Nasza gra o srebro

Nasza reprezentacja dwukrotne kończyła mistrzostwa świata na 3 miejscu. Te mecze o… srebrny medal przeszły do annałów polskiego futbolu.


W dni meczu o trzecie miejsce na świecie nie sposób nie przypomnieć dwóch spotkań z udziałem biało-czerwonych, które kończyły się naszymi zwycięstwami i czołową pozycję w czempionacie globu.

Lato rozstrzygnął

MŚ 1974 na zachodnioeuropejskich boiskach to triumfalne mecze kadry prowadzonej przez Kazimierza Górskiego. Po trzech kolejnych grupowych wygranych z Argentyną 3:2, Haiti 7:0 i ówczesnymi wicemistrzami świata Włochami 2:1, których wyeliminowaliśmy z turnieju, przyszła wygrana w ćwierćfinałowej grupie ze Szwecją po trudnym boju 1:0 i z Jugosławią 2:1. W meczu na wodzie na Stadionie Leśnym we Frankfurcie nad Menem zatrzymali nas dopiero gospodarze, którzy wygrali po trafieniu Gerda Mullera. 6 lipca 1974 roku, w przeddzień meczu finałowego RFN – Holandia, na Stadionie Olimpijskim w Monachium zmierzyliśmy się z Brazylią, obrońcą trofeum sprzed czterech lat.

Z książki Stefana Grzegorczyka „Gra o medal”. „Do 77 minuty wynik był bezbramkowy i kiedy już zastanawialiśmy się, kto lepiej wytrzyma kondycyjnie ewentualną dogrywkę, Lato popisuje się wspaniałym biegiem, doskonałym rozeznaniem sytuacji i wreszcie strzałem, który przynosi bramkę. Kiedy pytałem przed spotkaniem Jacka Gmocha, czego spodziewa się po siódmym spotkaniu, odpowiedział: – Przerwania legendy o tym, jak sympatyczny skądinąd Szczepaniak stopował w 1938 roku Leonidasa”.

Siódma bramka Grzegorza Laty na tym mundialu na zachodnioniemieckich boiskach nam dała 3 miejsce na świecie, a jemu samemu koronę króla strzelców. Tutaj jeszcze dodajmy, że nasz wybitny piłkarz strzelał też gole na dwóch kolejnych mundialach w Argentynie i Hiszpanii, a z 10 trafieniami na koncie wciąż jest w czołówce mundialowych strzelców w historii. W Katarze pod tym względem wyprzedził go Lionel Messi (11 bramek na koncie).

Wspaniały gol Kupcewicza

Na kolejny medal w MŚ nie przyszło czekać długo, bo ledwie 8 lat. Drużyna pod wodzą Antoniego Piechniczka jechała do Hiszpanii w 1982 roku bez jakiegokolwiek sparingu. Ze względu na stan wojenny nikt z biało-czerwonymi nie chciał wtedy grać, a po dwóch bezbramkowych remisach w grupie 1 z Włochami i Kamerunem wydawało się, że szybko wrócimy do domu. Samolot już stał gotowy do lotu do Warszawy, a działacze na szybko kupowali co się da (u nas półki świeciły pustkami). Na szczęście zamiast do domu przyszło lecieć do Barcelony.

Wygraliśmy z Peru 5:1, wygraliśmy z Belgią 3:0 po hat tricku Zbigniewa Bońka, a po remisowym meczu z ZSRR byliśmy ponownie w czwórce. W półfinale porażka 0:2 z późniejszym mistrzem świata Italią, ale potem wygrana w starciu o 3 miejsce z Francją 3:2. „Trójkolorowi” przystąpili do meczu z nami rozbici porażką w karnych z RFN. Wystawili rezerwowy skład. Cztery lata później na drugim meksykańskim mundialu już tego błędu w meczu o trzecią lokatę z Belgami nie popełnią.

My gola na 3:1 zdobyliśmy po niesamowitym uderzeniu nieodżałowanego Janusza Kupcewicza z wolnego z ostrego kąta na początku drugiej połowy. Nieodżałowanego, bo pan Janusz, który sam w ostatnim czasie często gościł na łamach „Sportu”, nagle zmarł w lipcu, ledwie kilka dni przed 10 lipca, kiedy przypadła 40 rocznica naszej wygranej z Francuzami.

Srebro za 3 miejsce

Medale po tamtym meczu naszym zawodnikom wręczał… kapitan naszej reprezentacji Władysław Żmuda. Szef FIFA Joao Havelange zajęty by dekorowaniem „Trójkolorowych” brązowymi medalami.

No właśnie, dlaczego za trzecie miejsce srebro, a za czwarte brąz? Bo władze światowego futbolu nie chciały wtedy, żeby półfinaliści MŚ byli poszkodowani, stąd złoto za mistrzostwo, pozłacane medale za wicemistrzostwo, a srebro i brąz za kolejne lokaty. Tak było w trzech edycjach mistrzostw w latach 1974-1982. Potem wrócono do walki o brąz.


Na zdjęciu: Grzegorz Lato (z prawej) na mundialu w 1974 roku przeszedł samego siebie. Tutaj walczy z Pietro Anastasi z Włoch.

Fot. Książka „Gra o medal”, Stefan Grzegorzyk. Wyd. Sport i Turystyka 1975