Nasi jednak w odwrocie

Patrząc na klasyfikację generalną Vuelta a Espana – poniedziałek jest dniem wolnym w wyścigu – łatwo dojść do wniosku, że walka o najwyższe cele będzie w tym roku wyjątkowo zacięta i interesująca. Właściciel czerwonej koszulki, czyli Brytyjczyk Simon Yates, ma obecnie zaledwie 48 sekund przewagi nad zajmującym… dziesiątą pozycję Nowozelandczykiem, George’m Bennettem, a w czołowej dziesiątce nie ma kolarza, o którym moglibyśmy powiedzieć zdecydowanie, że nie włączy się do walki o miejsce na podium.

Czołówkę klasyfikacji tworzą bowiem kolarze, którzy bez wyjątku bardzo dobrze potrafią jeździć po górach, a to właśnie tam rozstrzygną się losy wyścigu. W gronie tym nie ma niestety Polaków. Bo Michał Kwiatkowski, po upadku na etapie piątkowym, poniósł kolejne straty w niedzielę. A Rafał Majka, który stracił sporo w czwartek, przedwczoraj skupił się na pracy na rzecz kolegi z zespołu, Emanuela Buchmanna.

Po przerwie ma być lepiej

„Zgred” przyznał jednak, że podczas niedzielnej trudnej wspinaczki pod Alto do la Covatilla czuł się bardzo dobrze. – Jechało mi się naprawdę fajnie, dlatego pomagałem Emanuelowi. Na ostatnim podjeździe mocno dokuczał nam wiatr, dlatego dobrze, że „Emu” usiadł mi na kole. Dzięki temu jest wysoko w klasyfikacji generalnej, a do Simona Yatesa traci tylko kilkanaście sekund (16 – dop. red.). Wykonaliśmy znaczącą pracę i dzięki temu Buchmann jest już bardzo blisko podium – w taki sposób skomentował niedzielną jazdę [Rafał Majka]. Mniej zadowolony ze swojej postawy był [Michał Kwiatkowski]. – Na pewno czułem się lepiej niż w sobotę, czyli dzień po upadku. Przed ostatnim podjazdem nasza forma była dobra, ale to nie wystarczyło, aby utrzymać się wśród najlepszych. Kiedy człowiek jest poobijany, to nie jest łatwo walczyć na 110 procent. Mam nadzieję, że po dniu przerwy poczuję się lepiej – napisał na swoim facebookowym profilu „Kwiato”, który w klasyfikacji generalnej spadł z szóstej na piętnastą pozycję. Jego strata do lidera nie jest duża, bo wynosi nieco ponad dwie minuty. Ale wspomniany podjazd pokazał, że walczyć o miejsce nawet w pierwszej dziesiątce „generalki” będzie zawodnikowi drużyny Sky bardzo trudno.

Movistar rozda karty?

Alejandro Valverde, który w niedzielę chciał zdobyć czerwoną koszulkę lidera, do czego doświadczonemu Hiszpanowi zabrakło… sekundy, był po etapie bardzo niepocieszony. – Jestem trochę sfrustrowany, bo nie ukrywam, że chciałem zostać liderem. Niemniej jednak nasza sytuacja przed kolejną walką jest dobra. Razem z Nairo Quintaną zajmujemy dobre miejsca. Pomysł jest taki, aby cały czas atakować. On, albo ja. Nie oglądamy się na innych, tylko staramy się jechać jak najlepiej. Na razie było na trasie ciężko, ale to jest Vuelta i wiemy, że będzie jeszcze ciężej – powiedział 38-letni kolarz Movistaru. Sytuacja tej drużyny rzeczywiście jest bardzo dobra. Valverde jest drugi w klasyfikacji generalnej, a Quintana zajmuje trzecią pozycję, zatem wygląda na to, że to kolarze tej ekipy mogą rozdawać karty. Przypomnijmy, że Movistar jest w tym roku bardzo nienasycony. Podczas Giro d’Italia czwarte miejsce zajął Richard Carapaz. Na Tour de France natomiast kolarze tej drużyny mieli zdetronizować Sky, a skończyło się zaledwie na siódmej lokacie Mikela Landy. Porażka podczas Vuelta a Espana, czyli w swoim ojczystym wyścigu, jest zatem nie do przyjęcia.

 

Na zdjęciu: Kolarze Movistaru, czyli Alejandro Valverde (z lewej) i Nairo Quintana wyrastają na faworytów hiszpańskiej rywalizacji.