Neymar i polityka

Wybory prezydenckie w „Kraju kawy” otarły się – jak wszystko inne w Brazylii – o futbol. A wszystko wywołało niemałą burzę.


Luiz Inacio da Silva, czyli Lula, powrócił na fotel prezydenta Brazylii. Sprawujący ten urząd w latach 2003-11 polityk pokonał w drugiej turze wyborów urzędującego do tej pory Jaira Bolsonaro, który funkcję tę pełnił od 1 stycznia 2019 roku. I nie byłoby w tym nic dziwnego – wybory, jak to wybory – gdyby nie fakt, że zarówno w kampanii wyborczej, jak i już po ogłoszeniu wyników, głosu nie zabrał Neymar. Największa gwiazda i lider reprezentacji Brazylii, która, jak zresztą przed każdymi mistrzostwami świata, jest zaliczana do wąskiego grona faworytów zbliżającego się mundialu. Gwiazdor PSG bardzo wyraźnie opowiedział się jeszcze przed pierwszą turą wyborów za jednym z kandydatów. Przedstawicielem prawej strony sceny politycznej, Jairem Bolsonaro.

Neymar nagrał wówczas krótkie wideo, w którym udzielił poparcia kandydatowi. Zdaniem części komentatorów to zaważyło, że Lula, który był faworytem, nie wygrał w pierwszej turze. Kandydat lewicy ostro skrytykował zawodnika i stwierdził, że zażyłość obu panów ma charakter… finansowy. Otóż zdaniem kandydata Bolsonaro umorzył większość z aż 35 mln euro zaległych podatków, które piłkarz powinien zapłacić w Brazylii.

Neymar musiał zapłacić „symboliczną kwotę” – takie określenie pojawiło się w mediach – i o sprawie zapomniano. Przypomnijmy, że brazylijski piłkarz problemy z podatkami, i to niemałe, ma również w Europie. Już w 2020 roku nazwano go największym oszustem podatkowym w Hiszpanii. 30-latek robił uniki przed fiskusem w czasach, kiedy był zawodnikiem FC Barcelona.

Poparcie dla Bolsonaro od piłkarza, który cieszy się wielką popularnością, doprowadziło do drugiej tury i to najlepszy dowód na to, jaką siłę ma futbol w Brazylii. Przed ponownym głosowaniem Neymar kolejny raz opowiedział się za Bolsonaro. Powiedział, że pierwszego strzelonego gola na mistrzostwach świata zadedykuje właśnie urzędującemu jeszcze wtedy prezydentowi. Tym razem taka deklaracja nie odwróciła losów wyborów, choć było blisko. Lula pokonał Bolsonaro, zdobywając 50,9 procenta głosów. Jego rywal uzyskał 49,1 procenta i jest to różnica… dużo mniejsza niż ta, na jaką wskazywały sondaże. Wg których Lula miał otrzymać 52-53 procent głosów, a więc poparcie Neymara i tak przyniosło efekt. Przypomnijmy, że mówimy o wyborach, w których zagłosowało – uwaga – niemal 120 milionów uprawnionych!

Po ogłoszeniu wyników Neymar nie zaprzestał w okazywaniu poparcia dla przegranego. W media społecznościowe wrzucił zdjęcie, jak owinięty brazylijską flagą spogląda w niebo. Wpis odnosi się do Brazylii i do Boga. Takie manifestowanie poglądów politycznych nie spodobało się jednemu z byłych piłkarzy reprezentacji Brazylii. Juninho Pernambucano nie przebierał w słowach. – Robi mi się niedobrze, gdy widzę piłkarzy, takich jak Neymar, wspierających faszystów. Wywodzimy się z biedoty. Jak możemy być po drugiej stronie? – pytał retorycznie 44-krotny reprezentant „Kraju kawy”, który tym samym ewidentnie poparł prezydenta-elekta, Lulę. Wyniki wyborów w Brazylii pokazują, że społeczeństwo w tym kraju, jest podzielone niemal po połowie. Takie właśnie grono, bo przecież kibicować będą wszyscy, wpierać będzie „Canarinhos” na rozpoczynającym się niedługo mundialu. Brazylia turniej rozpocznie 24 listopada od meczu z Serbią. W grupie zagrab jeszcze ze Szwajcarią i Kamerunem.




Na zdjęciu: Neymar wspierał w wyborach prezydenckich kandydata, który ostatecznie przegrał.

Fot. PressFocus