Największe wpadki PlusLigi. Z Rzeszowa do Bełchatowa przez Hiroszimę

Z okazji 20-lecia PlusLigi przypomnieliśmy już wszystkie „profesjonalne” sezony walki o mistrzostwo Polski, największe zagraniczne gwiazdy i szkoleniowców, którzy odcisnęli piętno na krajowych rozgrywkach. Pora na przedstawienie ligowych wpadek, których w w minionych dwóch dekadach nie brakowało.


To miał być jeden z największych transferów w historii polskiej siatkówki. W 2016 r. Bartosz Kurek był już cenioną gwiazdą skali światowej. Zawodnik urodzony w Wałbrzychu sezon 2015/16 spędził w Asseco Resovii, ale wcześniejsze dwa lata grał w słynnej Lube Banca Macerata. Miał też epizod, choć nieudany, w Dynamie Moskwa. Po roku spędzonym na Podkarpaciu Kurek otrzymał bajońską propozycję z Japonii. Miał on być drugim Polakiem po Michale Kubiaku, który zadebiutuje w lidze Kraju Kwitnącej Wiśni. Oferta z JT Hiroszima Thunders miała opiewać na zawrotną kwotę, więc Kurek zdecydował się na przenosiny na Daleki Wschód. Japoński klub poinformował o transferze dokładnie 4 lipca 2016 r.

Po igrzyskach w Rio de Janeiro Kurek przyjechał do Polski i miał okazję do debiutu w swojej drużynie. JT Hiroszima Thunders wystąpiła na Memoriale Arkadiusza Gołasia w Murowanej Goślinie, a następnie trenowała i rozgrywała sparingi z Treflem Gdańsk. Po jednym z nich ekipa z Hiroszimy odleciała do Japonii. Na pokładzie samolotu nie było jednak Bartosza Kurka, który miał dołączyć do drużyny i rozpocząć bezpośrednie przygotowania do sezonu.

Media obiegła natychmiast informacja, że Bartosz Kurek zrezygnował z wysokiego kontraktu. Jeszcze podczas pobytu JT Hiroszima Thunders skontaktował się z trenerem Veselinem Vukoviciem oraz dyrektorem sportowym klubu, którym przedstawił swoją sytuację zdrowotną wraz z historią przekazaną przez lekarza reprezentacji.

– Bartek nie jest jeszcze gotowy na podróż. Dostaliśmy od lekarza kadry raport dotyczący zdrowia Bartka. Problem jest poważny i dotyczy także kwestii mentalnych. Dlatego, choć leczenie mogłoby być przeprowadzone także w Japonii, to jednak jest zalecenie, by Bartek został jeszcze w swoim domu. Obecnie nie wiem, kiedy przyjedzie do Japonii, ale też nie mogę definitywnie powiedzieć, że pojawi się u nas bądź rozwiąże kontrakt – powiedział mediom Veselin Vuković.


Przeczytaj jeszcze: Przyłapany na dopingu


Wszystko wyjaśniło się kilka dni później. 2 października 2016 r. Bartosz Kurek wydał oświadczenie, w którym przyznał, iż ma problemy zdrowotne, a jego organizm zbuntował się po powrocie do treningów po igrzyskach w Rio. Przyznał również, że po latach bezustannej gry zaczyna odczuwać syndrom wypalenia, dlatego jest przekonany, iż musi odpocząć.

Swoje oświadczenie Bartosz Kurek zakończył słowami: „Obecnie chciałbym skorzystać z czasu wolnego na odpoczynek i odbudowanie się tak, żeby kiedy wrócę na parkiet prezentować się jeszcze lepiej niż przed przerwą. Dzięki zrozumieniu JT Thunders oraz mojemu najbliższemu otoczeniu, na którego wsparcie mogłem zawsze w tych dniach liczyć, chcę odbudować formę jak najszybciej i wrócić na parkiet”. Wszyscy zastanawiali się, jak długo może potrwać owa przerwa, ale chyba nikt nie przypuszczał, że mający poważne problemy Kurek dokładnie po tygodniu od momentu wydania oświadczenia, czyli 9 października zwiąże się z PGE Skrą Bełchatów.

– Jako klub nie wnikamy w przyczyny, dla których Bartek nie wyjechał do Japonii. Wszystko, co chciał przekazać na ten temat, ujął w swoim oświadczeniu. Kilka dni temu skontaktowałem się z Bartkiem i zaproponowałem mu odbudowę, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym w Bełchatowie. Jak wielokrotnie podkreślał, traktuje nasz klub wyjątkowo – powiedział Konrad Piechocki, prezes PGE Skry.
Dopiero po tym oświadczeniu władze klubu z Hiroszimy przyznały, że czują się rozczarowane, a nawet oszukane postawą Kurka, który mimo wszystkich zawirowań pozostał w PlusLidze, a bełchatowski zespół poprowadził do wicemistrzostwa Polski.

Michał Kalinowski

Na zdjęciu: Bartosz Kurek, mimo podpisanego kontraktu, nie zdecydował na grę w Hiroszimie i tym samym mocno rozczarował Japończyków.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus