Nic nie przychodzi samo z siebie

Trzy pytania do Filipa Karbowego, pomocnika Zagłębia Sosnowiec, strzelca 2 bramek w meczu z GKS-em Tychy (3:0).


Jak się pan czuje w roli dżokera, piłkarza, który wchodzi na boisko dopiero w drugiej połowie i… strzela gole?
Filip KARBOWY: – Bramki bardzo cieszą, ale wolałbym grać w pierwszym składzie. Tak jak zresztą każdy piłkarz. Cieszę się, że pomogłem drużynie, że zdobyliśmy tak ważne 3 punkty. To było pierwsze zwycięstwo w sezonie, w pierwszej kolejce przegraliśmy w Niecieczy. Teraz nie tylko wygraliśmy, ale – co ważne – zagraliśmy na zero z tyłu.

Z panem jest tak, że czego się pan nie dotknie, to od razu zamienia to na gole…

Filip KARBOWY: – Gdzieś te uderzenia doskonalę na treningach i potem trafiam do bramki. Mam nadzieję, że cały czas będzie wpadało i w następnym spotkaniu powtórzę ten wyczyn. W zeszłym sezonie zdobyłem cztery gole, teraz już dwa. Tak w ogóle to mam dobry czas od początku roku. Łącznie, licząc sparingi i mecze o punkty to strzeliłem w tym roku już 12 bramek. Mimo wszystko jeszcze przede mną dużo pracy, trzeba cały czas podnosić swoje umiejętności. Nic nie przyjdzie samo z siebie.


Czytaj jeszcze: Zagłębie nie dało szans rywalom

Te 3 punkty wywalczone kosztem tyszan to także zasługa kibiców Zagłębia, którzy wrócili na trybuny i głośno was dopingowali.

Filip KARBOWY: – To cieszy, że oni wrócili na trybuny. Na Ludowym była fantastyczna atmosfera i ona przełożyła się na wynik. Naprawdę świetnie się gra przy takich trybunach. Kibice cały czas nas wspierali, byli z nami do początku do ostatniej minuty. A wracając do meczu to pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę i – co najważniejsze – strzelać gole. Teraz wyjazdowy mecz z Odrą i w Opolu będziemy chcieli zdobyć kolejne 3 punkty.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus