Najlepszy sposób… „na Brosza”

Różnie w ostatnich latach radzili sobie w ekstraklasie drużyny tuż po awansie. Różne były również losy trenerów, którzy awans wywalczyli.

Kazimierz Moskal jest ósmym trenerem, który w tym sezonie ekstraklasy rozstał się z drużyną. Szkoleniowiec ten w poprzednich rozgrywkach wywalczył z ŁKS-em awans do ekstraklasy, ale starcie z wyższym poziomem rozgrywkowym okazało się dla jego zespołu dosyć bolesne.

Sytuacja łodzian w tabeli jest nie do pozazdroszczenia. „Rycerze wiosny” zajmują ostatnie miejsce, a do bezpiecznej pozycji tracą 11 punktów.

Wojciech Stawowy, nowy trener beniaminka, w niedawnej rozmowie ze „Sportem” podkreślił, że wierzy w utrzymanie w gronie najlepszych. Wierzyć nikomu nie zabraniamy, ale patrząc realnie zachowanie ekstraklasowego bytu przez łodzian byłoby porównywalne z odnalezieniem zrabowanego w czasie II wojny światowej przez nazistów z Muzeum Czartoryskich w Krakowie portretu młodzieńca pędzla Rafaela.

Nadaje się, czy nie?

Czasami mówi się – o niektórych szkoleniowcach – „dobry trener, ale nie na ekstraklasę”. To trochę tak, jakby najwyższy poziom rozgrywkowy w naszym kraju byłby zarezerwowany dla bliżej nieokreślonej i elitarnej grupy ludzi. Dla grona, którego istnienie łatwo zanegować. Bo po tym, co się wydarzyło ostatnio w Łodzi, trener Moskal nie mógłby do niego aspirować.

Do elity awansował przecież w świetnym stylu. Na wiosnę poprzedniego sezonu łodzianie byli najlepszą, lepszą nawet od Rakowa Częstochowa, drużyną zaplecza ekstraklasy. Ale na wyższym poziomie już sobie nie poradził.

Z drugiej jednak strony Moskal ma na swoim koncie 122 „występy” w ekstraklasie w roli szkoleniowca. Prowadził w niej cztery kluby, a w sezonie 2016/17 zajął 7. miejsce z Pogonią Szczecin. To trzeci najlepszy wynik „portowców” w XXI wieku.


Czytaj jeszcze: ŁKS wierny krakowskiej szkole



Nie ma żadnych racjonalnych przesłanek ku temu, by sądzić, że trener z niższej ligi w ekstraklasie sobie nie poradzi. Marcin Brosz jest tego najlepszym dowodem.

W 2012 roku szkoleniowiec wprowadził na najwyższy poziom rozgrywkowy Piasta Gliwice i zajął następnie z tą drużyną 4. miejsce. Na tamten czas był to największy sukces w historii klubu z ul. Okrzei i po raz pierwszy ekipa z Gliwic zagrała w europejskich pucharach.

Ten sam manewr Brosz powtórzył pięć lat później. W pamiętnych okolicznościach awansował do ekstraklasy z Górnikiem Zabrze, a następnie drużyna skończyła rozgrywki na 4. pozycji i po 23 latach przerwy wróciła na europejską arenę. W obu przypadkach szkoleniowiec dokonał zatem czegoś niezwykłego.

Mieli być folklorem

Jeszcze lepiej od Marcina Brosza spisał się Piotr Stokowiec, choć trzeba pamiętać, że jego przypadek był nieco inny i w przeciwieństwie do pierwszego z omawianych – jednorazowy. Otóż trener ten objął Zagłębie Lubin pod koniec sezonu 2013/14, a „miedziowi”… spadli z elity. Szybko do niej powrócili, a kolejne rozgrywki były wręcz rewelacyjne.

Zagłębie zakończyło zmagania na 3. miejscu, a później zaliczyło fajną przygodę w europejskich pucharach. Przeszło Sławię Sofia i Partizana Belgrad. Zatrzymało się dopiero na duńskim SoenderjyskE.

Dobrze, poza Stokowcem i Broszem, poradzili sobie po awansie inni szkoleniowcy. Adam Nawałka z Górnikiem Zabrze skończył ekstraklasowy sezon na 6. miejscu. Robert Kasperczyk pewnie utrzymał Podbeskidzie Bielsko-Biała, choć zdaniem wielu w sezonie 2011/12 „górale” mieli być w ekstraklasie elementem raczej folklorystycznym.

Tymczasem już po kilku meczach wiosennych byli spokojni o ligowy byt. W tym przypadku warto zaznaczyć, że Kasperczyk – podobnie jak Podbeskidzie – był absolutnym debiutantem w ekstraklasie.

Bielszczanie do ekstraklasy awansowali razem z ŁKS-em Łódź, którego do elity wprowadził Andrzej Pyrdoł i pracował w gronie najlepszych… jedną kolejkę! Jego odejście nie było jednak podyktowane porażką 0:5 z Lechem Poznań u siebie, a stanem zdrowia.

Pomiędzy sierpniem 2011, a lutym 2012 roku, ŁKS prowadziło – uwaga – czterech kolejnych trenerów! Następnie, do meczowego protokołu w rubryce „I trener” wrócił Pyrdoł, który robił „za słupa”. Zespół prowadził faktycznie Piotr Świerczewski i łodzianie… spadli z ekstraklasy.

Różne tego efekty

Osobliwym przypadkiem jest Ryszard Tarasiewicz. W sezonie 2011/12 awansował do ekstraklasy z Pogonią Szczecin, ale – podobnie, jak Paweł Janas dwa lata wcześniej w Widzewie Łódź – pracy z zespołem następnie nie podjął.

„Taraś” wrócił na zaplecze, a rok później – po niemal 20 latach – na najwyższy poziom rozgrywkowy wrócił prowadzony przez niego bydgoski Zawisza, który 12 miesięcy później skończył rozgrywki w grupie mistrzowskiej. A czyj los, nie licząc Andrzeja Pyrdoła i patrząc na 10 poprzednich sezonów, podzielił teraz Kazimierz Moskal?

Niewiele brakowało, w sezonie 2013/14, aby pełen sezon po awansie przepracował… Wojciech Stawowy. Janusz Filipiak, właściciel Cracovii, na cztery kolejki przed końcem sezonu postanowił się z nim rozstać, bo pragnął utrzymać zespół w elicie. Zatrudnił Mirosława Hajdę i sztuka ta się udała.

Rok później – w GKS-ie Bełchatów Kamila Kieresia zastąpił Marek Zub – manewr ten się nie powiódł, bo zespół – po jednym sezonie w elicie – wrócił na zaplecze. Udało się, w sezonie 2016/17, w Gdyni, kiedy to „miotła” Leszka Ojrzyńskiego posprzątała po architekcie awansu, Grzegorzu Nicińskim i „żółto-niebiescy” zachowali ligowy byt, a na dodatek zdobyli Puchar Polski.

W kolejnym sezonie Radosław Mroczkowski, który „zrobił” awans z Sandecją, nie dotrwał nawet do końca rundy jesiennej, ale zespołowi z Nowego Sącza i tak to nie pomogło. Najszybciej w omawianym okresie po wywalczeniu awansu zwolniony został Dariusz Dudek.

W poprzednim sezonie przepracował w Sosnowcu w ekstraklasie raptem 11 kolejek. Zagłębie spadło później z ekstraklasy. Tymczasem Dominik Nowak, który wywalczył historyczny awans z Miedzią, zaliczył z tym zespołem – również historyczny, bo pierwszy – spadek. I pozostaje na stanowisku trenera tej drużyny.

Na zdjęciu: Marcin Brosz jest najlepszym dowodem na to, że po awansie do ekstraklasy trener o posadę drżeć nie musi.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus

Losy trenerów – beniaminków ekstraklasy w drugiej dekadzie XXI wieku

2010/11

Paweł Janas (Widzew Łódź) odszedł przed sezonem
Adam Nawałka (Górnik Zabrze) pracował cały sezon (6. miejsce)

2011/12
Robert Kasperczyk (Podbeskidzie Bielsko-Biała) pracował cały sezon (12. miejsce)
Andrzej Pyrdoł (ŁKS Łódź) odszedł po 1. kolejce

2012/13
Marcin Brosz (Piast Gliwice) pracował cały sezon (4. miejsce)
Ryszard Tarasiewicz (Pogoń Szczecin) odszedł przed sezonem

2013/14
Ryszard Tarasiewicz (Zawisza Bydgoszcz) pracował cały sezon (8. miejsce)
Wojciech Stawowy (Cracovia) zwolniony po 33. kolejce

2014/15
Kamil Kiereś (GKS Bełchatów) zwolniony po 25. kolejce
Jurij Szatałow (Górnik Łęczna) pracował cały sezon (14. miejsce)

2015/16
Piotr Stokowiec (Zagłębie Lubin) pracował cały sezon (3. miejsce)
Piotr Mandrysz (Bruk-Bet Termalica Nieciecza) pracował cały sezon (13. miejsce)

2016/17
Grzegorz Niciński (Arka Gdynia) zwolniony po 28. kolejce
Marcin Kaczmarek (Wisła Płock) pracował cały sezon (12. miejsce)

2017/18
Radosław Mroczkowski (Sandecja Nowy Sącz) zwolniony po 19. kolejce
Marcin Brosz (Górnik Zabrze) pracował cały sezon (4. miejsce)

2018/19
Dominik Nowak (Miedź Legnica) pracował cały sezon (15. miejsce, spadek)
Dariusz Dudek (Zagłębie Sosnowiec) zwolniony po 11. kolejce

2019/20
Marek Papszun (Raków Częstochowa) pracuje nadal
Kazimierz Moskal (ŁKS Łódź) zwolniony po 26. kolejce



Nie czułem różnicy

Trzy pytania do… Marcina Bochynka, byłego trenera m.in. Górnika Zabrze i Odry Wodzisław

1. Po niemal dwóch miesiącach od zawieszenia rozgrywek zwolniono z ŁKS-u Łódź trenera Kazimierza Moskala. Dziwna decyzja?
Marcin BOCHYNEK
: – Bardzo dziwna i zła. Rozstanie się z trenerem, szczególnie w takich okolicznościach, jest nie na miejscu. Nie za bardzo mogę zrozumieć, czego w Łodzi oczekiwano? Owszem, zespół zajmuje ostatnie miejsce i ma niewielkie szanse na utrzymanie, ale wychodzę z założenia, że skoro razem awansowaliśmy, to razem spadamy. Tak jest w Anglii, Niemczech, Francji…
2. Może jednak zaważył właśnie fakt, że wyniki zespołu nie były zadowalające?
Marcin BOCHYNEK: – Nie chcę wchodzić w szczegóły. Patrzę na to inaczej i nie chciałbym nikogo obrazić. Ale gdybym był działaczem, to postawiłbym sobie pytanie. Czy zrobiłem wszystko, aby zapewnić trenerowi i drużynie odpowiednie warunki. Na coś się umawiamy i rozliczamy się z tego po sezonie. Nie wiem, jak to było w ŁKS-ie, ale nie podoba mi się takie postępowanie.
3. Pan z drużyną beniaminka, czyli z Odrą Wodzisław, zajął trzecie miejsce w ekstraklasie i wywalczył europejskie puchary. Czuł pan różnicę pomiędzy ówczesną II, a I ligą?
Marcin BOCHYNEK: – Nie czułem żadnej różnicy. Dlatego, że byłem przygotowany do gry o najwyższe cele na każdym poziomie rozgrywkowym. Brało się to jeszcze z czasów, gdy prowadziłem Górnika Knurów. W Wodzisławiu nikt w ogóle nie wierzył, że awansujemy. Na pierwszym spotkaniu z prezesem Ireneuszem Serwotką usłyszałem, że chciałby grać o bezpieczne miejsce w środku tabeli. Postawiłem jednak swoje warunki, a prezes zmienił zdanie. W ekstraklasie osiągnęliśmy trzecie miejsce, bo byliśmy przekonani, że cały czas idziemy w dobrym kierunku.