Raków Częstochowa. Nie do zatrzymania

Raków wygrał mecz na ciężkim terenie w Zabrzu. Podopieczni Marka Papszuna kolejny raz udowodnili, że mimo straty bramki są w stanie odwrócić losy spotkania.


Gdy w czwartej minucie spotkania na stadionie im. Ernesta Pohla bramę dającą prowadzenie gospodarzom zdobył Bartosz Nowak, wydawało się, że zabrzanie przejmą inicjatywę, wygrają mecz i wrócą na pierwsze miejsce w tabeli ekstraklasy. Los, w postaci Ivana Lopeza i Davida Tijanicia nie był jednak dla nich łaskawy. Raków ponownie udowodnił, że chwila dekoncentracji nie jest w stanie zaburzyć ich pomysłu na spotkanie. Konsekwentnie dążyli do odrobienia strat, co im się udało.

Pierwszy raz w tym sezonie od pierwszej minuty pojawił się na boisku Lopez. Miał przed sobą niezwykle trudne zadanie. Musiał on zastąpić niedysponowanego Marcina Cebulę, który w poprzednich spotkaniach był jednym z motorów napędowych ekipy spod Jasnej Góry. Z zadania wywiązał się znakomicie. Doświadczenie z ligi hiszpańskiej zaprocentowało także w ekstraklasie. W poprzednich spotkaniach Lopez pojawiał się na murawie, jednak poza kilkoma sytuacjami nie miał możliwości pokazać swojego potencjału. W Zabrzu skradł jednak show i do dobrej gry dołożył także dwie bramki, arcyważne w kontekście całego spotkania. Świetnie wykorzystał błędy gospodarzy. W pierwszej połowie wyrównał stan widowiska, w drugiej zaś ustalił wynik spotkania. Szczególnie pierwsze trafienie było wyjątkowej urody, gdy po podaniu Kuna najpierw założył „siatkę” Alasanie Mannehowi, by następnie umieścić piłkę obok bezradnego Martina Chudego.

Za spotkanie można także pochwalić Marcina Wilusza. Mimo, że nadal popełniał błędy w defensywie, to dołożył od siebie asystę przy trafieniu Tijanicia. Również Słoweniec zasłużył na kilka ciepłych słów. Kolejny raz trafił do bramki przeciwnika, ponownie w ładny sposób. Tym razem do uderzeń z dystansu dołożył trafienie podcinką. Aż trudno znaleźć w Rakowie słaby punkt, za który podopiecznych Marka Papszuna można byłoby skrytykować. Jedynym takim elementem byłaby stracona przez ekipę spod Jasnej Góry bramka. W tym sezonie ligowym tylko raz Jakub Szumski schodził z boiska z czystym kontem. Łącznie Raków stracił w siedmiu spotkaniach osiem goli, a co za tym idzie musi poprawić jeszcze grę obronną, choć ciężko wymagać od lidera ekstraklasy, zmierzającego od zwycięstwa do zwycięstwa, by poprawiał takie elementy. Nawet jeżeli rywale zdobywają gole, to i tak ekipa spod Jasnej Góry jest w stanie odpowiedzieć na niego swoimi trafieniami i odwrócić wynik spotkania.

Lekcje, jakie w poprzednim sezonie Raków przyjął procentują z każdym kolejnym meczem, co przynosi punkty i silną pozycję w ligowej tabeli. Jednak podopieczni Papszuna nie mogą spocząć na laurach. To mogłoby spowodować rozluźnienie, a w konsekwencji stratę cennych punktów. Z resztą sam Papszun wybije im takie myśli z głowy. Jak sam niedawno stwierdził w rozmowie z „Sportem”: – My jeszcze nic nie wygraliśmy. Nasze podejście się nie zmieniło, liczy się kolejny mecz.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus