Najgorsza seria od 18 lat

Ostatnio katowiczanie równie długo czekali na zwycięstwo, gdy grali jeszcze w ekstraklasie.


Do sobotniego (20.00) spotkania z Górnikiem Łęczna katowiczanie przystąpią po serii 9 meczów bez wygranej. Po wtorkowej porażce z Odrą Opole (0:2) kibice dość ironicznie pytali na konferencji prasowej za pośrednictwem redakcji swojej strony internetowej, w jaki sposób trener Rafał Górak zaprosiłby na kolejny mecz przy Bukowej i czy pamięta ostatnie zwycięstwo GieKSy. – Tak, pamiętam – odparł szkoleniowiec, którego odejścia trybuny domagają się coraz głośniej. W internecie założona została nawet strona licznik-goraka.pl, z zainstalowanym licznikiem okraszonym opisem: „Od ostatniej wygranej trenera Rafała Góraka w lidze upłynęło…”. Dziś to już ponad 161 dni. Na początku listopada GKS ograł Chojniczankę 3:0. Potem był w stanie zremisować z Bruk-Betem, Podbeskidziem, Sandecją i Arką, a ulegając ŁKS-owi, Zagłębiu, Wiśle, Resovii i wspomnianej Odrze umiejscowił się na ostatnim miejscu w tabeli rundy rewanżowej.

Furtok i Broniszewski

Co ciekawe, Rafałowi Górakowi zdarzały się w Katowicach już równie złe serie. Dziewięcioma meczami bez zwycięstwa… zaczynał swoją pierwszą tu kadencję, czyli sezon 2011/12. Po drodze uległ w Pucharze Polski II-ligowej wtedy Puszczy Niepołomice po serii karnych, a wygranej doczekał się w 9. kolejce, 14 września, po rozbiciu 5:0 Górnika Polkowice.

9 występów bez pełnej puli zdarzyło się też „górakowej” GieKSie na przełomie sezonów 11/12 i 12/13. Zaczęła się w w maju w Szczecinie, obejmowała nawet pucharową porażkę 2:4 z Lubońskim KS, zawierała takich rywali jak Warta, Piast, Sandecja, ŁKS, Cracovia czy Łęczna, a skończyła – we wrześniu przy Bukowej z Kolejarzem Stróże, pokonanym 2:0 po dublecie Przemysława Pitrego, Chcąc znaleźć gorszą od obecnej ligową serię GKS-u w jednym sezonie, trzeba jednak cofnąć się w czasie sporo. Aż do ostatniego sezonu w ekstraklasie, czyli 2004/05, gdy targany problemami klub żegnał się z hukiem z elitą, nie wracając do niej po dziś dzień.

Od październikowej wygranej z Cracovią po golu Stanisława Wróbla z karnego do majowego zwycięstwa 2:0 z Zagłębiem Lubin (trafienia Tadeusza Bartnika i Wojciecha Krauzego), zespół prowadzony najpierw przez Mieczysława Broniszewskiego, a następnie Jana Furtoka, nie znalazł sposobu na 11 kolejnych rywali: Legię, Górnika, Wisłę, Groclin, Polonię W., Łęczną, Lecha, Płock, Pogoń oraz Amikę. Ta zła seria była nawet dłuższa – tuzin spotkań – gdyby uwzględniać jeszcze fazę grupową (kto pamięta tego potworka?) Pucharu Polski.

Długo nie spał

Dziś GieKSa, wokół której atmosfera znów jest gęsta (jak nie bojkot, to fatalne wyniki), poszuka przełamania z sąsiadem w tabeli. Choć łęcznianie przystępowali do wiosny z nożem na gardle, a katowiczanie – mogąc mierzyć w baraże, to dziś jedni i drudzy mają na koncie po 31 punktów, gwarantujących zapas 7 „oczek” nad strefą spadkową. O ile dla gospodarzy oznacza to czerwoną lampkę, jak ujął to ostatnio trener Górak, o tyle goście mogą głębiej odetchnąć. Pod wodzą Ireneusza Mamrota jeszcze w lidze nie przegrali, notując 3 remisy i 2 zwycięstwa (wyjazdowe do zera z Arką i Odrą), a w półfinale PP stoczyli całkiem zacięty bój z Rakowem (0:1).

– Mimo wygranej, długo nie spałem po meczu w Opolu. On był najważniejszy, bo decydował, czy wpadniemy w bagno, w dół tabeli i będziemy do końca walczyć o utrzymanie, czy pójdziemy w górę. Wierzę, że tak będzie. Chcemy patrzeć do przodu, nie zadowalamy się tym, co jest. Jeśli zamierzamy się piąć, to spotkanie z GKS-em, naszym sąsiadem z tabeli, też jest bardzo dobre. Wierzę, że będziemy robić postęp. Jestem bardzo zadowolony z tego, jak funkcjonuje zespół. Nie zawsze wygrywamy, ale tracimy mało bramek, z każdym możemy powalczyć – mówi Ireneusz Mamrot, szkoleniowiec ekipy z Lubelszczyzny.


Na zdjęciu: Czy Jakub Arak i spółka dziś wieczorem wreszcie się przebudzą?

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus