Na mistrza z marszu i bez respektu

 

Ligowy ekspres mknie w najlepsze – ledwie w niedzielę po południu gracze NMC Górnika zeszli z parkietu po dramatycznej bitwie w Opolu (wygrali 20:19), a już po 50 godzinach znów staną do walki. Tym razem ugoszczą nie byle kogo, bo mistrza kraju PGE Vive. Potem będą mieć dwa dni „luzu”, by w piątek zakończyć grudniowy maraton spotkaniem w Kaliszu – ostatnim w tym roku.

– Pomimo tego, że od dwóch tygodni gramy w rytmie co trzy dni, chłopcy wyglądają naprawdę dobrze. Trener Marcin Lijewski świadomie w Opolu rotował składem, podobnie zresztą jak wcześniej. Zagrali niemal wszyscy po kilkadziesiąt minut – mówi „grający” asystent szkoleniowca Rafał Gliński, akurat w Opolu cały mecz „niegrający”. – Na kilka minut jestem przygotowany, ale Adrianowi Kondratiukowi i Łukaszowi Gogoli na środku szło na tyle dobrze, że nie było potrzeby zmiany. No, może poza tą ostatnią akcją, gdy „Synek” chyba za mocno podał do Szymona Sićki i straciliśmy piłkę, a Gwardia miała szansę na remis. Nie wykorzystała jej, a gdybanie chyba nie ma sensu. Najważniejsze, że zapisaliśmy kolejne 3 punkty – dodaje popularny „Glina”.

Górnik w 15 meczach sezonu uzbierał już 39 „oczek”, zaledwie 3 mniej od Vive – obie drużyny przegrały w Płocku, a w Kielcach mistrz wygrał pewnie z zabrzanami 34:24, choć przez pierwsze 30 minut mecz był zacięty: było nawet 10:8 dla gości, a na przerwie tylko 15:13 dla faworyta. Teoretycznie, gdyby dziś siódemka ze Śląska sensacyjnie wygrała, mogłaby marzyć nawet o 2. lokacie przed wiosenną rundą finałową.

Ale punktowa różnica w tabeli nie oddaje różnicy między czołową dwójką ligi a resztą stawki, której zdecydowanie – i to jest fakt – przewodzą podopieczni Lijewskiego, którzy wygrali już 10 spotkań z rzędu; po raz ostatni zeszli z parkietu pokonani w Płocku 24 września.

– Wiemy, z kim gramy. Jesteśmy gotowi na to, by wyjść na parkiet i walczyć do upadłego o jak najlepszy wynik, może w trakcie meczu stworzy się na to szansa. Jeżeli chcemy o czymś marzyć, to na pewno musimy zagrać lepiej niż z Gwardią. W obronie było solidnie, nie mówiąc o świetnym Martinie Galii w bramce, ale w ataku jest wiele do poprawy. 20 bramek w meczu to nie jest powód do dumy – podkreśla Gliński.
Transmisję ze spotkania przeprowadzi TVP Sport. Pozostałe mecze 16. kolejki odbędą się w środę.

Na zdjęciu: Martin Galia – doświadczenie Czecha jest dla Górnika bezcenne.

Dziś i jutro grają

PGNiG Superliga mężczyzn

Wtorek, 10 grudnia
ZABRZE, 18.00: NMC Górnik – PGE Vive Kielce
Środa, 11 grudnia
SZCZECIN, 18.00: Sandra Spa Pogoń – Energa MKS Kalisz
PUŁAWY, 18.00: Azoty – MMTS Kwidzyn
GŁOGÓW, 18.00: Chrobry – Zagłębie Lubin
MIELEC, 18.30: Stal – Orlen Wisła Płock
PIOTRKÓW TRYB., 18.30: Piotrkowianin – Torus Wybrzeże Gdańsk
TARNÓW, 19.15: Grupa Azoty – Gwardia Opole

 

***

Czeski lis kontra niemiecki wilk

Starcie w Zabrzu powinno być ciekawym pojedynkiem dwóch znakomitych bramkarzy – Martina Galii i Andreasa Wolffa. „Galicz” to ostoja zabrzan – „czeski lis” w niedzielę w Opolu odbił 15 z 29 rzutów gwardzistów i zakończył spotkanie z 52-procentową skutecznością. Po słabszym początku sezonu 40-letni reprezentant Czech znów należy do ligowej czołówki – wskoczył właśnie w statystykach na 5. miejsce ze średnią 35,47 (122 udane interwencje/344 rzuty).

Andreas Wolff – zawodnik listopada w Europie. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus

Trzeci w tej klasyfikacji jest Wolff (niemiecki wolf to polski wilk) – 38,15 (66/173). Warto jednak podkreślić, że Galia zagrał w 15 meczach Górnika, a 28-letni Niemiec tylko w 9 Vive, bo trener Tałant Dujszebajew opiera na nim obronę w Lidze Mistrzów, a na krajowym podwórku więcej szans dostają Mateusz Kornecki i Miłosz Wałach. I właśnie 18-letni kielczanin przewodzi klasyfikacji ze skutecznością 40,35 (46/114), ale uzyskaną w 7 meczach. Nie licząc Wałacha i Dawida Balcerka z Gwardii (40,00 – obronił m.in. 2 z 4 rzutów karnych), to właśnie Wolff i Galia należą do trójki najlepszych golkiperów PGNiG Superligi. Przedziela ich Serb Ivan Stevanović z Orlen Wisły Płock (37,02 w 9 meczach).

Wolff miał świetny listopad – aż cztery razy z rzędu jego interwencje trafiały do zestawienia pięciu parad kolejki Ligi Mistrzów, a po spotkaniach z Vardarem Skopje i Mieszkowem Brześć dwukrotnie został wybrany do najlepszej siódemki. W efekcie europejska federacja (EHF) wybrała Niemca graczem listopada! – Myślę, że to wynika z procesu adaptacji do nowej drużyny. Bramkarzom może jest łatwiej zgrać się z nową ekipą niż zawodnikom z pola, ale wciąż potrzebują na to trochę czasu, a w Kielcach system obrony jest inny niż ten, do którego byłem przyzwyczajony w THW Kiel lub w reprezentacji. Zajęło mi trochę czasu, by poznać moją drużynę trochę lepiej, nauczyć się zachowania zawodników, sam też ciężko pracowałem nad sobą na siłowni i myślę, że jestem w naprawdę dobrej formie – stwierdził niemiecki golkiper.

Co ciekawe, akurat pierwszy mecz Vive z Górnikiem Wolffowi nie wyszedł – odbił tylko 4 z 18 rzutów i kielczan w drugiej połowie „ratował” były zabrzanin, Mateusz Kornecki (9/19).