Nie boję się powrotu „Skóry”

Bogdan NATHER: Gol, który daje drużynie trzy punkty, smakuje w sposób szczególny?

Krzysztof GANCARCZYK: – Każdy zdobyty gol smakuje wybornie, ale ten, który daje drużynie zwycięstwo, smakuje podwójnie. Zwłaszcza w tak prestiżowym dla nas meczu, jak spotkanie z GKS-em Katowice. Nie ma jednak powodu, by cieszyć się z tego gola zbyt długo, bo już w sobotę czeka nas kolejny mecz.

Był pan zaskoczony, że zagra przeciwko GKS-owi Katowice od pierwszej minuty? To był pierwszy mecz w tym sezonie, w którym znalazł się pan w podstawowej jedenastce.

Krzysztof GANCARCZYK: – W pewnym sensie tak, bo jeżeli długo nie gra się w podstawowym składzie, to trudno oczekiwać, że będzie się dla trenera pierwszym wyborem. Z drugiej strony czułem, że mogę dostać taką szansę, bo w Katowicach nie mogli zagrać Patryk Skórecki i Bartek Jaroszek. Dlatego wielkiego zaskoczenia nie było, chociaż mogłem zagrać od początku ja lub któryś z kolegów występujących na boku pomocy. Cieszę się, że trener Skrobacz wybrał akurat mnie i myślę, że tę szansę wykorzystałem.

Skuteczność mnie zawiodła

Pamięta pan, kiedy poprzednio strzelił gola?

Krzysztof GANCARCZYK: – Na pewno bardzo dawno temu. Chyba z Wisłą Puławy…

Zgadza się, ale to było we wrześniu ubiegłego roku, czyli 11 miesięcy temu. Dlaczego tak rzadko wpisuje się pan na listę zdobywców bramek?

Krzysztof GANCARCZYK: – W tym aspekcie jestem zły na siebie. Szczególnie w I rundzie poprzedniego sezonu miałem dużo sytuacji do zdobycia gola. W rundzie wiosennej nie grałem zbyt wiele, ale w meczu z Siarką Tarnobrzeg zdobyłem prawidłową bramkę, której jednak sędzia nie uznał (arbitrem był Marcin Szrek z Kielc – przyp. BN). Oglądałem potem tę sytuację wiele razy i żadnego przekroczenia przepisów nie było. W poprzednim sezonie mogłem mieć nawet 10 strzelonych bramek, a przynajmniej 7-8 trafień. W tamtym sezonie skuteczność mnie zawiodła, ale myślę, że to już za mną. Teraz z optymizmem myślę o przyszłości, „do przodu”.

Strzeloną bramką i grą na Bukowej zapewnił pan sobie miejsce w wyjściowym składzie w najbliższym meczu z Bruk-Betem Nieciecza?

Krzysztof GANCARCZYK: – Na pewno w jakimś stopniu ułatwia to sprawę, lecz niczego nie przesądza. Na każdym treningu staram pokazać się z jak najlepszej strony, by przekonać trenera, że warto mi zaufać i dać szansę. Ale ostateczna decyzja zawsze należy do niego.

Zagadka do rozwiązania

Dlaczego w meczach rozegranych w Jastrzębiu wasz dorobek punktowy jest taki skromny? Może pan to w jakiś racjonalny sposób wytłumaczyć?

Krzysztof GANCARCZYK: – U siebie strzeliliśmy tylko jedną bramkę, takie są fakty. Widać więc czarno na białym, że naszym problemem jest skuteczność. Dlaczego jest ona taka niska, taka słaba? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie i wytłumaczyć. Stwarzamy sytuacje do zdobycia bramki, ale ich nie wykorzystujemy. W szatni często o tym rozmawiamy, ale jeszcze nie znaleźliśmy recepty, jak temu zaradzić. Może jak „odetniemy” głowy i przestaniemy o tym myśleć i rozmawiać, to wszystko wróci na właściwe tory. Zaczniemy strzelać bramki i punktować.

W meczach z zespołami wyżej notowanymi, jak Raków, Chojniczanka, Odra Opole, GKS Katowice, gracie lepiej i skuteczniej niż z drużynami teoretycznie słabszymi. Dlaczego? Z czego to wynika?

Krzysztof GANCARCZYK: – Z naszej strony nie ma żadnej różnicy w podejściu do meczów. W każdym gramy o zwycięstwo, ale w Jastrzębiu przeciwnicy teoretycznie słabsi grają nieco inaczej niż u siebie. Cofają się na własną połowę i czyhają na nasze błędy. A jak wiadomo, każda drużyna popełnia błędy. Nie udaje nam się przerwać ich kontry i nieszczęście gotowe. Natomiast te lepsze zespoły grają bardziej otwarty futbol, na boisku jest więcej miejsca i jest nam łatwiej. Ale musimy sobie radzić w każdych okolicznościach, również z drużynami, które „murują” dostęp do własnej bramki.

Mniej powodów do roszad

Każdy z was, trenerzy i piłkarze, podkreślają, że w żadnym meczu nie jesteście faworytem. Wasz najbliższy przeciwnik, Termalica Nieciecza, jest w dołku. W 7 kolejkach zdobyła tylko 5 punktów, więc…

Krzysztof GANCARCZYK: – Nie zapominajmy, że Termalica dopiero co spadła z ekstraklasy i ma w składzie wielu klasowych zawodników. To ciekawy zespół, operujący dużo piłką, grający kombinacyjnie, a ich wyniki są mylące. To znaczy dużo gorsze niż sama gra, więc nie można do sobotniego meczu podejść z przesadnym hurraoptymizmem. Zalecam daleko posuniętą ostrożność, bo czeka nas ciężki mecz.

Liczy się pan z tym, że gdy skończy się dyskwalifikacja Patrykowi Skóreckiemu, może pan na jego rzecz stracić miejsce w podstawowej jedenastce i usiąść na ławce rezerwowych? A może to „Skóra” powinien teraz martwić się, jak wrócić do podstawowego składu?

Krzysztof GANCARCZYK: – Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo bardzo dużo zależy od meczu z Termalicą. Jeżeli zagramy dobrze i wygramy, to trener będzie miał mniej powodów do dokonywania roszad. Jeżeli chodzi o mnie, to nie widzę przeciwwskazań, by nadal grać w podstawowym składzie. Patryk na pewno jest wartościowym piłkarzem, który jeżeli będzie dobrze wyglądał, to złapie się do meczowej „18”. Ale na występ w podstawowej jedenastce będzie musiał chyba poczekać.

Czyli wszystko uzależnione od wyniku meczu z Bruk-Betem?

Krzysztof GANCARCZYK: – Nie do końca. Wszystko zależy od taktyki, jaką trener Skrobacz ułoży na następny mecz ze Stomilem Olsztyn. Ja w ubiegłym sezonie grałem na trzech pozycjach, Patryk też może zagrać na kilku. Wszystko zależy od wizji i pomysłu trenera na następne spotkanie.

Dla dobrego zawodnika zawsze znajdzie się miejsce w składzie.

Krzysztof GANCARCZYK: – Nie zawsze. Czasami ktoś, kto znajduje się w bardzo dobrej dyspozycji, może w ogóle nie zagrać ze względu na przyjętą taktykę i sposób gry.