli już nie gra w pucharach, to znajduje się w górnej części i walczy do końca, żeby w tych europejskich rozgrywkach zagrać. Coś teraz jakby się zacięło, nie wypaliło do końca. Mam nadzieję, że trener Fornalik wszystko to poukłada i jego warsztat pokaże, że to tylko wypadek przy pracy, a po okresie przygotowawczym wszystko znowu wróci na właściwe tory.

Na czele najskuteczniejszych strzelców ekstraklasy tacy piłkarze, jak Davo, Imaz, Gual, Hamulić, Flavio Paixao. Gdzie są polscy napastnicy?

Mariusz ŚRUTWA: – Skończyli się niestety dawno temu. Przypomnijmy sobie: nieskromnie powiem, że za czasów, kiedy jeszcze sam grałem czy może nawet trochę później, w jednej drużynie było po 4-5 zawodników, którzy regularnie trafiali do siatki. Byli piłkarze, którzy na sezon na koncie mieli po kilkanaście goli. Teraz Polaków trudno szukać, a jeśli ktoś taki się znajduje, to jest fantastyczna informacja. Trzeba powiedzieć, że jakość szkolenia napastników w naszym kraju kuleje. Zresztą ogólnie rzucę taki kamyczek do ogródka: ci młodzi piłkarze uważają, że jeżeli już coś pokażą, to zaraz nie ma ich w Polsce. A u nas co poniektórzy preferują ściąganie obcokrajowców. To smutne, nie tak to powinno wyglądać. Piłka nożna polega na zdobywaniu bramek, kibice kochają napastników, chcą się utożsamiać z takimi graczami i to właśnie oni są w stanie przyciągnąć rzesze ludzi na trybuny. Trudno wymagać, że dopingować kogoś obcego, którego po pół roku już nie ma. To ogromy błąd i na pewno trzeba się poważnie zastanowić co zrobić, żeby było w tym względzie inaczej.


Na zdjęciu: Kibice na Górnym Śląsku liczą, że Piast i Górnik szybko wygrzebią się z dołu tabeli. Na zdjęciu Tom Hateley (nr 24) i Piotr Krawczyk.
Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus.pl