Nadzieja na przełamanie

Przełamanie – to słowo powtarzali zawodnicy Jakuba Dziółki, schodzący w środę grubo po 23.00 do szatni. – Mam nadzieję, że ten awans jest małym promykiem nadziei na to, że będziemy lepszą drużyną – mówił rozentuzjazmowany jeszcze 30 minut po meczu trener GieKSy. W środę – trochę z konieczności (kontuzje) – poszedł „va banque”, zestawiając pierwszą jedenastkę na pucharowy mecz z Pogonią. Efekt? Wiadomy. Po dwóch sezonach, w których katowiczanie żegnali się z Pucharem Polski już w pierwszym występie, ulegając drugoligowcom (0:1 w Tarnobrzegu z Siarką i Radomiu z Radomiakiem), tym razem wyrzucili za burtę reprezentanta ekstraklasy. Trzeba jednak – celebrując ów sukces – pamiętać, że pełnego smaku nabierze dopiero wtedy, gdy uda się ograć trzech najbliższych rywali, będących zarazem również najbliższymi sąsiadami w (dolnych rejonach) tabeli…

Byle do… piątku (i badań)

O generalne wnioski po 120 minutach heroicznego boju trudno. Mimo przygniatającej przewagi „portowców” w dogrywce, trudno mówić o tym, że gospodarze „padali z nóg”. Można wręcz stwierdzić, że motorycznie wytrzymali spotkanie całkiem przyzwoicie. – Stosowne badania, określające stan fizyczny, wykonamy zapewne w piątek. Tym niemniej z pewnością spora grupa zawodników grających w środę znajdzie się również w osiemnastce na mecz z Bruk-Betem. – Potrzebujemy przecież jedenastki, a w sumie mamy w tej chwili w kadrze bodaj 20 zdrowych graczy – przypominał trener Dziółka.

Na sztywnych nogach

Listę zawodników borykających się z urazami zamieszczaliśmy w środę; dziś ich nazwiska także figurują poniżej, w rubryce „Nieobecni”. Ich brak – jak pokazał mecz środowy – niekoniecznie musi być jednak równoznaczny z osłabieniem zespołu.

Walczący o podstawowy skład (a wcześniej – odstawieni od niego) Daniel Rumin, Adrian Łyszczarz czy Dominik Bronisławski zaangażowaniem i formą nie ustępowali tym, których miejsce w nim zajęli. Zaś najjaśniejszą postacią – może ze względu na umiejętność najbardziej zaskakującego dla ryzwala zagrania – był wśród gospodarzy Kacper Tabiś. Z drugiej strony – chyba najmocniej odczuł fizyczną stronę 120-minutowej walki; na czwartkową zbiórkę przed treningiem wchodzi na – dosłownie! – sztywnych nogach…

Konkurs pierwszy w życiu

O miano bohatera potyczki Tabiś mógł śmiało rywalizować z [Krzysztofem Baranem], choć to tego drugiego kibice chcieli znosić na rękach do szatni. – Możecie wierzyć albo nie, ale nigdy wcześniej nie brałem udziału w konkursie karnych. Powiedziałem to zresztą sędziemu, który instruował mnie, gdzie powinien być np. w momencie wykonywania „jedenastki” przez naszego gracza – mówił z uśmiechem doświadczony golkiper. Jak przyznawał, dzień przed meczem na treningu… nie obronił żadnego uderzenia z „wapna” w wykonaniu kolegów! W najważniejszym momencie odbił jednak piłki kopnięte przez Adama Buksę i Łaszę Dwalego. – Choć zwykle analizuje się przed spotkaniem sposób wykonywania „jedenastek” przez rywala, zupełnie nie wiedziałem, jak strzelają ci zawodnika. Spojrzałem na każdego z nich przed uderzeniem i… zareagowałem zgodnie z pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy – mówił o „sposobie”, który zapewnił mu w środę sukces.

Szkoleniowa moc na trybunach

Skład GieKSy na sobotni mecz z niecieczanami trudno przewidzieć. Podobnie rzecz się ma z przyszłością Jakuba Dziółki. Spekulacji – opartych na faktycznych rozmowach działaczy z trenerami – nie brak. Wzmagają je wizyty szkoleniowców na trybunach przy Bukowej. O Robercie Góralczyku mówi się już od dawna. W środę towarzyszyli mu dwaj inni członkowie niedawnego reprezentacyjnego sztabu Adama Nawałki: Marcin Prasoł i Bogdan Zając. I chyba w tym gronie szukać trzeba kolejnego opiekuna GKS-u. A może… dwóch? Bo – ponoć – poza zatrudnieniem pierwszego trenera, działacze rozważają także angaż speca od przygotowania fizycznego. Decyzje – a raczej ich ogłoszenie – najpewniej po weekendzie.