Narastająca złość Gerarda

– Bardzo chciałem zagrać w domowym meczu z Legią i zrobiłem wszystko by być gotowym – powiedział nam 30 października Gerard Badia. Była już noc, a Piast przegrał po rzutach karnych z mistrzami Polski 3:5. Katalończyk na boisku spędził 79 minut, ale po spotkaniu kulał.

Nóż w nodze

Problem z mięśniem w okolicach pachwiny po raz pierwszy pojawił się wcześniej, w meczu z Lechią. Po badaniach lekarze zalecili Badii odpoczynek, dlatego Katalończyk nie pojechał z zespołem na wyjazdowy mecz do Płocka. Wolne pomogło 31-latkowi, bo kilka dni później jego stan poprawił się na tyle, że mógł zagrać z Legią. Bólu nie było. Pojawił się dopiero pod koniec spotkania pucharowego. – Jakby ktoś wbił mi nóż w nogę – opowiada „Badi”, który początkowo nie wiedział czy przerwa będzie krótka czy może dłuższa.

Zawodnik przeszedł badania, które niczego szczególnego nie wykazały. Piłkarz po odpoczynku, stopniowo zaczął „wchodzić” w treningi. Najpierw tylko na siłowni, potem tylko biegając. Tak wyglądała choćby listopadowa przerwa na mecze reprezentacyjne. I problemów nie było do momentu, aż zawodnik pojawiał się na boisku i musiał oddać mocny strzał. – Ćwiczę, jest w porządku. Biegam, podaję piłkę, też wszystko gra, ale gdy biorę ogromny zamach i mocno strzelam, to silny ból powraca – opowiada Badia.

– Gdy miałem uraz żeber, to było łatwiej. Też bolało, ale wiedziałem, że potrzebuję kilku tygodni odpoczynku i mogę od razu grać. Tutaj niby jest lepiej, ale wciąż to nie to. Czas ucieka, a ja chciałbym pomóc drużynie. Chciałbym znów grać… – smutna mina oddanego gliwickim barwom „Badiego” mówi sama za siebie. I choć zawodnik nawet nie grając robi dużo dobrego dla Piasta, biorąc udział w różnych akcjach marketingowych, to jednak najbardziej przydałby się na boisku.

Duże ubytki

Zwłaszcza teraz, gdy w gliwickim zespole pauzować będzie w najbliższym meczu aż 4 piłkarzy i sztab szkoleniowy nie ma dużego wyboru. Czy Badia oraz Mateusz Mak, który także z powodu urazu nie grał w ostatnim czasie, pojawią się w lidze jeszcze w tym roku? – Trudno powiedzieć – usłyszeliśmy w gliwickim klubie. Piłkarz stara się myśleć optymistycznie. – Jeśli świeci słoneczko i twój dzień jest udany, to jesteś zadowolony, ale jak dopadnie cię kontuzja, to nie masz powodu by się cieszyć. Przychodzisz, patrzysz jak inni trenują, to wiadomo, że humor nie jest najlepszy. Mimo wszystko trzeba być pozytywnie nastawionym – kończy Badia.

 

Na zdjęciu: Pucharowy mecz z Legią był ostatnim, gdy gliwiccy fani mogli oglądać w akcji Gerarda Badię.