Na tytuł jeszcze czekamy, MVP – już mamy

Sędziowie zaczęli „koncert” już w początkowych minutach, kiedy nie zauważyli faulu, po którym nasz zespół powinien dostać rzut karny, zaś Portugalczycy – dwuminutowe wykluczenie. Była to, niestety, zapowiedź bardzo dziwnego zachowania arbitrów, którzy do końcowego gwizdka faworyzowali miejscowych. Na domiar złego, gospodarze objęli prowadzenie po jedynej sensownej akcji przeprowadzonej w pierwszej połowie zakończonej nieczystym uderzeniem, co zupełnie zmyliło Mateusza Łysika.

Kiedy było 6 minut do końca czasu podstawowego, trener Klaudiusz Hirsch – na co dzień wyjątkowo spokojny człowiek, ale nawet on nie był w stanie powstrzymać się przed niecenzuralnymi komentarzami pod adresem arbitrów – przypomniał o konsekwentnej realizacji przedmeczowych zadań, przede wszystkim o stosowaniu wysokiego pressingu. – Panowie, nie ma możliwości, żeby nie wpadło. Jesteśmy lepsi, w końcu wpadnie!

Jak się okazało, miał rację. Elsner dograł z lewego skrzydła wprost na nogę stojącego metr przed bramką Dębickiego, któremu noga nie zadrżała i nasz kapitan doprowadził do wyrównania. Potem sędziowie ukarali 2-minutową karą Wojciecha Springera (choć chyba tylko oni widzieli przewinienie naszego pivota), zaś rezerwowego Rafała Chorążego – czerwoną. Nie uchroniło to jednak gospodarzy przed stratą drugiej bramki. Po spokojnym przetrzymaniu okresu gry w osłabieniu, w czwartej doliczonej minucie Elsner popisał się bajeczną wrzutką w pole karne, zaś Dębicki cudownie strącił tę – jak mawiają piłkarze – zawiesinkę głową. – Mamy to! Mamy finał, na który zasłużyliśmy jak nikt inny. Przecież nawet z pomocą sędziów Portugalczycy nie byli w stanie nas ograć. Teraz powinno być już z górki – zakończył ze śmiechem doświadczony gracz.

– Elsner jest świeżo po kontuzji, naprawdę daleki od najwyższej formy. Stąd brały się błędy w meczach fazy grupowej, które popełnił. Na poziomie półfinału mistrzostw świata pokazał jednak, co znaczy doświadczenie. Zrobił w naszym zespole kolosalną różnicę w spotkaniu z Portugalczykami – skomplementował trener Hirsch. – Dębicki gra natomiast na swoim poziomie. A naprawdę zdziwiłbym się, i to niezależnie od wyniku finału, gdyby Bartek nie został uznany MVP turnieju. W fazie grupowej dopiero się rozpędzał, ale odkąd zaczęła się ta pucharowa jest zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Socca World Cup w Lizbonie.

Finałowym rywalem biało-czerwonych będą Niemcy, którzy dopiero po serii rzutów karnych w meczu z Rosją zapewnili sobie awans do finału. Na odpoczynek mają półtorej godziny krócej od Polaków, w przedostatnim występie na mundialu prezentowali – także zdaniem naszego selekcjonera – antyfutbol. Jedyny słuszny wniosek, jaki można wysnuć po półfinałach jest więc następujący: to nasz zespół – dziś o 21.30 polskiego czasu – przystąpi do decydującej rozgrywki w roli faworyta. Przeciw Portugalii Hirsch w wyjściowym składzie wystawił następującą szóstkę: Łysik – Elsner, Golatowski, Rosiński, Gliński, Dębicki, zaś na lotne zmiany wchodzili: Milewski, Citko, Grzywa, Mnochy i Springer. Przed finałem nie należy oczekiwać rotacji w składzie. Natomiast taktykę na każde spotkanie trener polskiego zespołu zmienia dość istotnie.