Na szczęście krew zalała mi tylko twarz

Jest pan zadowolony ze swojego debiutu w GKS-ie Jastrzębie?

Dawid GOJNY: Tylko z tego, że wyszedłem w podstawowym składzie. Nie do końca ze swojej gry, zwłaszcza przy stracie drugiego gola mogłem się lepiej zachować. Bramkarz wybijał piłkę z „piątki”, ich zawodnik przegrał piłkę głową, gdzie mnie akurat zabrakło.  A przede wszystkim jestem niezadowolony z wyniku. Remis na pewno nam się należał, a nawet zwycięstwo. Po przerwie mieliśmy przecież mecz pod kontrolą, po każdej naszej wrzutce pod bramką rywali „śmierdziało”.

Niemal przez cały mecz z opatrunkiem na głowie. Uraz poważny, czy „drobnica”?

Dawid GOJNY: Kontuzji doznałem już w 7 minucie gry, zderzyłem się z zawodnikiem nr 34 (Adrian Piekarski – przyp. BN), któremu też założono opatrunek na głowę. Czy z tego powodu odczuwałem dyskomfort? W trakcie meczu bólu się nie czuje, działa adrenalina. Muszę jednak przyznać, że rana była bardzo głęboka. Na szczęście krew zalała mi tylko twarz, nie poplamiła koszulki (śmiech). Najwięcej pracy z moją głową było w przerwie. Gdy po meczu pojechałem na izbę przyjęć, lekarz powiedział, że nie może założyć stripów (sterylne paski do zamykania ran – przyp. BN), tylko musi dwa szwy.

Czego wam zabrakło, by przynajmniej mecz zremisować?

Dawid GOJNY: Przede wszystkim szczęścia oraz zimnej krwi pod bramką przeciwnika. Oskar Mazurkiewicz mógł wyrównać w końcówce spotkania, a w doliczonym czasie gry pecha miał Kamil Szymura. W akcji, po której straciliśmy drugiego gola, było więcej przypadku niż celowych zagrań. Przeciwnik miał szczęście, a my pecha.

 

Jako jedyny w obecnym zespole z Jastrzębia, grał pan ostatnio mecze ligowe z Rakowem Częstochowa. ROW Rybnik, którego był pan zawodnikiem, w sześciu potyczkach odniósł trzy zwycięstwa i tyle samo razy schodził z boiska pokonany. Któryś z tych meczów zapadł panu w pamięci?

Dawid GOJNY: Nie pamiętam dokładnie, kiedy to było, ale tylko raz wygraliśmy w Częstochowie. Pierwszą bramkę dla nas strzelił wtedy Szymon Sobczak, a wynik ustalił Michał Płonka. Miałem asystę przy pierwszym golu, co sprawiło mi ogromną frajdę. Żeby teraz to powtórzyć… Drugim meczem, który zapamiętałem, była porażka w Rybniku 1:2. Prowadziliśmy 1:0 po bramce „Zganiego”, czyli Mariusza Zganiacza, mimo to przegraliśmy. W końcówce próbowaliśmy gonić wynik, ale nasze plany zniweczyła czerwona kartka dla Dominika Budzika.

Raków to teraz zupełnie inny zespół, jeden z głównych kandydatów do awansu do ekstraklasy. Jedziecie do Częstochowy, by nie przegrać? To was w zupełności usatysfakcjonuje?

Dawid GOJNY: Jestem pewien, że będzie to bardzo fajny mecz z kibicowskiego punktu widzenia. Spora grupa z Jastrzębia wybiera się do Częstochowy, a my zapewniamy, że damy z siebie wszystko. Nie zadowolimy się przed meczem remisem, będziemy walczyli o zwycięstwo, bo taki styl preferuje przecież trener Skrobacz. Praktycznie od wtorku realizujemy misję Raków.

To bardzo odważna deklaracja. Znaleźliście sposób, by zaskoczyć rywala?

Dawid GOJNY: Podczas zgrupowania w Kamieniu zagraliśmy sparing z Rakowem, poznaliśmy ich sposób gry. Ale to będzie zupełnie inny mecz, inne składy. Grają bardzo podobnym systemem, który teraz obowiązuje w ROW-ie Rybnik, z trzema środkowymi obrońcami i dwoma wahadłowymi. Myślę, że znajdziemy w Rakowie jakieś luki i postaramy się je wykorzystać. Jakie? Trudno mi powiedzieć, jaką nasz trener ma wizję tego meczu.