Nicola Brzęczek – dziewczyna w krainie marzeń

Dla „Sportu” zrobiła wyjątek. Na co dzień stroni od mediów i starannie unika dziennikarzy. Mówi, że to nie dla niej. Ale nie ma racji. Inteligenta, sympatyczna, bardzo kulturalna dziewczyna. Do tego elokwentna i świadoma swoich celów. Nicola Brzęczek podzieliła swój młody świat na marzenia – te, które już się spełniły i te, które jeszcze przez chwilę na realizację muszą zaczekać…

Ja sama

Ma 16 lat. Robi to, co kocha – gra w piłkę. Od dwóch lat jest zawodniczką GKS-u Katowice występującego obecnie w Ekstralidze. Koleżanki z drużyny wołają na nią „Siwa”. Nie traktują jej inaczej tylko dlatego, że nazwisko, które nosi, znaczy w polskim futbolu bardzo wiele mniej więcej od 25 lat. Jest jedną z nich i w takiej roli czuje się najlepiej.

– Jestem bardzo dumna, że Jerzy Brzęczek i Jakub Błaszczykowski są moimi wujkami – oznajmia z uśmiechem. – Cieszę się, że mogę się od nich uczyć i w każdym momencie liczyć na dobrą radę. Często ktoś mnie pyta, czy jesteśmy spokrewnieni. Odpowiadam zgodnie z prawdą, ale proszę, żeby to zachować dla siebie. Nie lubię o tym mówić. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że unikam tego tematu. Boję się, że inni będą mnie postrzegać przez pryzmat znanych członków rodziny. A ja na wszystko chciałabym zapracować sama i wszystko zawdzięczać sobie.

Tata też uwierzył

Bratanica czy siostrzenica – taki dylemat pojawia się zawsze, gdy ktoś próbuje ustalić stopień pokrewieństwa między Nicolą a Jerzym. Obie opcje są jednak chybione. Krzysztof Brzęczek – starszy brat Jerzego – to dziadek naszej bohaterki. To on w 1972 roku założył Olimpię Truskolasy, słynną nie od wczoraj z uwagi na fakt, że mieści się w rodzinnej miejscowości Kuby Błaszczykowskiego.

Tata Nicoli, Sebastian, jest jednym z menedżerów w Centrum Rozrywki Kubatura, czyli w opolskim lokalu otwartym przed pięcioma laty przez Jakuba. Mama Agnieszka prowadzi sklep odzieżowy w Lublińcu. Jak zapatrują się na futbolową pasję nastoletniej córki? – Mama jest bardzo na tak, wspierała i motywowała mnie od początku – opowiada Nicola Brzęczek. – Tata mówił, że to sport dla chłopców i żebym odpuściła. Ale jak zaczęłam stawiać pierwsze kroki i na tle chłopaków nie odstawałam umiejętnościami, a potem dostałam się do kadry Śląska, to uwierzył we mnie. Dzisiaj oboje mocno mi kibicują.

Siostra Angela skończyła 20 lat. Żadnych związków z futbolem. Ma artystyczna duszę – fotografuje, rysuje, nie stroni od sztuki kulinarnej. Studiuje ekonomię w Gdańsku.

Brat taty, Tomasz, gra w Amatorze Golce występującym w klasie okręgowej. Jeszcze wiosną w tym samym zespole figurował Robert, syn Jerzego. Obecnie próbuje swoich sił w futsalu jako zawodnik I-ligowej Odry Opole.

Gdy przyjeżdża Kuba…

Co roku wszyscy spotykają się na jednym parkiecie. Dzień szczególny – wigilia Bożego Narodzenia. – Jak przyjeżdża do domu Kuba, zawsze tego dnia jedziemy na salę gimnastyczną w Pankach, cztery kilometry od Truskolasów – relacjonuje Nicola. – Dzielimy się na 4-5 drużyn i gramy turniej. Tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele. To taka tradycja, od kiedy pamiętam. Z kobiet jestem tylko ja, ale od nikogo nie odstaję.

Kiedy Nicola zaczynała kopać piłkę, Jakub Błaszczykowski bywał już na eleganckich bankietach. Tu z obecną małżonką Agatą… Fot. Włodzimierz Sierakowski/400mm

Po turnieju cała rodzina spotyka się na wigilijnej kolacji – w domu, w którym wychowali się Jurek i Kuba. Dziś mieszka tam babcia obecnego reprezentanta Polski. Jest gwarno i serdecznie, w sumie kilkadziesiąt osób przy stole. Dom rodzinny Nicoli mieści się ledwie 300 metrów dalej. W Truskolasach, liczących ok. 2000 mieszkańców, znają ją wszyscy. Wiedzą, co na co dzień robi i o czym marzy…

Trzeba iść do przodu

– Można powiedzieć, że w piłce zakochałam się w jednej chwili – rozpromienia się Nicola. – To się stało w tym momencie, kiedy zrozumiałam, jak wielkie emocje budzi futbol i z jaką pasją ludzie potrafią reagować na to, co dzieje się na boisku. Miałam wtedy sześć lat i grałam jeszcze rekreacyjnie z chłopakami. Moja fascynacja piłką przypadła na okres, kiedy ostatnie mecze jako zawodnik rozgrywał jeszcze Jurek, a Kuba dopiero zaczynał przygodę z Bundesligą…

Był rok 2008, kiedy poszła na pierwszy trening do Olimpii Truskolasy. Sami chłopcy i ona jedna. – Byli w małym szoku i niekoniecznie im się podobało, że dziewczyna gra z nimi w piłkę – wspomina. – Teraz ich rozumiem, ale wtedy było mi z tym trudno. O rezygnacji nie było jednak mowy. Nie miałam chwil zwątpienia. Jestem tak nauczona i wychowana, że kiedy coś się dzieje źle, to trzeba iść do przodu, żeby się zmieniło na lepsze.

Narodowy zaczarował

Cztery lata później wydarzyło się coś, co dla 10-latki było czymś absolutnie niezwykłym. Finały Euro 2012 i jej pierwszy w życiu mecz reprezentacji Polski. Miejsce na trybunach? Nie, to byłoby zbyt zwyczajne. Wyszła na murawę z tunelu, trzymając za rękę Avraama Papadopoulosa. Początkowo w ramach dziecięcej eskorty miała wyprowadzić Kubę, ale stewardzi trochę pomieszali szyki i skończyło się na tym, że została ustawiona przy greckim zawodniku.

Stadion Narodowy, inauguracja turnieju o mistrzostwo Europy, na trybunach 56 tysięcy ludzi. – Poczułam, że spełnia się moje marzenie – przypomina sobie z błyskiem w oku. – Zobaczyłam, jak to wszystko wygląda z perspektywy zawodnika. Przewspaniałe uczucie! Zazdroszczę piłkarzom, którzy grają na takim szczeblu. Wiem już dokładnie, jak wielkim uwielbieniem są darzeni. Wtedy przekonałam się o tym na własnej skórze i pamiętam to do dzisiaj.

Trzy minuty szczęścia

Czas płynął szybciutko. Od jej pierwszego treningu w Olimpii Truskolasy minęło osiem lat. Z dziewczynki stała się nastolatką. Nastała więc pora na otwarcie nowego etapu. Jerzy był akurat trenerem I-ligowego GKS-u Katowice. I to on zaproponował Nicoli, żeby przyjechała na Bukową do sekcji kobiet. Posłuchała go.

– Jak przechodziłam do Katowic, pytałam o zdanie Kubę – zaznacza. – Powiedział, że to będzie bardzo ważny krok w mojej przygodzie z piłką. I że pozwoli mi się rozwinąć nie tylko piłkarsko, ale i mentalnie. Pojechałam na pierwszy trening i spodobało mi się. A ja spodobałam się trenerom. I zostałam. W wieku 14 lat podjęłam to wyzwanie i jak na razie to najlepsza decyzja w moim życiu.

Lipiec 2018. Krótko przed upragnionym debiutem w Ekstralidze. Fot. Łukasz laskowski/PressFocus

Ma sobą grę w reprezentacji Polski U-15 i w kadrze Śląska (od U-13 do U-16). Obecnie jest uczennicą pierwszej klasy Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Katowicach. Na początku sierpnia, w pierwszej kolejce bieżącego sezonu, zaliczyła premierowy występ w Ekstralidze. W meczu z Mitechem Żywiec (2:0) weszła do gry na ostatnie trzy minuty. – Te trzy minuty to było znów… spełnienie jednego z moich marzeń – nie ukrywa. – Bardzo liczyłam na ten debiut. I cierpliwie na niego czekałam.

Ostatni autobus

Z początku nie wszystko jednak układało się kolorowo. Zamieszkała w internacie, 100 km od rodzinnej miejscowości. Bardzo tęskniła za domem i najbliższymi. Wytrwała pięć miesięcy.

– Okazało się, że na przeprowadzkę jest dla mnie za wcześnie – opowiada. – Postanowiłam więc codziennie dojeżdżać na treningi z Truskolasów. Trwało to w sumie półtora roku. Do domu wracałam często, kiedy było już ciemno. Nie zawsze mogli mnie odebrać rodzice. Wsiadałam w pociąg do Częstochowy, a potem było jeszcze 25 kilometrów jazdy ostatnim autobusem, już po 22.00. Nie bałam się, że mogę się zgubić, albo że w drodze coś złego może mi się stać. Tylko że daleko. Ciężko mi z tym było na początku. Potem się przyzwyczaiłam.

Przywykła też do obecnego trybu i tempa życia. Szybko, dynamicznie, z wyrzeczeniami. Nie ukrywa, że nadal brakuje jej rodziców i siostry. – Ale wiem, że trzeba dorosnąć – dodaje. -Muszę przecież kiedyś wziąć odpowiedzialność za siebie. I mieć marzenia w garści, a nie patrzeć na to, co może rzucić mi los.

Starszy ze sławnych wujków bacznie obserwuje jej rozwój. – Najważniejsze, że ma talent, ogromny zapał i wolę, żeby grać w piłkę – mówi selekcjoner drużyny narodowej [Jerzy Brzęczek]. – Jestem pewien, że drogą, którą sama wybrała, podążać będzie konsekwentnie. To niezwykle zdyscyplinowana dziewczyna. Chciałbym tylko bardzo, żeby omijały ją kontuzje.

Skalpel o północy

Życzenie selekcjonera nie jest bezpodstawne. Wynika z bolesnych wspomnień, zresztą bardzo nieodległych. Już po przeprowadzce na Śląsk Nicola doznała dwóch poważnych kontuzji. Naderwane więzadło w stawie skokowym oznaczało cztery miesiące żmudnej rekonwalescencji. Innym razem, na przedwiośniu ubiegłego roku, krótko przed treningiem upadła na schodach w domu u klubowej koleżanki i złamała prawy nadgarstek.

– Wyjątkowo ciężki okres – wzdycha zawodniczka „Gieksy”. – Miałam w ręce dwa druty stabilizujące. Gips nosiłam przez miesiąc. A licząc czas poświęcony na rehabilitację, straciłem przez kontuzję kolejne dwa miesiące. To doświadczenie sprawiło, że teraz jestem bardziej „twarda”. Ale też bardziej na siebie uważam. Doceniam to, że jestem zdrowa, mogę bez przeszkód trenować i grać.

W szpitalu na Ligocie na operację czekała wtedy sześć godzin. Początkowo zabieg wyznaczony został na 21.00. Rozpoczął się o północy. Do domu mogła wrócić dopiero następnego dnia.

Drzwi były uchylone

– Byłem wtedy tak naprawdę w szoku – wyznaje Witold Zając, trener kobiecej drużyny GKS-u, który zaraz po wypadku przyjechał po Nicolę i zawiózł ją do szpitala. – Trudno mi było pogodzić się z tym, co się stało, bo do rundy wiosennej mieliśmy tylko trzy tygodnie. Zdążyłem już podjąć decyzję, że postawię właśnie na nią. Miała regularnie grać w wyjściowej jedenastce. Wszystkie sparingi zaczynała od pierwszej minuty. Czuła, że te drzwi się przed nią otwierają. I nagle dzieje się coś takiego. Też bardzo mocno to przeżyła…

Jerzy Brzęczek, jako gracz Górnika Zabrze, zdobywał swe ostatnie bramki w zawodowej karierze. Fot. Eliza Budzicz/400mm

Gdyby tamtą wiosnę spędziła na boisku, dziś z pewnością w Ekstralidze gościłaby na boisku częściej. Na razie zbiera tylko minutki. I mozolnie buduje swoją pozycję w zespole. – Świetnie pracuje na treningach – podkreśla Zając. – Wysoko stawia sobie poprzeczkę i podchodzi do futbolu z ogromnym zaangażowaniem. Jest niesamowicie ambitna. Jeżeli nadal tak to będzie wyglądało, pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy na najwyższym szczeblu rozgrywek występować zacznie regularnie. Poza tym, mimo młodego wieku, to dobry duch drużyny. Bardzo fajnie się zaaklimatyzowała w grupie. Wnosi do zespołu dużo uśmiechu i pozytywnej energii.

Tysiące autografów

Jak wszystkie dziewczyny w podobnym wieku i kopiące piłkę, marzy o tym, żeby zostać kiedyś najlepszą zawodniczką na świecie. Na razie jednak smak sukcesu i popularności znają Kuba z Jurkiem. – Bardzo często ktoś prosi mnie, żebym załatwiła od nich autograf – przyznaje Nicola. – Zgadzam się, ale nie zawsze. Czasem mówię grzecznie, żeby zwrócono się do innych członków rodziny. U babci w domu są tysiące zdjęć z podpisami. W każdej chwili ktoś z nas może podejść i kilka wziąć.

Kiedy latem wujek został selekcjonerem biało-czerwonych, była bardzo szczęśliwa. Nie wiedziała do samego końca. Wszyscy trzymali to w tajemnicy, nawet tata. Postanowiła, że nie zadzwoni od razu. Poczekała na pierwsze rodzinne spotkanie i pogratulowała nowemu szefowi kadry osobiście. Przyznaje, że jest dla niej wielkim autorytetem – podobnie jak Kuba. I podobnie jak je rodzice. Bez nich nie byłaby tu, gdzie jest teraz.

Nazwisko budzi respekt

Obu jej wujków kojarzymy z formacją pomocy. Ona zawsze wiedziała, że na boisku chce grać w ataku. Zapytana o największy atut wskazuje na szybkość. Inne walory mają przyjść z czasem.

– Młoda zawodniczka, jednak już bardzo mądra jak na swój wiek – mówi o Nicoli kapitan zespołu, [Natalia Nosalik]. – Nosi nazwisko, które budzi respekt, ale nie korzysta z tego. Nie wywyższa się w żaden sposób. Jest naszą koleżanką z drużyny i traktujemy ją jak wszystkie inne zawodniczki. Jest bardzo ambitna i zdeterminowana w tym, co robi. To jej powinno ładnie zaprocentować w przyszłości.

Jak mają wyglądać najbliższe lata? Liczy się tylko piłka. Ale kiedyś, kiedy sportowa kariera dobiegnie końca, Nicola chciałaby zostać dobrą fizjoterapeutką.

Kiedyś na Bora-Bora

Jest osobą wierzącą. Przed wejściem na boisko zawsze odmawia krótką modlitwę. Ma przekonanie, że dokonuje dobrych wyborów. Gdyby mogła cofnąć czas, w swoim życiu nie zmieniłaby nic.

Lubi gry komputerowe. Sporo czyta – ostatnio „Potęgę podświadomości”. Chętnie sięga też do serii o Sherlocku Holmesie. Często wybiera biografie. – Ale biografię Kuby przeczytałam dopiero trzy miesiące temu – wyznaje. – Wcześniej jakoś nie mogłam się za nią zabrać. Niezwykła książka, pięknie napisana. I bardzo motywująca.

Zdarza jej się pograć rekreacyjnie w kosza lub siatkówkę. Kiedy ma kiepski dzień, idzie do kina. Albo spędza czas z przyjaciółmi z młodszych lat. – Cieszę się, że mimo mojej przeprowadzki do Katowic nadal zachowujemy bliskie relacje i mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni.

Dba o siebie, więc zwraca uwagę na to, co je. Jeśli ma ochotę na coś specjalnego, potrafi sobie to przyrządzić sama. Ważnym elementem jej codzienności jest muzyka, ostatnio szczególnie rytmy hip-hopowe. W czasie wakacji najlepiej odpoczywa w rodzinnym domu w Truskolasach. Ale kiedyś chciałaby się wybrać na Bora-Bora.

Przyznaje szczerze, że kobiecej piłki nie ogląda tak często jak tej w wydaniu męskim. Uważnie śledzi jednak karierę Alex Morgan. Jeśli chodzi o futbolistów, lubi podglądać grę Harry’ego Kane’a i Roberto Firmino. Leo Messi i Cristiano Ronaldo – wiadomo, mogłaby patrzeć cały czas. Ale i tak najprzystojniejszy jest Kuba Błaszczykowski. Na koszulkę wybrała numer 16 – jak on.

Muszę to mieć

Wady? Twierdzi, że na murawie jest za bardzo samolubna, a na co dzień bywa zbyt ekspresyjna i wybuchowa. W to ostatnie trudno jednak uwierzyć na słowo. – Rzeczywiście czasem taka bywa, ale tylko w sytuacjach boiskowych – potwierdza koleżanka Nosalik. – Nigdy nie jest to jednak skierowane przeciwko zespołowi. Kiedy coś jej nie wyjdzie, potrafi okazać niezadowolenie. Wie, że potrafi lepiej. I naprawdę bardzo dużo od siebie wymaga.

Wierzy, że największa jej zaleta to niezłomne dążenie do wyznaczonego celu. – Jeśli czegoś pragnę, to muszę to zrobić, muszę to mieć – mówi z uśmiechem. – Myślę, że ta cecha jest bardzo ważna. Nie tylko w sporcie, ale także w życiu.

A w jakim miejscu chciałaby się znaleźć za 10 lat? – Nie myślałam jeszcze o tym – odpowiada rozważnie. – Najważniejsze, żebym była zdrowa. I wszyscy, których kocham. Chcę być szczęśliwa. Kiedy popatrzę kiedyś na siebie, chciałabym powiedzieć sobie, że zrobiłam wszystko, co mogłam. I że wszystko zależało tylko ode mnie…