Na pożegnanie Ligi Mistrzów wygrali

Andrej Gusow, trener GKS-u Tychy, dzień przed meczem nie krył irytacji i nie szczędził ostrych słów pod adresem obcokrajowców. – Moja żona ma przyjechać na ten mecz i może przyniesie szczęście – wyjawił trochę z powątpiewaniem. A tymczasem w przedostatnim meczu Ligi Mistrzów GKS Tychy sprawił miłą niespodziankę, wygrywając z Bolzano i tym samym w 3. sezonie tych prestiżowych rozgrywek zdobył pierwsze historyczne punkty dla Polski. A tuż po meczu żona trenera Gusowa usłyszała od kibiców, że już do końca sezonu nie wyjedzie z Tychów, bo przynosi szczęście. Na tę wygraną mistrzowie kraju solidnie zapracowali i wreszcie polski zespół nie będzie pokazywany palcem wśród innych ekip.

GKS do przedostatniego meczu LM przystąpił bez kontuzjowanych: Kamila Górnego i Kamila Kalinowskiego i trener był zmuszony dokonać roszad w linii obrony. Młokos Olaf Bizacki pojawił się w protokole, ale siedział w boksie. Tyszanie grali na 3 pary defensorów, bo taka są realia. Wszyscy sobie zdawali sprawę, że rywal będzie szukał okazji, by już teraz zapewnić sobie awans do play offu.

Niefrasobliwość

Hokeiści Bolzano byli faworytami i chyba nie przypuszczali, że trafią na taki opór. Gdy na ławkę kar powędrował Michal Kolarz, gospodarze sprawili miłą niespodziankę, bo Tomas Sykora podał do Andreja Michnowa i obaj popędzili na bramkę gości. Leland Irving, mający niewielką przeszłość w NHL, spodziewał się, że Ukrainiec odda krążek Czechowi. Ten jednak zdecydował się na błyskawiczny strzał i krążek wpadł do siatki obok zupełnie zdezorientowanego Kanadyjczyka. Kolarz dobrze nie zagrzał miejsca na ławie kar, bo upłynęło zaledwie 25 sek. Dzień przed meczem nie tylko w szatni tyskiej mówiło się odpowiedzialnej i rozsądnej grze. A tymczasem Kolarz zwlekał z wyprowadzeniem akcji i stracił krążek tuż przed bramką. Z prezentu skorzystał Anton Bernard i wyrównał.

Na trybunach zrobiło się głośno, gdy Michael Cichy po raz drugi dał GKS-owi prowadzenie. Jednak kolejne rozluźnienie w szeregach gospodarzy i goście zaledwie 18 sek. później zdołali wyrównać. Szkoda, bo gospodarze grali dobrze, ale 2 błędy sporo ich kosztowały.

Kara chłosty

Solidna praca w strefie obronnej rywala na początku drugiej odsłony przyniosła kolejnego gola. Cichy ze Szczechurą wyłuskali krążek rywalom, zaś Gleb Klimenko znów dał prowadzenie. Tyszanie dwoili się i troili, by dorównać rywalom i tak też było. Stworzyli kilka groźnych sytuacji, ale Jakub Witecki i Szczechura nie zdołali pokonać Irvinga. Trener Gusow chyba powinien zapowiedzieć, że każdy nonszalancki błąd będzie kara chłosty. Gdy wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą gospodarzy, bo na ławie kar przebywał Brett Findlay, gospodarze natarli, ale w prosty sposób stracili krążek. Andrew Crescenzi zdobył wyrównanie, grając w osłabieniu. Zamiast 4:2 zrobiło się 3:3 i byliśmy pełni obaw, czy gospodarze wytrzymają to spotkanie, bo tempo, jak na nasze standardy, było niezwykle szybkie. To była kolejna tercja straconych szans gospodarzy.

Horror z happy endem

Obie drużyny w III tercji grały już nieco ostrożniej i długo utrzymywał się remis. Tyszanie mieli 2 przewagi, ale niewiele z nich wyniknęło. Hokeiści Bolzano zwarli szeregi i gospodarze nie stworzyli poważniejszego zagrożenia. W końcu w 52:11 min do boksu kar powędrował Matthew MacKenzie i to był kluczowy moment tej emocjonującej potyczki. Tym razem tyszanie rozgrywali starannie i w końcu dopisało im szczęście. Filip Komorski podał do Cichego, a ten z pola bulikowego posłał krążek pod poprzeczkę.

Goście z jeszcze większą siła natarli i pod bramką tyską działy się istne cuda. Murray popełnił dwa katastrofalne błędy i chyba nikt nie potrafi wytłumaczyć, jak krążek nie wpadł do siatki. W 58:17 min Bolzano wycofało bramkarza i strefie tyskiej rozpoczął się horror zakończony happy endem! Gospodarzom udało się przejąć krążek i sam na sam z pustą bramką wyjechał Bartłomiej Jeziorski.

– Ręka mi zadrżała i przez ułamek sekundy pomyślałem, co będzie jak nie trafię – wyjawił po meczu tyski napastnik. – Na szczęście się nie pomyliłem i odnieśliśmy historyczną wygraną. To zwycięstwo smakuje może nawet lepiej niż mistrzostwo kraju. Solidnie zapracowaliśmy na ten sukces i on stał się faktem. Niewiarygodne, że w takich okolicznościach wyszarpaliśmy tę wygraną.

Andrej GUSOW: – Graliśmy jeden z najlepszych meczów w sezonie. Drużyna pokazała, że może walczyć i ma charakter. Taki hokej chcielibyśmy oglądać w każdym spotkaniu ligowym. Obcokrajowcy pokazali, że potrafią grać, strzelać gole, ale muszą być zaangażowani do początku do końca. To prawda, że chłopaki wyskoczyli ze spodni, a innymi słowy stanęli na wysokości zadania.

GKS TYCHY – HC BOLZANO 5:3 (2:2, 1:1, 2:0)

1:0 – Michnow – Sykora (6:16, w osłabieniu), 1:1 – Bernard (14:22), 2:1 – Cichy – Szczechura (17:45), 2:2 – Insam – Miceli – MacKenzie (18:03), 3:2 – Klimenko – Szczechura – Cichy (21:54), 3:3 – Crescenzi – Mca Kenzie – Blunden (38:21, w osłabieniu), 4:3 – Cichy – Komorski (53:43), 5:3 – Jeziorski – Galant – Kotlorz (59:29, do pustej).

Sędziowali: Ladislav Smetana (Austria) i Michał Baca – Wojciech Moszczyński i Wiktor Zień. Widzów 2158.

TYCHY: Murray; Pociecha – Ciura, Kolarz (2) – Bryk, Novajovsky – Kotlorz; Michnow – Komorski – Sykora, Kogut – Rzeszutko (4) – Bagiński, Szczechura – Cichy – Klimenko (2), Witecki – Galant – Jeziorski. Trener Andrej GUSOW.

BOLZANO: Irving; Glira – Nordlund (2), Campbell – Geiger (2), MacKenzie (2) – Marchetti, Brighenti; Blunden – Findlay (2) – Petan, Insam – Crescenzi – Miceli, Carozza – Kuparinen – Deluca, Frank – Bernard – Schweitzer. Trener Kai SUIKKANEN.

Kary: Tychy – 8 min, Bolzano – 8 min.

 

1. Skelleftea 5 13 24:9

2. Bolzano 5 7 14:12

3. Helsinki 5 7 10:15

4. Tychy 5 3 12:24

 

Na zdjęciu: Od początku do końca trwała twarda walka o każdy centymetr lodu.