Na pierwszym miejscu… w sercu

Mająca w swej historii wiele wspaniałych momentów Koszarawa Żywiec broni się przed spadkiem do klasy B.


Zbliżający się do 80. urodzin Roman Wika nie bez powodu nazywany jest chodzącą legendą Koszarawy Żywiec. Jako bramkarz oraz działacz zarówno klubowy jak i Podokręgu Żywiec, a obecnie kibic, który nie opuszcza żadnego meczu czarno-niebieskich, od wielu lat jest ze swoją drużyną na dobre i na złe. Świętował awanse oraz cieszył się, gdy zespół założonego w 1910 roku klubu, mającego swojego delegata na zebraniu założycielskim PZPN, grała w III lidze. Obecnie przeżywa gorycz porażek drużyny okupującej pozycje w dolnym rejonie klasy A. Spojrzenie na tabelę, w której Koszarawa po 16 meczach ma tylko 9 punktów, nawet największych optymistów nie nastraja optymistycznie…

Ciężarówką po sensację

– 10 lipca będę obchodził 80. urodziny, a w ubiegłym roku miałem osobisty jubileusz 70-lecia związku z Koszarawą – mówi Roman Wika. – Zaczęło się w 1952 roku, bo wtedy jako 9-letni chłopiec, zresztą do dzisiaj mam zdjęcie zrobione wtedy na tę okoliczność, wstąpiłem do Koszarawy. Zawsze byłem bramkarzem. Największym piłkarskim przeżyciem był dla mnie mecz w III lidze z Tarnovią w Tarnowie, gdzie pojechaliśmy Starem 20. Na „pace”, pod plandeką ciężarówki były ławeczki i tak wygodnie pokonaliśmy ponad 150 kilometrów, a na boisku zremisowaliśmy 1:1, w czym była też moja zasługa, bo obroniłem karnego. Najlepsze recenzje zebrałem jednak po występie w Oświęcimiu, gdzie wygraliśmy z walczącą o awans do II ligi Unią. Przez cały czas rywale siedzieli w naszym polu karnym, ale nie mogli mnie pokonać, a w dodatku po jednej z moich interwencji złapałem piłkę i szybko wykopałem do Rudka Jeziorskiego, który stał na środku boiska. A ponieważ był bardzo szybki, to uciekł obrońcom i zapewnił nam sukces, który wszyscy określili mianem sensacji.

Kierownik i działacz

Boiskowe występy Romana Wiki w Koszarawie, z przerwą na służbę wojskową, trwały do końca lat 60.

– Kontuzja sprawiła, że musiałem przerwać grę, ale nadal byłem w klubie, bo powołano drugą drużynę i prezes Wiktor Duniewicz powierzył mi funkcję jej kierownika – dodaje Roman Wika. – Jednocześnie byłem trenerem i od C klasy przeszliśmy do „okręgówki”. W moim zespole był m.in. bramkarz Sławek Szymala, który kiedyś poprosił mnie o możliwość gry z przodu. Wystawiłem go więc w ataku i w wyjazdowym meczu ze Spójnią Zebrzydowice przyczynił się do zwycięstwa 6:3, bo strzelił 3 gole. Kiedy rozwiązano „dwójkę”, prezes Duniewicz zaproponował mi przejście do podokręgu Żywiec, gdzie był prezesem.

Na pocieszenie

Zaczął od funkcji weryfikatora rozgrywek trampkarzy, a Dariusz Mrowiec, kolejny prezes podokręgu, awansował go na przewodniczącego Wydziału Dyscypliny.

– Po pandemii stałem się jednak tylko kibicem i choć już nie jeżdżę na wyjazdowe mecze Koszarawy, to na domowych staram się bywać i niestety przeżywam te nasze porażki, a na pocieszenie wspominam miłe chwile – kontynuuje nasz rozmówca. – Te najprzyjemniejsze miały miejsce jesienią 2004 roku. Mieliśmy naprawdę mocną drużynę, która w Pucharze Polski najpierw wygrała 3:0 z Polarem Wrocław i trafiła do grupy z Wisłą Kraków, Szczakowianką Jaworzno oraz Tłokami Gorzyce. Wisła, jak przystało na mistrza Polski i zespół, który w Lidze Mistrzów grał z Realem Madryt, wygrała u nas 2:0, ale ze Szczakowianką, która wtedy występowała na zapleczu ekstraklasy, zremisowaliśmy 1:1, a z III-ligowymi Tłokami wygraliśmy 2:0 i z 2. miejsca weszliśmy do następnej fazy. Wiosną 2005 roku walkę o ćwierćfinał stoczyliśmy z maszerującą do ekstraklasy Koroną Kielce. W Żywcu zremisowaliśmy 2:2, a w rewanżu przegraliśmy 1:2 i pożegnaliśmy się z rywalizacją, ale był to na pewno najlepszy okres naszego klubu w XXI wieku.

Zmiennik Młynarczyka

A trzeba też dodać, że miniony wiek Koszarawa pożegnała z największą pompą, bo na obchody jej 90-lecia przyjechała sportowa i polityczna śmietanka.

– W meczu jubileuszowym byłem zmiennikiem Józefa Młynarczyka, a poza nim wystąpili m.in.: Włodzimierz Lubański, Stanisław Oślizło, Jan Furtok, Marek Koniarek czy Marek Motyka – wylicza Roman Wika. – Byli także ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz i nasz wychowanek Zdzisław Kręcina, wówczas sekretarz generalny związku. Następnym pokoleniom naszego klubu życzę więc, żeby w będącym już na ukończeniu nowym budynku też mieli okazję przeżyć takie chwile, ale na razie musimy się martwić o utrzymanie w klasie A. Gdy jednak przyszło nam spaść, to i tak Koszarawa będzie dalej na pierwszym miejscu… w moim sercu.


Na zdjęciu: Przygoda Romana Wika (w środku) z Koszarawą twa od 1952 roku!

Fot. slzpn.pl