Nasi strzelają aż miło

Do strzeleckich wyczynów w Bundeslidze Roberta Lewandowskiego wszyscy kibice u nas zdążyli się już przyzwyczaić. W pierwszych tygodniach czy miesiącach obecnego sezonu, to jednak inni snajperzy znad Wisły są bohaterami.

Rekord Bońka i Glika zagrożony

Dziś możemy być świadkami historycznego wydarzenia. Jeśli Krzysztof Piątek utrzyma swoją dyspozycję z poprzednich kolejek, to może wyrównać czy pobić strzelecki rekord w Serie A dwóch wielkich postaci polskiej piłki: Zbigniewa Bońka i Kamila Glika. Obaj piłkarze w jednym sezonie zdołali strzelić w wymagającej włoskiej lidze po 7 bramek. Obecnemu prezesowi Polskiego Związku Piłki Nożnej ta sztuka udała się w sezonie 1985/86. Był to jego pierwszy sezon w barwach AS Roma, gdzie trafił właśnie z Juventusu. W 29 spotkaniach trafił wtedy dla jedenastki z Wiecznego Miasta siedem razy i z jego sześciu sezonów spędzonych w Italii ten był najlepszy jeśli chodzi o bramki zdobywane w lidze. Boniek-piłkarz nie strzelał może ich zbyt wiele, ale kiedy już trafiał, to były to gole na wagę ważnych zwycięstw czy trofeów, jak choćby kiedy dwa razy znalazł drogę do siatki rywala w meczu o Superpuchar Europy z Liverpoolem w styczniu 1985 roku.

Ten strzelecki rekord Bońka, jeśli idzie o piłkarzy z Polski, przetrwał w Serie A prawie 30 lat! Wyrównał go dopiero… Kamil Glik. W rozgrywkach 2014/15 kapitan Torino Calcio był jednym z najskuteczniejszych obrońców nie tylko na włoskich boiskach, ale też w całej Europie. Dla walczącej o miejsce premiowane grą w europejskich pucharach „Granaty” trafiał raz za razem. Ostatecznie sezon zamknął liczbą 7 trafień, jak Boniek w Romie w 1986 roku.

Teraz bliski wyrównania a bardziej pobicia tego wyniku jest Piątek. 23-letni napastnik na włoskich boiskach okazuje się prawdziwą sensacją. W czterech meczach tego sezonu na swoim koncie ma już 5 goli i otwiera klasyfikację najskuteczniejszych w Serie A. Za nim są tacy snajperzy jak Cristiano Ronaldo czy Ciro Immobile. Dziś były napastnik Zagłębia Lubin i Cracovii będzie miał szansę na kolejne trafienia. Jego Genoa CFC podejmuje przecież najsłabsze w lidze Chievo Verona.

Piątek już wyrównał rekord słynnego Andrija Szewczenki, który tyle samo goli co on zdobył w swoim debiutanckim sezonie 1999/2000 w barwach Milanu.

Świetna seria Wilczka

Od początku roku w kapitalnej dyspozycji jest też wychowanek Wodzisławskiej Szkoły Piłkarskiej Kamil Wilczek. 30-letni śląski napastnik od początku 2018 roku nastrzelał już w rozgrywkach ligowych oraz pucharowych 23 bramki. Strzelał regularnie wiosną, trafia też raz za razem jesienią. Na razie na swoim koncie w rozgrywkach duńskiej Superligi ma na koncie 8 goli i jest najskuteczniejszym graczem rozgrywek. Napastnik Broendby o jedno trafienie wyprzedza doświadczonego napastnika rodem z Senegalu Dame N’Doye. Snajper FC Kopenhaga był już w przeszłości dwukrotnie najlepszym strzelcem duńskiej ligi. Było w to w sezonie 2010/11, kiedy zdobył dla klubu ze stolicy 25 bramek i rok później, kiedy na koncie miał 18 goli. Wilczek też już raz w swojej karierze zdobył koronę najskuteczniejszego piłkarza ligi. W barwach Piasta był przecież królem strzelców ekstraklasy w sezonie 2014/15. Na koncie miał wtedy 20 goli.

– Po tym jak Wilczek trafił do Broendby, to trochę czasu zajęło mu dojście do siebie, wejście do drużyny, ale potem, co jest najważniejsze dla napastnika, zaczął trafiać do bramki rywala, pracując przy tym ciężko dla drużyny. To zawodnik, który świetnie potrafi znaleźć się w polu karnym przeciwnika. Muszę powiedzieć, że w poprzednim sezonie zaskoczył mnie bardzo pozytywnie – mówi „Sportowi” John „Faxe” Jensen, wychowanek, a później piłkarz i trener Broendby, który z reprezentacją Danii zdobył mistrzostwo Europy w 1992 roku.

Wilczek jest bardzo popularny w naszej lidze ze względu na swoje gole. Należy do czołowych snajperów, a fani Broendby go uwielbiają. Świetnie potrafi się znaleźć i ustawić pod bramką rywala, ma niesamowity zmysł w polu karnym. Kibice nie oczekują, że będzie zdobywał jakieś spektakularne gole po okiwaniu trzech defensorów. W Broendby liczą raczej, że będzie ciężko pracował dla zespołu, a gole może zdobywać i kolanem. Grunt żeby wpadało – tłumaczy z Martin Gottschalk Rasmussen z duńskiej telewizji TV 2 SPORT.

Przebudzenie Zwolińskiego

Jednak najbardziej spektakularna przemiana dotyczy Łukasza Zwolińskiego. Latem 25-letni napastnik rodem ze Szczecina rozwiązał swój kontrakt z Pogonią Szczecin i podpisał dwuletnią umowę z chorwackim HNK Gorica. W klubie z Pomorza Zachodniego nikt za nim nie płakał. Zresztą wystarczy tylko zerknąć na szydercze komentarze, jakie pojawiły się po jego odejściu.

JolyJumper: „Pozbyć się gościa, który nie strzelił nic od 3 lat. Mistrzostwo”.

Stary: „Pozbyli się szrota”.

Jojo: „W 60 meczach strzelić całe 2 gole i mówić o sobie napastnik, to trzeba mieć fantazję lub nazywać się Łukasz Zwoliński” – (komentarze za 90minut.pl).

Tymczasem w lidze wicemistrzów świata Zwoliński odżył. To zresztą mało powiedziane. Z sześcioma bramkami na koncie jest razem z Serbem Komnenem Andriciem liderem najskuteczniejszych. Tyle, że Andrić połowę ze swoich goli zdobył z rzutów karnych, a Zwoliński trafia z gry. Te bramki mocno pomagają jego drużynie, która jest beniaminkiem ligowych rozgrywek, a po 8 kolejkach ma na swoim koncie 13 punktów i zajmuje piąte miejsce. Liderem jest mistrz Dinamo Zagrzeb, gdzie coraz lepiej radzi sobie były skrzydłowy Górnika Damian Kądzior. W ostatnim wygranym 5:3 starciu z Interem Zapresić zdobył gola i zaliczył dwie asysty czyli jak w jedenastce z Zabrza w poprzednim sezonie.