Na razie oglądamy się za siebie

Bogdan NATHER: Patrząc na wyniki, w rundzie wiosennej gracie w kratkę, tzn. albo wygrywacie, albo przegrywacie. Jakie są powody tych wahań formy?

Mariusz MUSZALIK: – Nikt z nas nie ma pojęcia, co się dzieje. Wszystkich w zespole nurtuje to pytanie, lecz żaden z nas nie znalazł na nie odpowiedzi. Przecież remisy w meczach też byłyby cenne, a nam się nie udaje ich uzyskać. Nie ma mowy o lekceważeniu przeciwnika, zresztą nie oglądamy się na nich, tylko pilnujemy własnego nosa. Chcielibyśmy złapać serię, jaką miały chociażby Rozwój Katowice, czy Gryf Wejherowo. Jeżeli takową złapiemy, powinno pójść łatwiej. W sobotę wygraliśmy z Legionovią, w środę gramy z Wisłą Puławy, więc…

W trakcie jednego meczu, gdzie wszystko się wam układa, zdarzają się wam przestoje, które mają poważne konsekwencje. Przykład pierwszy z brzegu – mecz z Siarką Tarnobrzeg. Prowadziliście do przerwy 1:0, by w II połowie stracić 3 gole w ciągu 12 minut. Powodem tego był brak koncentracji? Zbyt szybko osiedliście na laurach?

Mariusz MUSZALIK: – Patrzę na to trochę inaczej. W wyjazdowym meczu z Garbarnią Kraków po stracie gola szybko poprawiliśmy wynik na 2:1, a potem strzeliliśmy na 3:1. Z Siarką prowadziliśmy i nie wykorzystaliśmy doskonałej okazji na zdobycie drugiej bramki. Poza tym wystarczy spojrzeć na tabelę – więcej bramek od nas straciła tylko Gwardia Koszalin, co chluby nam nie przynosi. Ale to nie jest wina tylko naszych obrońców, lecz całego zespołu. Po prostu często – z niezrozumiałych powodów – cofamy się zbyt głęboko, ustawiamy się za nisko. Gdybyśmy grali na większym luzie, pewnie byłoby nam łatwiej. Ale my widzimy, na którym miejscu jesteśmy i może stąd większa nerwowość.

Wciąż oglądacie się za siebie, czy jednak patrzycie w górę tabeli?

Mariusz MUSZALIK: – Na dziś oglądamy się za siebie. Po zwycięskim meczu z Wartą Poznań, gdybyśmy potem wygrali bądź zremisowali z Rozwojem Katowice, byłoby inaczej. Musimy jak najszybciej uciec z zagrożonej strefy, bo przeciwnicy znajdujący się za nami nie śpią i seryjnie zdobywają punkty. O Gryfie i Rozwoju już mówiłem, a dodam do tego Kluczbork, któremu kibicuję, ze względu na trenera Jana Furlepę.

Z Kluczborkiem zmierzycie się 4 maja w Rybniku. Też będzie pan kibicował trenerowi Furlepie?

Mariusz MUSZALIK: – Tak, ale po naszym meczu (śmiech).

W rundzie jesiennej pokonaliście Wisłę 4:2. Ostatnie zwycięstwo tej drużyny ze Stalą Stalowa Wola jest dla was sygnałem ostrzegawczym?

Mariusz MUSZALIK: – Wisła jest zespołem, którego lokata w tabeli nie jest adekwatna do jego możliwości i prezentowanego poziomu. Nasz najbliższy przeciwnik powinien być znacznie wyżej, ale to już jego problem. Jego ostatnia wygrana na pewno pozwoliła mu nabrać pewności siebie i dodać wiary, że szybko wykaraska się z kłopotów. O zaletach najbliższego rywala wiemy chyba wszystko i jego ostatnia wygrana nie zmieniła naszego podejścia. Jesteśmy zmotywowani, zmobilizowani i skoncentrowani do tego stopnia, by nie wracać z Puław z pustymi rękami. Jak zaznaczyłem wcześniej, remisy w rundzie wiosennej też są cenne i trzeba je szanować.

Żeby myśleć o lepszych wynikach, musicie poprawić skuteczność strzelecką. Potraficie stwarzać dogodne okazje, ale z ich wykończeniem bywa słabo.

Mariusz MUSZALIK: – Niestety, muszę się z tym zgodzić. Zdobywanie bramek ze stałych fragmentów gry lub bezpośrednio po nich nie wystarcza. Gdybyśmy mieli skuteczność na poziomie 30-40 procent, bylibyśmy znacznie wyżej w tabeli. Faktycznie, trudno nam strzelić gola z akcji, ale cieszymy się, że takowe sytuacje potrafimy sobie wypracować.

Dawno, bo od końca listopada, nie strzelił pan bramki. Męczy to trochę pana, czy nie ma większego znaczenia?
Mariusz MUSZALIK: – Trochę mnie męczy. Kiedyś nawet nie „wąchałem” piłki w polu karnym przeciwnika, ale w ostatnich meczach z Rozwojem i Legionovią spadła mi pod nogi. Mam nadzieję, że wkrótce podreperuję swoje konto strzeleckie. Może już w meczu z Wisłą…