Najlepszy wśród śmiertelników

Medal był blisko i daleko. Michał Kwiatkowski zajął czwarte miejsce w jeździe indywidualnej na czas elity podczas mistrzostw świata w Innsbrucku. Nasz kolarz okazał się gorszy jedynie od najlepszych na świecie specjalistów od samotnej walki z czasem. Bezkonkurencyjny na bardzo trudnej i wymagającej trasie okazał się Rohan Dennis. Australijczyk drugiemu na mecie Tomowi Dumoulinowi, który bronił tytułu, a także trzeciemu – Belgowi Victorowi Campenaertsowi, mistrzowi Europy w tej specjalności – dołożył ponad minutę i 21 sekund. Polak przegrał z Australijczykiem o ponad dwie minuty, a do miejsca na podium stracił ponad 40 sekund.

Było bardzo ciężko

Pierwszy z naszych reprezentantów biorących udział w rywalizacji, czyli Maciej Bodnar, zaczął dobrze. W początkowym fragmencie trasy Polak pojechał mocno, chociaż jak przyznał po zakończeniu rywalizacji, od początku czuł, że to nie jest jego dzień. – W niedzielę, w tracie drużynowej czasówki, czułem się lepiej. Myślałem, że pójdzie mi dobrze, ale już po zjechaniu z rampy startowej jechało mi się ciężko. Odcinek przed podjazdem pojechałem jeszcze nieźle, pod górę również nie było najgorzej, ale ostatnie 17 kilometrów było już bardzo ciężkie. Końcówka była szalenie trudna. Cóż, trzeba było zachować siły na ostatnie kilometry, a tego zabrakło. Na pewno liczyłem na więcej – powiedział za metą Maciej Bodnar, który w momencie kiedy dotarł na metę musiał pogodzić się z tym, że zajmie dalszą pozycję. „Bodi” minął kreskę w momencie, kiedy ostatni kolarze, czyli ci najmocniejsi, osiągnęli pierwszy punkt pomiaru czasu. Michał Kwiatkowski dobrze rozpoczął. Wykręcił ósmy czas, tracąc nieco ponad pół minuty do prowadzącego w tym miejscu Rohana Dennisa. Jeden z głównych faworytów zaczął piekielnie mocno, bo nad drugim zawodnikiem i najgroźniejszym rywalem w walce o złoto, Tomem Dumoulinem, miał prawie 10 sekund przewagi.

Inni byli szybsi

Zdecydowanie bardziej miarodajnym punktem kontrolnym w kontekście walki o medale był pomiar czasu usytuowany na szczycie prawie 5-kilometrowego wzniesienia, czyli po przejechaniu najtrudniejszego fragmentu trasy. Kilku kolarzy z czołówki nie poradziło sobie właśnie z tą wspinaczką. W gronie tym znaleźli się m.in. wyprzedzający wcześniej Michała Kwiatkowskiego, Stefan Kueng, Tony Martin czy Wasyl Kirijenka. „Kwiato” przejechał ten odcinek bardzo dobrze, ale ci, którzy startowali za nim, byli jeszcze lepsi. Na szczycie stało się jasne, że złoty medal zdobędzie Dennis, który zdeklasował resztę, w tym Dumoulina. W tym momencie Polak zajmował czwarte miejsce, ale do trzeciego Victora Campenaertsa tracił sporo, bo ponad 30 sekund. Nieosiągalny przez polskich specjalistów jazdy na czas medal mistrzostw świata oddalał się, chociaż końcówka pozwalała sądzić, że nasz kolarz będzie w stanie coś do Belga odrobić. Dwukrotny mistrz Europy w jeździe indywidualnej na czas, nadal jechał jednak znakomicie i nie pozwolił się zbliżyć do siebie naszemu reprezentantowi.

Jest rozczarowanie

Tymczasem na trasie nadal szalał prowadzący od samego początku i stale powiększający swą przewagę Rohan Dennis. Australijczyk, jeszcze przed podjazdem, dogonił poprzedzającego go Jonathana Castroviejo, a w finałowym fragmencie trasy dopadł Wasyla Kirijenkę, byłego mistrza świata, który na trasę ruszył na trasę o… trzy minutę wcześniej! Najpierw na mecie zameldował się Kwiatkowski, który objął prowadzenie, ale na krótko, bo od razu wyprzedził go, o 43 sekundy, Campenaerts. Niedługo potem kreskę minął Dennis, z ogromną przewagą nad Belgiem, i został mistrzem świata. Castroviejo i Kirijenka pojechali wolniej od Polaka, ale na trasie pozostał jeszcze Tom Dumoulin. „Motyl z Maastricht” pogodził się z tym, że nie wygra z Dennisem i walczył o to, aby obronić srebro. Udało się, chociaż belgijskiego rywala pokonał o zaledwie pół sekundy! W tym momencie Michał Kwiatkowski spadł na czwarte miejsce. Używając terminologii z czasów Eddy’ego Merckxa, „Kwiato” był pierwszy wśród… śmiertelników. Wszyscy kolarze, którzy okazali się lepsi od Polaka, to znakomici i utytułowani czasowcy, a nasz zawodnik jest przecież kolarzem o innej charakterystyce. A mimo to wyrównał najlepsze osiągnięcie w historii startów polskich kolarzy w jeździe indywidualnej na czas podczas mistrzostw świata. – Jestem rozczarowany, bo liczyłem na medal. Czułem się dobrze, jechałem ile mogłem. Cóż, czwarte miejsce jest najgorsze, ale jest jeszcze niedziela i wyścig ze startu wspólnego – powiedział za metą Michał Kwiatkowski.