Nie będę strzelać do Nawałki

Adam GODLEWSKI: Jak ocenia pan mistrzostwa świata niedawno zakończone w Rosji?

Zbigniew BONIEK: Był to wspaniały turniej, znakomicie zorganizowany w przyjaznej i miłej atmosferze, a poziom sportowy był wysoki. Był to jeden z najlepszych mundiali, w jakich uczestniczyłem. Oczywiście, w pewnym momencie nasze postrzeganie imprezy musiało przyhamować, bo patrzyliśmy poprzez pryzmat polskiego zespołu. A z nami było jak było.

Francuzi byli wyrachowani i oszczędni, ale okazali się zdecydowanie najlepsi.

Zbigniew BONIEK: Francuzi chcieli wygrywać, a wygrywanie jest trzy razy trudniejsze, niż pozostawianie po sobie dobrego wrażenia. I jest to naprawdę sztuka. Dlatego dziwię się, że ktoś mówi, iż moralnymi zwycięzcami są Chorwaci. Ja nie znam takiego pojęcia. Mistrzostwo zdobyli Francuzi, i to w pełni zasłużenie.

Zespół Didiera Deschampsa jest młody. To oznacza, że najlepsze chwile ma wciąż przed sobą?

Zbigniew BONIEK: To specyficzna drużyna, mocno etniczna, która bazuje na znakomitym szkoleniu młodzieży i dopływie świeżej krwi. Po Euro 2016, gdzie grała bardzo fajnie, ale przegrała w finale z Portugalią, wymieniono co najmniej pięć elementów. Na lepsze, bardziej pasujące. Już przed turniejem wskazywałem zresztą, że Francuzi są faworytami, więc ich zwycięstwo z mojego punktu widzenia to żadna niespodzianka…

choć w rozmowie ze „Sportem” zastrzegał pan, że mogą wygrać mundial, o ile nie pojawi się „szampańska gra w ich wykonaniu”.

Zbigniew BONIEK: To prawda, bo zawsze najważniejsze pytanie o Francuzów brzmiało, czy wytrzymają cały turniej, i gdzieś po drodze się nie zatracą. Wytrzymali, byli przy tym dobrze zarządzani, mieli bardzo dużo jakości, sprytu, cwaniactwa i boiskowej mądrości. I dzięki temu wygrali bardzo pewnie. A jeśli pyta pan, czy będzie to zespół taki, jak Hiszpania w latach 2008 – 2012, kiedy zgarniała wszystkie tytuły, to uważam, że trójkolorowi.. przegrają pierwszy mecz bardzo szybko, już w Lidze Narodów z Niemcami. Piłka jest specyficzną dyscypliną, gdyby na przełomie lipca i sierpnia powtórzyć mundial, kolejność mogłaby być zupełnie inna niż w Rosji. W półfinale mogliby znaleźć się Niemcy, Brazylia, Argentyna, czy Urugwaj. To siła futbolu, jest na tyle wyrównany, że tylko tu coś takiego może się zdarzyć. W innych grach zespołowych hierarchia jest znacznie bardziej trwała i powtarzalna. Dlatego mówienie, że właśnie rozpoczęła się era, w której hegemonami będą Francuzi jest na wyrost. Nie wierzę, żeby zdobyli patent na nieustanne wygrywanie. Tym bardziej, że ich zwycięstwa były podszyte mądrością i żelazną taktyką, nie zaś rozmachem i przepiękną, nieosiągalną dla innych grą.

MVP mistrzostw nie został żaden z Francuzów, tylko Chorwat Luka Modrić. To chyba najwięcej mówi o wkładzie pomocnika Realu w wynik osiągnięty przez Vatrenich.

Zbigniew BONIEK: Szkoda w ogóle czasu na rozwodzenie się nad tym wyborem, bo Modrić był rzeczywiście absolutnie najlepszy. My, Polacy, lubimy bajkę o Kopciuszku, a Chorwacja była takim kopciuszkiem. Reprezentacja małego kraju, z trzema znakomitymi piłkarzami i prawie wszystkimi innymi z klubów zagranicznych, co zresztą nie jest przypadkiem, bo piłka krajowa w Chorwacji jest w szalonym kryzysie. Potrafią szkolić młodych zawodników i korzystnie sprzedawać do najlepszych lig, natomiast ich rozgrywki mają ogromne problemy organizacyjne, infrastrukturalne, kibicowskie i wiele innych. Jako nacja są utalentowani, mają szczególne predyspozycje do gier zespołowych. I świetne charaktery do sportu. Ostro trenują, więc nie potrzebują skomplikowanych planów szkoleniowych, żeby dobrze grać w piłkę.

FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Najwięksi przegrani mundialu – to zespoły, czy w pierwszej kolejności Leo Messi i Cristiano Ronaldo?

Zbigniew BONIEK: Na pewno nie Ronaldo, bo zrobił swoje. Strzelał bramki, wprowadził Portugalię do fazy pucharowej, a dalej sam nie był już w stanie wygrywać. Największymi przegranymi byli oczywiście Niemcy. Brazylia rozegrała bardzo dobrą drugą połowę z Belgią w ćwierćfinale, była na dodatek kontrowersja z rzutem karnym, który jej się należał się, ale to dziś już nie ma żadnego znaczenia. Odpadła, zanim rozpoczęła się gra o medale, a zatem jako zespół z ogromnym potencjałem rozczarowała na całej linii. Wśród największych przegranych znalazła się także Argentyna.

Jest pan zaskoczony, że Ronaldo przeniósł się do Serie A? To zapowiedź renesansu ligi włoskiej?

Zbigniew BONIEK: Na pewno przyjście Cristiano to niesamowity zastrzyk dla włoskiej piłki – od strony sportowej, biznesowej i marketingowej. Ta przeprowadzka nie dziwi mnie o tyle, że Ronaldo wybrał najlepiej zorganizowany klub na świecie. Dziś, łącznie z Realem i Barceloną, wszyscy inni są krok za Juventusem! Jestem przekonany, że Portugalczyk, mimo swojego wieku, będzie jeszcze lepszy w Turynie, niż był dotychczas. Bo tam wszyscy piłkarze rozwijają się. Nie ma w Juventusie miejsca na rządy, czy choćby fochy piłkarzy, jest zdrowa hierarchia i porządek, więc jeśli Ronaldo podporządkuje się zasadom, to na pewno zrobi krok do przodu.

Przed mundialem pojawiły się medialne doniesienia, że Stara Dama chciałaby Roberta Lewandowskiego, więc…

Zbigniew BONIEK:pierwsze słyszę o takich przymiarkach, w mediach różne rzeczy się czyta. Byłaby to teraz ciekawa opcja, ale Robert ma dobry klub, a nie wiem, czy Juventus rzeczywiście wykazywał jakiekolwiek zainteresowanie.

Pan już wie, dlaczego mundial kompletnie nie udał się naszej reprezentacji?

Zbigniew BONIEK: Oczywiście, ale sądzi pan, że jeśli opublikowalibyśmy na przykład pięć punktów, które zadecydowały o porażce, to rozwiążemy wszystkie nasze problemy? Znamy przyczyny, więc na pewno wyciągniemy wnioski. Tyle że mówienie o tym publicznie byłoby demontażem modelu, fajnego i dobrego, który udało się wypracować w funkcjonowaniu reprezentacji. Owszem, w Rosji nic nie wyglądało tak dobrze jak na Euro 2016, także dlatego, że piłkarze byli w innych punktach własnych karier – pod względem sportowym, mentalnym i ekonomicznym. Dodatkowo popełniliśmy błędy, które przyczyniły się do porażki z Senegalem. A sztuką było z Afrykanami nie wygrać, byli wyjątkowo słabi. Tymczasem dostali od nas w prezencie gola samobójczego i sytuację na drugą bramkę. Ta przegrana się zemściła, nie byliśmy w stanie po niej się podnieść. Pewnie, fizycznie też nie wyglądaliśmy tak, jak powinniśmy, i nie byliśmy przygotowani na kontuzję – choć miała prawo się zdarzyć – i brak w wyjściowym składzie Kamila Glika, ale wspólny mianownik naszych nieszczęść na mundialu stanowi Senegal. Koniec i kropka.

Więcej spodziewał się pan po Lewandowskim?

Zbigniew BONIEK: Więcej spodziewałem się po wszystkich zawodnikach, a przede wszystkim po całym zespole. Dla Roberta to też nie był udany turniej, ale to jest logicznie wytłumaczalne, że jeśli drużyna jest w słabej formie, to poszczególni piłkarze, nawet ci, którzy potrafią najwięcej, nie będą dobrze grali. Lewandowski wie zresztą doskonale, że zawiódł w Rosji tak samo jako 21 kolegów, bo pewnie należy z tego grona wyłączyć Łukasza Fabiańskiego, który bardzo dobrze bronił z Japonią. Tyle że nie można wykluczyć, że gdyby było na odwrót i to Wojtek Szczęsny wszedł na ostatnie spotkanie między słupki, to także interweniowałby bez zarzutu. Tak bowiem układał się ten mecz. Polska piłka nie skończyła się na mundialu, musimy teraz budować przyszłość. Tyle że przeszła mi przez głowę i taka myśl, że gdybyśmy nie pojechali na mistrzostwa do Rosji, to byłoby może nawet lepiej. Uniknęlibyśmy wtedy określeń typu skandal, katastrofa, tragedia narodowa. Kochamy taką przesadę, i uwielbiamy szukać winnych. Mnie to jednak nie interesuje.

FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Naprawdę nie interesuje pana wyjaśnienie, dlaczego napastnik, który strzelił 16 goli w eliminacjach MŚ, na trzech wielkich turniejach zdobył tylko dwie bramki?

Zbigniew BONIEK: To jest skomplikowana sprawa, przecież w eliminacjach Robert nie brał piłki na linii środkowej i nie strzelał goli po indywidualnych akcjach. Na jego bramki pracował zespół, który w Rosji nie był w stanie tego zrobić. Mieliśmy problemy, szukaliśmy optymalnego personalnego i taktycznego ustawienia, ale drużyna nie funkcjonowała tak, jak powinna. Na tym ucierpiał także Robert. Poza tym na jesieni, po wakacyjnym wypoczynku, Lewandowski jest zupełnie innym piłkarzem niż w czerwcu, kiedy odczuwa w nogach sezon ligowy. Robert nadal jest najlepszym zawodnikiem reprezentacji, tyle że na mundial przyjechał w słabej formie. Taka jest prawda, nie ma sensu szukać drugiego dna.

Adam Nawałka suwerennie podjął decyzję o odejściu ze stanowiska selekcjonera?

Zbigniew BONIEK: To była wyłącznie decyzja Adama, Miał wątpliwości, czy jego praca nadal będzie konstruktywna. Powiedziałem szczerze na pożegnalnej konferencji, że miałem gotowy nowy kontrakt dla niego, więc proszę teraz nie doszukiwać się teorii spiskowej. Ja do Nawałki teraz strzelał nie będę, wolę patrzeć do przodu.

Zatem zapytam z myślą o przyszłości: to nie jest problem, że Lewandowski stoi z boku grupy? To nie jest odpowiednie miejsce dla kapitana.

Zbigniew BONIEK: A jest pan pewien, że znalazł się z boku? Bo według mnie to tylko plotka, przy jego stoliku zawsze widziałem siedmiu, czy ośmiu zawodników. Co wartościowe – także najmłodszych w drużynie, którzy najbardziej potrzebowali jego wsparcia. Bardzo źle się stało oczywiście, że przed mundialem spora część mediów starała się wmawiać kibicom, że reprezentacja Polski to tylko Lewandowski. To musiało wpłynąć na postrzeganie Roberta, wewnątrz i na zewnątrz drużyny, ale to nigdy nie była prawda. OK., zdobywał gole i na niego spadała sława. To jednak w żadnym stopniu nie stanowi, że po nieudanym dla niego turnieju w Rosji z pierwszoplanowej postaci stał się największym problemem reprezentacji. Stawianie takiej tezy jest niepoważne.

Nowy selekcjoner może rozpoczynać pracę z optymizmem? Czy po zespole, który był ćwierćfinalistą Euro pozostały jedynie zgliszcza?

Zbigniew BONIEK: Nowy selekcjoner może liczyć na bezwarunkowe i całkowite wsparcie PZPN. Natomiast jeśli ktoś ma problem z występami w drużynie narodowej, to niech po prostu ogłosi zakończenie tego etapu w karierze. Reprezentacja istniała z Deyną, Lubańskim, Bońkiem, czy Brzęczkiem, ale istniała też, kiedy przestali dla niej grać. Występy z barwach narodowych nie są przymusowe.

Ma pan na myśli konkretnego zawodnika lub zawodników?

Zbigniew BONIEK: Nie. Mówię tylko, że w reprezentacji może grać każdy, nawet jeśli jego ego jest najwyższe, pod warunkiem jednak, że zaakceptuje, iż liczy się tylko dobro drużyny. Zaczynam odnosić wrażenie, że zadając takie pytania, chce pan znaleźć bombę atomową, która eksplodowała w zespole i przyczyniła się do niepowodzenia w Rosji. Wspomniałem o wymianie elementów kilku w reprezentacji Francji, co bardzo dobrze wpłynęło na zespół Deschampsa, tymczasem myśmy nie wymienili żadnego ogniwa. Nadmierne przyzwyczajenie selekcjonera do nazwisk nie pomogło, ale nikt nie powinien trenerowi Nawałce odbierać prawa do myślenia, że najlepiej na mundialu sprawdzą się ci, którym ufał od dawna. Tak się niestety nie stało, i to najbardziej legło u przyczyn porażki. A nie fakt, że jeden piłkarz nie lubił się z drugim, czy Lewandowski stał z boku grupy. Bo to jest wymyślanie alternatywnej rzeczywistości, która nie ma nic wspólnego z faktami. Zakończył się pewien etap, Adamowi trzeba podziękować za wszystkie dobre momenty, których dzięki jego pracy przeżyliśmy wiele, i już nie wracać do jego kadencji. To zamknięty rozdział. Teraz żaden zawodnik nie może być nadmiernie pewny, że dostanie powołanie, a chyba takie przeświadczenie niektórych przed wyjazdem do Rosji stanowiło już problem dla trenera.

Fot. Press Focus

Można mówić, że na przykład Jan Bednarek okazał się – mimo wszystko – wygranym na mundialu?

Zbigniew BONIEK: Zbigniew BONIEK: Dlatego, że zdobył zwycięskiego gola w meczu z Japonią? Nie! Przegrał jak wszyscy inni w zespole, miał zresztą udział przy stracie drugiego gola w spotkaniu z Senegalem. To fajny i perspektywiczny zawodnik, ale wygrany może czuć się tylko z tego powodu, że na mundial w ogóle pojechał. W Rosji nie wypełniliśmy zadania, zatem cały zespół zawiódł. I tylko w ten sposób trzeba stawiać sprawę.

Nowy zespół powinien być budowany wokół Lewandowskiego? Robert powinien zachować kapitańską opaskę?

Zbigniew BONIEK: Robert jest kapitanem drużyny i chce w niej grać, jest głodny wyjazdu na kolejną wielką imprezę, więc pytanie uważam za nie na miejscu. Drużyny nie buduje się zresztą wokół jednostki, zespół ma dobrze funkcjonować, ale trudno, żeby przy jego konstrukcji nie brać pod uwagę naszego najlepszego napastnika. To przecież byłby absurd. Lewandowski był, jest, i będzie jednym z najważniejszych elementów naszej reprezentacji.

W czym Brzęczek okazał się lepszy w pańskich oczach od Giovanniego de Biasiego? Włoch publicznie obwieścił, że czuł się prawie selekcjonerem reprezentacji Polski.

Zbigniew BONIEK: Gigi to mój dobry kolega, rozmawiałem z nim, rzeczywiście był jednym z kandydatów na nowego selekcjonera. Nie doszliśmy jednak do kwestii finansowych, postawiłem sprawę jasno: „Jeśli będę rozważał wariant zagraniczny, jesteś pierwszy na liście życzeń”. Tyle że pierwszeństwo miała opcja polska. Umówiłem się na telefon z de Biasim w środę wieczorem, ale zapomniałem zadzwonić, więc w czwartek wysłałem mu SMS, że sprawa nie jest już aktualna. I że nie usiądziemy do stołu, bo już wybrałem rodaka. Doszedłem po prostu do wniosku, że opcja zagraniczna byłaby niebezpieczna, ponieważ tym samym składem moglibyśmy grać jeszcze przez dwa lata. Drużyna potrzebuje świeżego spojrzenia, energii, nowych zawodników, tymczasem znajomość naszej piłki przez trenerów zagranicznych jest znikoma. Ogranicza się do 4-5 najbardziej popularnych nazwisk. Brzęczek ma natomiast znakomite rozeznanie, odpowiedni wiek, także doświadczenie, był kapitanem reprezentacji Polski. Słyszę jednak, że ma za słabe CV. A który polski trener ma dobre? Nawałka miał dobre, gdy go zatrudniałem? Na pewno gorsze od Franciszka Smudy, który z reprezentacją osiągnął znacznie mniej. Dobre CV zapewniałaby praca w Legii lub Lechu, tyle że w obu tych klubach polscy szkoleniowcy są ostatnio zatrudniani sporadycznie.

Akurat Brzęczka chciała i Legia, i Lech. Dlaczego jednak nie zdecydował się pan na wybór kolegialny, tylko samodzielnie podjął taką decyzję?

Zbigniew BONIEK: W klubach szkoleniowców wybierają właściciele, w PZPN – taką kompetencję ma prezes. Uważam, że miałem do tego prawo, a co więcej – postawiłem na właściwego człowieka. Pokazałem tym samym, że nie uciekam od odpowiedzialności za wyniki drużyny narodowej, wziąłem ją na siebie nominując Brzęczka jednoosobowo. Kiedy jednak selekcjoner dostanie już ode mnie i całego PZPN pełne wsparcie – i to on będzie miał wpływ na wszystko w reprezentacji – to na niego będą spadać laury po dobrych wynikach. Lub konsekwencje słabych. Dla mnie jako prezesa najwygodniejsze byłoby zatrudnienie trenera zagranicznego, za na przykład 4 miliony euro rocznie, pieniądze PZPN nie są przecież moje. Mogłem zatem wziąć Cesare Prandellego, i ewentualnie za półtora roku powiedzieć: „Spełniłem oczekiwania ogółu, postawiłem na opcję zagraniczną, tak jak chcieliście. Sorry, nie wyszło jednak tak, jak zakładaliśmy”. My chcemy jednak pojechać na Euro za dwa lata, i właśnie dlatego wygrała opcja polska. A Brzęczek był liderem krajowej listy życzeń od samego początku.

Podstawowa różnica między Nawałką i Brzęczkiem jest taka, że Adam wiedział, czym z perspektywy trenera różni się praca z kadrą, był przecież asystentem u Leo Beenhakkera, natomiast Jurek nie ma tego doświadczenia.

Zbigniew BONIEK: Nie demonizujmy roli Nawałki w sztabie Beenhakkera, poza tym na początku też chciał prowadzić kadrę jak klub, z Adamem Marciniakiem i Rafałem Kosznikiem w składzie. Przez 5 miesięcy, zanim się wdrożył, zanotował dwie porażki i remis. Jurek jest bliższy dzisiejszej piłce, bo jest młodszy. W mojej logice i ocenie to jest najlepszy kandydat na trenera reprezentacji Polski w tym momencie.

Jak zostanie rozwiązana kwestia Andrzeja Woźniaka w sztabie reprezentacji? Człowiek z wyrokiem za udział w aferze korupcyjną powinien pracować z kadrą?

Zbigniew BONIEK: Ci, którzy najbardziej burzą się przeciw kandydaturze Woźniaka, powinni najpierw spojrzeć w lustro. Przede wszystkim jeden z największych obecnie moralistów, który teraz najmocniej wali w Woźniaka, a kiedyś zostawił żonę z dziećmi, zupełnie bez środków do życia. OK., każdy za popełnionego błędy musi ponieść karę, i Woźniak już za swoje zapłacił. A trzeba przy tym pamiętać, że w latach 90., w sumie aż do roku 2004, piłka w Polsce była strasznie skorumpowana. Trudno było się nie ubrudzić, wszyscy byli jakoś naznaczeni. A potem jednych złapali, a innych nie. Jeśli więc Brzęczek postanowi, że chce mieć w kadrze Woźniaka, to Woźniak będzie trenował w niej bramkarzy. Oczywiście, wszyscy lubimy piękne i czyste historie, ale życie aż tak różowe nie jest. Na miejscu Jurka starannie przemyślałbym ten angaż.

Wraz z odejściem Nawałki zmieni się także struktura reprezentacji. Nie będzie już dyrektora drużyny narodowej, czy tylko nie będzie na tej posadzie Tomasza Iwana?

Zbigniew BONIEK: Iwana nie będzie już na pewno, jego obowiązki przejmie kierownik logistyki. Może dostanie tytuł team menagera, ze zbliżonymi jak Tomek kompetencjami, ale nie będzie to nazwisko z pierwszych stron gazet, czyli były znany piłkarz. Iwan jest niesamowicie pracowitym człowiekiem, i nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Jeśli jednak zmienia się selekcjoner, powinien mieć także prawo, żeby dokonać roszad w sztabie, i otoczyć się ludźmi, którym ufa.