Najważniejszy tydzień w historii

Raków zwycięstwem nad Śląskiem Wrocław rozpoczął niezwykle wymagający okres. W środę podopieczni Marka Papszuna zagrają z Jagiellonią, a w niedzielę powalczą o Puchar Polski.


Zwycięstwo nad Śląskiem nie należało do efektownych, Raków był zespołem dominującym w II połowie meczu. Pierwsza jego część daleka była od historycznego dla klubu widowiska. Częstochowian cieszy przede wszystkim fakt, że zdobyli komplet punktów w meczu przy Limanowskiego. Choć w miejsce „skansenu”, jak zwykło się określać stary stadion, zbudowano na razie jedną trybunę, to przynajmniej murawa robiła wrażenie dobrze przygotowanej.

Rezerwowi dali radę

Spotkanie, by się rozkręcić po przerwie, potrzebowało zmian. W miejsce kontuzjowanego Igora Sapały na murawie zameldował się David Tijanić. To on był autorem pierwszej, po blisko 23 latach, bramki w Ekstraklasie dla Rakowa. Pod koniec spotkania kolejne trafienie dołożył Marcin Cebula. Podawał mu Ivan Lopez, czyli kolejny rezerwowy. Pokazuje to, że na wielu pozycjach Raków ma dość duże rezerwy. W piątkowe popołudnie potwierdziły swoją przydatność, a przy obecnym kalendarzu mogą okazać się niezbędne.

Atak bez przebudzenia

Pozycja napastnika do tego grona się jednak nie zalicza. Owszem, trzeba oddać Vladislavsowi Gutkovskisowi, jaki i Jakubowi Arakowi, że w niezwykle trudnym momencie potrafili poradzić sobie z presją i wprowadzili Raków do finału Pucharu Polski. Dodatkowo Łotysz w ostatnich spotkaniach zaskakuje – zdobył w nich dwie bramki, a w piątek dołożył asystę przy pierwszej. Miał sytuację, by podwyższyć prowadzenie, którą zmarnował. Spowodował nim jęk zawodu na trybunach. Jeden z obecnych skwitował ją komentarzem, że już w łatwiejszych sytuacjach „Gutek” potrafił nie trafić. Mimo to trend jest dla Gutkovskisa korzystny i może w najbliższą niedzielę przejść z klubem do historii i udowodnić niedowiarkom swoją wartość.

Solidnie, choć nie idealnie

Linia defensywna Rakowa wyglądała dość solidnie. Ale tak jak w spotkaniu z Wartą indywidualne błędy umożliwiały podopiecznym Jacka Magiery wykreowanie sobie sytuacji strzeleckich. Jednak defensorzy w drużynie Marka Papszuna dość dobrze się uzupełniają. Gdy błąd popełnia Andrzej Niewulis, to interweniuje Kamil Piątkowski, podobnie jest z Zoranem Arseniciem, a obraz skutecznej obrony dopełnia Dominik Holec. Dzięki temu częstochowianie mogą z optymizmem patrzyć na najbliższe spotkania. W środę czeka ich wyjazd do Białegostoku na spotkanie z Jagiellonią. Będzie to jednak przedsmak niedzielnego meczu, na który czeka cała Częstochowa – finału Pucharu Polski. Choć zawodnicy i trenerzy twierdzą, że skupiają się na najbliższym spotkaniu, jednak trudno uwierzyć, by perspektywa historycznego wydarzenia nie powodowała u nich drżenia nóg.


Na zdjęciu:Częstochowianie w pierwszym meczu na Limanowskiego pokonali Śląsk. To przedsmak najważniejszego tygodnia w historii Rakowa.

Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus