Nie było cudu…

Korespondencja własna z Budapesztu

Biało-czerwoni w mistrzostwach świata Dywizji IA pozostają z jednym zwycięstwem i drżą o swoje losy. Tym razem przegrali z gospodarzami, Madziarami 2:3 i tylko w jednej odsłonie pokazali się z jak najlepszej strony. To jednak stanowczo za mało, by można było liczyć na wygraną. Teraz musimy liczyć na pomoc naszych rywali, by w przyszłym roku nie grać w hokejowej III lidze.

Rewolucja w składzie

Ted Nolan, selekcjoner biało-czerwonych, po przegranej z Brytyjczykami zachowywał kamienną twarz i podczas konferencji prasowej były oszczędny w słowach. Jednak porażka najwyraźniej wyprowadziła go z równowagi, bowiem w składzie dokonał rewolucji. John Murray pozostał w boksie, zaś miejsce między słupkami zajął Przemysław Odrobny i tego można było spodziewać. W I formacji Marcin Kolusz, kapitan reprezentacji, wystąpił w roli środkowego, zaś jego partnerami byli Damian Kapica i Aron Chmielewski, dysponujący najlepszym przygotowaniem fizycznym. Kolejne piątki również zostały inaczej skonfigurowane i graliśmy zaledwie na 3 obrony (bez Mateusza Bryka oraz Jakuba Wanackiego), a wszystko miało przynieść poprawę jakości gry. Roszady w składzie jednak niewiele mogą dać, gdy główni aktorzy są dalecy od optymalnej formy.

Bez przygotowania

Podczas tego turnieju naszą reprezentację dotknęło wiele nieszczęść. Hokeiści przeżywają istne katusze, bo serce rwie się do walki, ale „paliwa” zupełnie brakuje. Pod względem fizycznie wyraźnie odstajemy od pozostałych drużyn i trudno realizować taktykę, którą nakreślili kanadyjscy szkoleniowcy. Trudno jednak mieć motorykę, skoro do niej podczas zgrupowania w Nowym Targu nie przywiązywano zbyt dużej wagi. Tę kwestię sygnalizowali nam obserwatorzy codziennych zajęć. Na świeżości tak trudnego turnieju na pewno się nie „obskoczy”.

Naszą zmorą są kary. Krzysztof Zapała, jeden z najbardziej doświadczonych zawodników, w Budapeszcie już w drugim meczu „zarabia” karę w pierwszych 30 sek.! Z Włochami zdołaliśmy się wybronić, zaś z Węgrami po 35 sek. odsiadki straciliśmy gola. To był już 4. taki w turnieju, w tym jeden w osłabieniu podwójnym. Gdy traci się bramkę w takich okolicznościach, wszystkie ustalenia idą w zapomnienie. Przy drugiej bramce zdecydowanie lepiej powinien się zachować Odrobny oraz przed nimi interweniujący obrońcy. Pierwsze 20 min było kiepskie i, co najgorsze, nie było żadnych przesłanek, by mogła nastąpić diametralna poprawa. A tymczasem…

Mobilizacja

W szatni między I i II tercją musiało dojść do ostrej reprymendy ze strony szkoleniowców, bo zobaczyliśmy zupełnie innych biało-czerwonych. Przede wszystkim od pierwszego gwizdka podjęli walkę i gospodarze już nie mieli takiej swobody jak w pierwszej odsłonie. Akcje były prowadzone składniej i wreszcie szukano szans. W końcu udało w 26 min z niezbyt groźnego ataku zmniejszyć straty. Filip Komorski, debiutujący w mistrzowskim turnieju, odważnie poszedł za strzałem Pawła Droni i zdołał wepchnąć krążek do siatki. A potem nastąpiło najlepsze 6 min na tym turnieju. Twarda, nieustępliwa walka o każdy krążek sprawiła, że Madziarzy znaleźli się w defensywie. Aron Chmielewski zaczął turniej od drugiego meczu i pokazuje kolegom, jak powinno się być przygotowanym, choć ma za sobą trudny sezon w Ocelarzi Trzyniec. Nasz skrzydłowy otrzymał krążek od Kolusza i odważnie wjechał w tercję, balansem ciała zwiódł jednego z Madziarów i posłał krążek do siatki zupełnie zaskakując Vaya. Wizerunek reprezentacji został nieco ocieplony, ale do pełni szczęścia było jeszcze daleko!

Bez ułańskiej szarży

Nawet najdrobniejszy moment dekoncentracji sporo kosztuje. Przekonali się boleśnie o tym biało-czerwoni, którzy w 30 sek. ostatniej odsłony stracili gola. Janos Hari z ostrego kąta posłał krążek między parkanami Odrobnego i gospodarze znów wyszli na prowadzenie. Przez kilka minut hokeiści nie mogli odzyskać właściwego rytmu i Madziarzy osiągnęli sporą przewagę, ale szczęście tym razem było po naszej stronie. Ambicji naszym hokeistom trudno odmówić, ale ona nie jest nagradzana golami. Próbowaliśmy na różne sposoby skruszyć obronę gospodarzy, ale wszystko zakończyło się fiaskiem.

Nasze losy są w rękach rywali. Biało-czerwoni z niepokojem będą obserwowali mecze Kazachów i Włochów ze Słoweńcami – będziemy trzymać kciuki za tych pierwszych.

 

POLSKA – WĘGRY 2:3 (0:2, 2:0, 0:1)

0:1 – Sebok – Gallo – Hari (1:04, w przewadze), 0:2 – Benk – Magosi (9:17), 1:2 – Komorski – Dronia (25:21), 2:2 – Chmielewski – Kolusz (32:13), 2:3 – Erdely (40:30)
Sędziowali: Jeff Ingram (Kanada) i Troimir Piragic (Chorwacja) – Michael Harrington (Kanada) i Ludwig Lundgren (Szwecja). Widzów 7370.
POLSKA: Odrobny; Pociecha – Ciura, Tomasik – Dronia, Górny – Rompkowski; Kapica – Kolusz – Chmielewski, Malasiński – Zapała (2) – Łyszczarczyk, Łopuski – Dziubiński – Urbanowicz, Witecki – Komorski (2) – Neupauer (2). Trener Ted NOLAN.
WĘGRY: Vay; Stipsicz – Pozsgai (4), Varga (2) – Wehrs, Sziranyi – Goz, Garat; Erdely – Hari – Sebok, Vas – Bodo – Gallo, Koger – Sarauer – G. Nagy, Magosi – K. Nagy (2) – Benk. Trener Jarmo TOLVANEN.
Kary: Polska – 8 (2 tech.) min, Węgry – 8 min

1. Kazachstan 3 6 9:4
2. Włochy 3 6 8:4
3. Wlk. Brytania 3 6 9:10
4. Węgry 4 6 7:11
5. Polska 4 3 10:13
6. Słowenia 3 3 7:8