Na przekór wirusowi Podbeskidzie sprostało zadaniu!

Niedługo przed meczem Podbeskidzie straciło trzech piłkarzy z powodu koronawirusa. Ale mimo to zdołało zdobyć trzy punkty.

Dzień przed spotkaniem z Zagłębiem Lubin trener Podbeskidzia, Krzysztof Brede, podkreślił, że ma swój plan na mecz, ale jednocześnie trochę się obawiał. Tego, czy wszystkie testy na obecność koronawirusa, które zostały zaplanowane na wtorek, dadzą wyniki negatywne.

Obawy szkoleniowca się potwierdziły, bo niedługo przed pierwszym gwizdkiem poinformowano, że Kamil Biliński, Filip Modelski i Bartosz Jaroch uzyskali pozytywne wyniki. Oznaczało to, że wymienieni zawodnicy nie mogli wystąpić przeciwko „Miedziowym”, a dwóch z nich było przewidzianych do wyjściowego ustawienia.

Modelski, to jeden z pewniejszych obrońców, jeżeli chodzi o Podbeskidzie w tym sezonie, a Biliński jest najskuteczniejszym piłkarzem „górali”. Strzelił 5 z 10 zdobytych przez bielszczan bramek w bieżących rozgrywkach. Stwierdzone zakażenie u Jarocha wywołało kolejny problem, bo to on – gdyby był zdrów – zastąpiłby „Modela” na prawej stronie defensywy.

Dobrze weszli w mecz

A tak na tej pozycji zagrał Karol Danielak, który w ekspresowym tempie musiał sobie przypomnieć, jak to jest. Zawodnik, który pod Klimczokiem występował wyłącznie na prawym skrzydle, w odleglejszej przeszłości występował na boku obrony, choć częściej na… lewej stronie. W poprzednim sezonie Danielak strzelił dla Podbeskidzia 13 goli i był najskuteczniejszym graczem „górali”.

Ale to nie on podszedł do rzutu karnego, kiedy w 12. minucie spotkania kompletnie nieodpowiedzialnie we własnym polu karnym zachował się Lubomir Guldan. Doświadczony obrońca Zagłębia zastosował… cios nogą rodem ze wschodnich sztuk walki i w ten sposób powalił Maksymiliana Sitka.

Piłkę na jedenastym metrze ustawił Łukasz Sierpina. Dobiegając do niej kapitan Podbeskidzia się jednak pośliznął i przeniósł futbolówkę nad poprzeczką.

Mimo tego niepowodzenia zespół spod Klimczoka udanie wszedł w mecz. Niedługo po niewykorzystanym karnym z dystansu próbował Mateusz Marzec i sprawił Dominikowi Hładunowi sporo problemów. Ofensywny pomocnik zastąpił w wyjściowym składzie Kamila Bilińskiego i kilka minut później wywiązał się z tego, za co napastnik Podbeskidzia odpowiada.

Z rzutu rożnego piłkę w pole karne dostarczył Sierpina. Przedłużył ją głową Gergoe Kocsis, a Marzec, bardzo umiejętnie, znalazł dla siebie trochę miejsce w polu karnym i z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Zdobywając w ten sposób swojego premierowego gola w ekstraklasie.

Mogło być więcej

Po objęciu prowadzenia gospodarze oddali inicjatywę rywalowi. Ale nie było tak, że Zagłębie przejęło kontrolę nad spotkaniem, bo bielszczanie byli w miarę dobrze zorganizowane w defensywie. Dwa strzały z dystansu, z którymi poradził sobie Michal Pesković, a także jedna sytuacja, w której słowacki golkiper interweniował niezbyt pewnie, ale bez konsekwencji, to było wszystko ze strony „Miedziowych” przed przerwą.

Podbeskidzie prowadziło zasłużenie, bo w ofensywie było konkretniejsze. Mogli jedynie bielszczanie żałować niewykorzystanego rzutu karnego, bo wówczas ich zaliczka byłaby dwa razy większa.

W pierwszych minutach drugiej odsłony niewiele się zmieniło. Zagłębie częściej utrzymywało się przy piłce i próbowało organizować się w ataku, ale bielszczanie byli na to przygotowani i nie pozwalali rywalowi rozwinąć skrzydeł. Umiejętnie wybijali ich z uderzenia, a bardzo dobrą pracę w środku pola wykonywał szczególnie Kocsis.

„Wielbłąd” Hładuna

Gorąco w polu karnym Podbeskidzie zrobiło się po błędzie Kacpra Gacha, który stracił piłkę w bocznym sektorze boiska. Trafiła ona następnie do Filipa Starzyńskiego, którego strzał ofiarnie zablokował Michał Rzuchowski. Chwilę później Dejan Drażić zagrał odrobinę zbyt mocno do Patryka Szysza i szybszy okazał się Pesković. Trzeciego ostrzeżenia już nie było. Znów niepewnie zachował się Gach, a Kacper Chodyna zagrał do Jewgiwnija Baszkirowa. Ten zaś świetnie obsłużył Roka Sirka, który mocnym strzałem doprowadzi do wyrównania.

Zagłębie długo pracowało na wyrównującego gola. Tymczasem kilka minut wystarczyło Dominikowi Hładunowi, aby wszystko zmitrężyć. Golkiper Zagłębia popełnił kardynalny błąd, przyjmując piłkę. Futbolówka odskoczyła mu na tyle daleko, że zdołał wyłuskać ją Desley Ubbink, który chwilę wcześniej pojawił się na boisku. Holender nie mógł nie trafić z metra do pustej bramki i „górale” wrócili na prowadzenie. Tym razem nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa i wygrali drugi mecz w tym sezonie.


Podbeskidzie Bielsko-Biała – Zagłębie Lubin 2:1 (1:0)

1:0 – Marzec, 23 min (asysta Kocsis), 1:1 – Sirk, 71 min (asysta Baszkirow), 2:1 – Ubbink, 74 min (bez asysty).

PODBESKIDZIE: Pesković – Danielak, Komor, Baszłaj, Gach – Rzuchowski (71. Figiel), Kocsis – Sitek (79. Gutowski), Marzec (71. Ubbink), Sierpina (64. Miakuszko) – Roginić. Trener Krzysztof BREDE. Rezerwowi: Leszczyński, Rundić, Nowak, Bieroński, Martin.

ZAGŁĘBIE: Hładun – Chodyna, Szimić, Guldan, Balić – Poręba, Baszkirow, Starzyński (69. Mraz), Bednarczyk (46. Drażić) – Szysz, Sirk (87. Jończy). Trener Martin SZEVELA. Rezerwowi: Forenc, Reese, Kruk, Wójcicki, Bartolewski, Żubrowski.

Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Żółte kartki: Roginić (58. faul), Komor (76. faul) – Guldan (12. faul), Szimić (47. faul), Drażić (77. faul).
Piłkarz meczu – Mateusz MARZEC


Na zdjęciu: To był trudny mecz dla Podbeskidzia, ale „górale” pokazali charakter i wygrali drugi mecz w tym sezonie.

Fot. Tomasz Folta/Pressfocus