Na orkiestrę i na „fuzbal”

Symboliczne pięciolecie swego istnienia świętował bowiem Klub Biznesu, działający przy katowickim klubie. – Nasza dzisiejsza prezentacja obrazuje skalę wykonanej w ciągu pięciu lat pracy. Najpierw byliśmy na kongresie jedynie w roli uczestnika. Rok później mieliśmy tu swoje stanowisko, w 2017 – własny panel dyskusyjny. A dziś o związkach sportu i biznesu opowiada w naszym imieniu sam Robert Korzeniowski – mówił z dumą Marcin Janicki, pomysłodawca KB i obecny prezes GKS-u.

Lwia część występu czterokrotnego mistrza olimpijskiego poświęcona była jednak raczej wielkim pieniądzom: tym, które generuje ruch olimpijski. – Podzielam wizję, by duże miasta budowały kluby i swą markę przez sport – w ten sposób Robert Korzeniowski nawiązał jednak do gospodarza tego spotkania i do roli samorządów w finansowaniu zawodowego sportu.

Tak naprawdę praktycy w tej dziedzinie rozmawiali kilka sal dalej – podczas panelu „Futbol-Biznes-Standardy”.

Wyzwanie, a nie problem

– Dlaczego nasze miasto decyduje się finansować futbol i piłkę ręczną? Samorząd jest po to, by zaspokajać potrzeby mieszkańców. Są tacy – co tydzień 300-400 osób – którzy chodzą na koncerty orkiestry symfonicznej, więc taką mamy; koszt jej utrzymania to 4 mln zł rocznie. Środki wydawane na piłkę – przy co najmniej kilku tysiącach widzów – są więc zasadne – tłumaczył prezydent Płocka, [Andrzej Nowakowski]. Siedząca obok niego prezydent Zabrza, Małgorzata Mańka-Szulik, potakiwała na dźwięk tych słów. – Oczywiście, że dziś finansowanie klubu piłkarskiego to wyzwanie. Ale właśnie wyzwanie raczej niż problem. Górnik to przecież ogromna rzesza kibiców w mieście i w regionie, no i przede wszystkim znacząca marka daleko poza jego granicami – argumentowała.

U bram rady (miasta)

Z wyrazem zadumy z kolei przysłuchiwał się tym wystąpieniom Janusz Paterman. – Zawsze kibicowałem pani prezydent w jej działaniach związanych z Górnikiem. Nie pierwszy raz podkreślam swój podziw dla sposobu, w jaki można walczyć o klub. Nie wyobrażam sobie regionu bez Górnika, Ruchu, Zagłębia Sosnowiec, GKS-u Katowice. Każda z tych marek to ogromna promocja dla danego miasta. Wiele razy w ostatnim czasie próbowałem do tego przekonać radnych w Chorzowie… – mówił właściciel i prezes „Niebieskich”, gdy mikrofon trafił w końcu w jego ręce. Podkreślał, że dziś zawiadywany przezeń klub – niezależnie od obowiązującej restrukturyzacji – jest podmiotem w pełni wypłacalnym, na bieżąco regulującym swe zobowiązania.

A może program „stadion plus”?

Przedstawiciele samorządu – którzy dominowali wśród zaproszonych gości panelu – zwracali jednak uwagę na bardzo niewielki udział państwa w budowie bazy sportowej z prawdziwego zdarzenia. – Czwarta trybuna będzie – zapewniała Małgorzata Mańka-Szulik, nie podając wszakże konkretnego terminu zamiany Areny Zabrze w pełni nowoczesny obiekt. – Mamy nadzieję, że uda się to zrobić już z udziałem środków państwowych.

Przed wyzwaniem w postaci budowy nowoczesnej areny piłkarskiej stoi w tej chwili Płock. – Chcemy, by powstał w ciągu dwóch lat, w systemie „projektuj i buduj” – opowiadał Andrzej Nowakowski zdradzając, że wstępny koszt inwestycji to co najmniej 120 mln zł. I znów wracała kwestia dotacji. – Kilka stadionów na Euro 2012 powstało ze środków budżetu państwa. W Lublinie – dzięki środkom unijnym na tzw. Polskę wschodnią. My zostaliśmy z tą inwestycją – jako miasto – sami, ale… skoro KGHM mógł dołożyć do stadionu w Lubinie, czemu Orlen miałby nie dołożyć do stadionu w Płocku? To przecież taka sama spółka Skarbu Państwa – przypominał prezydent Płocka.
Obecny na spotkaniu Jan Widera, podsekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki, przytaczający ciąg liczb potwierdzający inwestowanie przez ten resort w rozwój sportu w kraju, w odpowiedzi nie miał konkretnych argumentów. – Aplikujcie państwo do ministerstwa. O dofinansowaniu konkretnych projektów decydują konkursy – mówił.

Przepaść transgraniczna

Najwięcej informacji liczbowych – pokazujących przepaść finansową między futbolem w Polsce i Niemczech – przywiózł ze sobą na ów panel Marian Ziburske, jeden z szefów giganta nieruchomości w Niemczech, firmy Westminster Vermoegen-sverwaltung GmbH, która rok temu negocjowała udział w finansowaniu Śląska Wrocław. Nie tylko pieniądze jednak „robią różnicę”. Bardzo bolesne – bo wyjątkowo negatywne – było też jego spostrzeżenie na temat jakości kadry zarządzającej polskimi klubami piłkarskimi… Ale to już temat na inną opowieść.