Nadal z nią wygrywa

Stal Mielec nie mierzyła się z Legią przez niemal ćwierć wieku. Pierwsza od tak dawna wizyta przy Łazienkowskiej zakończyła się sukcesem.


Mimo iż Stali Mielec nie było w ekstraklasie przez 24 lata, to historia konfrontacji na najwyższym poziomie rozgrywkowym tego zespołu z warszawską Legią jest bardzo bogata. I ciekawa. Np. w sierpniu 1975 roku, czyli ponad 45 lat temu, Stal rozgromiła Legię u siebie aż 6:0. Ale cóż to były za nazwiska po obu stronach boiska! W zespole z Mielca grali tacy piłkarze, jak Grzegorz Lato, Henryk Kasperczak i Jan Domarski. A w drużynie gości wystąpili m.in. Lesław Ćmikiewicz i Kazimierz Deyna. Był taki czas w latach 70. poprzedniego stulecia, kiedy Legia nie była w stanie wygrać ze Stalą żadnego z dziesięciu kolejnych meczów ligowych.

Później, już w latach 80. i 90., zespół z Łazienkowskiej dominował nad tym rywalem. W sumie, do ostatniego piątku, historia konfrontacji tych drużyn zawierała się w 48 meczach na najwyższym poziomie rozgrywkowym, a bilans był w miarę wyrównany. 19 zwycięstw miała na swoim koncie Legia, 13 razy odnotowano remis, a Stal wygrała 16 meczów.

W ostatniej w tym roku kolejce mielczanie wygrali po raz siedemnasty w historii mecz z Legią w ekstraklasie. Przerywając imponującą passę „Wojskowych” we wzajemnych konfrontacjach, która wynosiła osiem zwycięstw z rzędu. W Warszawie triumfowali już szósty raz w historii, a pierwszy od sezonu 1991/92. To zawsze powód do zadowolenia. Tym bardziej, że przez niemal ćwierć wieku oba kluby znajdowały się w zupełnie innych piłkarskich światach.

Legia, od 1996 roku, czyli od ostatniego starcia w ekstraklasie ze Stalą, po osiem razy zdobywała mistrzostwo i Puchar Polski. Grała w Lidze Mistrzów i regularnie reprezentuje nasz kraj na międzynarodowej arenie. Ekipa z Mielca, tymczasem, sięgnęła dna, bo był nawet taki sezon, w którym nie rywalizowała w żadnych rozgrywkach. A ponadto poznała, jak smakują występy nawet na piątym poziomie. Tym bardziej takie zwycięstwo, jak to z piątku, świetnie smakuje.

To trzecia wygrana mieleckiego zespołu po powrocie do ekstraklasy, a na dodatek pierwsze zwycięstwo odniesione na wyjeździe. Dziś już nie ma żadnych wątpliwości, że decyzja o zmianie na stanowisku trenera – Dariusza Skrzypczaka zastąpił Leszek Ojrzyński – była słuszna.

Stal zajmuje wprawdzie nadal przedostatnie miejsce w ligowej klasyfikacji, ale nad Podbeskidziem ma już znaczną, bo wynoszącą cztery punkty przewagę. W dodatku inni rywale nie odjechali, bo do dziesiątej Cracovii beniaminek rozgrywek traci tylko trzy punkty. Zimą w Mielcu nie powinno być zatem nerwowo. Przede wszystkim dlatego, że z taką grą, jaką zespół pokazał w Warszawie, o utrzymanie w gronie najlepszych kibice mogą być spokojni.


Czytaj jeszcze: Mieleckie prawo karne

A trener Ojrzyński pokazuje po raz kolejny, że doskonale potrafi wywiązywać się z roli strażaka, bo wiadomo, po co przyszedł do Mielca. Aby utrzymać drużynę w ekstraklasie. To już nie pierwszy taki przypadek w jego trenerskiej karierze. Tak samo było w Podbeskidziu czy w Arce Gdynia, z którą – na dodatek – zdobył Puchar Polski. Ponadto szkoleniowiec Stali ma to coś, a więc patent na Legię. Ograł „Wojskowych” już po raz siódmy.

Wygrał z warszawskim zespołem, jako trener czwartego już zespołu. Udawało mu się to, kiedy prowadził Koronę Kielce, Podbeskidzie, Arkę, a teraz Stal. Nie powiodło się tylko za czasów pracy z Górnikiem Zabrze, a podczas krótkiego pobytu na ławce trenerskiej Wisły Płock nie zdążył się z Legią zmierzyć. Co ciekawe jakiś czas temu mówiono, że mógłby przejąć zespół z Łazienkowskiej. On sam powiedział zresztą, że jest na to gotowy. Na razie jednak nikt w tym klubie takiej decyzji nie podjął. A Legia ciągle z trenerem Ojrzyńskim przegrywa…




Na zdjęciu: Leszek Ojrzyński ma patent na Legię. Wygrał z nią po raz siódmy. Jako trener czwartego zespołu.

Fot. stalmielec.com