Nie grają o awans?

W sobotę w Pawłowicach odbędzie się mecz, którego śmiało można określić, hitem 13. kolejki III ligi, w którym miejscowy Pniówek podejmie lidera tabeli, Ruch Zdzieszowice. W tabeli oba zespoły dzieli zaledwie różnica jednego punktu, więc w razie wygranej gospodarze sobotniej potyczki przeskoczą rywala.

Czy dotychczasowe wyniki popularnych „Zdzichów” przerosły oczekiwania ich trenera, Łukasza Ganowicza?

– Od początku rozgrywek wiedziałem, jaki drzemie w nas potencjał, ale pamiętałem, że mój zespół był po drobnej przebudowie – powiedział 38-letni szkoleniowiec.

– Latem odeszło czterech kluczowych zawodników, kontuzji jeszcze w trakcie poprzedniego sezonu doznał obrońca Arek Kozłowski, a bramkostrzelny Dawid Czapliński praktycznie też jeszcze nie jest w pełni sił. Może z tyłu głowy miałem zakodowaną niepewność, bo doszli do nas tylko chłopcy z regionu, ale obawy okazały się bezpodstawne. Powstała mieszanka wybuchowa, bo młodzież dźwiga ten ciężar odpowiedzialności, a starsi piłkarze ciągną ten wózek. Dorobek punktowy jest zadowalający, tak samo gra i postawa zawodników. Zadowolony jestem przede wszystkim z gry młodych piłkarzy.

Ruch poniósł do tej pory na wyjeździe dwie porażki – z rezerwami Górnika Zabrze (1:4) i Gwarkiem Tarnowskie Góry (0:1). Która z nich bardziej zabolała trenera Ganowicza?

– Zdecydowanie z Gwarkiem – zapewnia szkoleniowiec „Zdzichów”.

– Mecz z Górnikiem był naszym pierwszym spotkaniem w sezonie, ponadto zabrzanie wystawili kilku zawodników z ekstraklasy, więc potraktowałem ten pojedynek jako okazję do nauki. Do 65 minuty trzymaliśmy się i gdyby nie błędy indywidualne, wykorzystane przez zabrzan, wynik byłby bardziej honorowy. Natomiast w meczu z gwarkiem straciliśmy gola po wrzucie z autu i strzale tyłem głowy. Na dodatek kontuzji doznał Paweł Kubiak, który dopiero niedawno wrócił na boisko.

A może Łukasza Ganowicza najbardziej zabolała strata punktów w Chorzowie, bo jego zespół prowadził już 2:0, a na dodatek grał w liczebnej przewadze i… zremisował 2:2.

– Po tym meczu w naszej szatni było dosyć głośno – nie ukrywa trener „Zdzichów”.

– W głowy moich piłkarzy wkradła się kalkulacja, że jakoś się mecz wygra. Ruch złapał luz, a my stanęliśmy, więc po zakończeniu spotkania musiałem odczuwać niedosyt. Poza tym nie pomagała nam publiczność, bo moi zawodnicy przyznali, że w tym tumulcie nie słyszeli moich wskazówek.

Jakie nastroje panu w Zdzieszowicach przed meczem z Pniówkiem?

– Mecze z tą drużyną są bardzo trudne – twierdzi Łukasz Ganowicz.

– Inaczej wyglądają u nas, inaczej u nich. Ich styl od lat nie ulega ewolucji. Mają doświadczonych i ambitnych piłkarzy, statystyki przemawiają wprawdzie za nami, ale jeżeli w sobotę nie damy z siebie maksa, będzie ciężko o punkty. Na razie nie mamy żadnych planów odnośnie do miejsca w tabeli, myślę, że nawet w połowie rundy wiosennej nie określimy celu. Po prostu chcemy nazbierać jak najwięcej punktów, nie ma żadnego ciśnienia. Nie zamierzam na piłkarzy nakładać dodatkowej presji. W mojej obecności w szatni żaden zawodnik nie odważy się powiedzieć, że gramy o awans do II ligi.

Napastnik Pniówka 74 Pawłowice Mateusz Szatkowski trzy lata grał w zespole ze Zdzieszowic.

– Mecze z tym zespołem są dla mnie szczególne, „specjalnego znaczenia” – zapewnia „Szato”.

– Zależy mi szczególnie, by pokazać się z dobrej strony i… wygrać. Stawką są „tylko” trzy punkty, ale dla mnie bezcenne.

W ostatnim meczu rozegranym w Pawłowicach Szatkowski strzelił bramkę, ale w 90 minucie został przez sędziego usunięty z boiska.

– Mimo to wspominam ten mecz bardzo dobrze – twierdzi napastnik Pniówka.

– Dostałem drugą żółtą kartkę, bo przeciwnik wychodził z kontrą czterech na dwóch. Musiałem ratować swój zespół przed stratą drugiej bramki. To była kluczowa interwencja w tym spotkaniu. Pierwszą kartkę dostałem niezasłużenie, bo nie sfaulowałem przeciwnika.

Z powodu kontuzji „Szato” pauzował przez 5 kolejek, wrócił na boisko przed tygodniem w meczu ze Stalą Brzeg.

– Umówiłem się, że zagram 5 minut, a musiałem prawie pół godziny – przypomina piłkarz Pniówka.

– Wszedłem tak szybko, bo Wojtek Caniboł ma problemy z kolanem. Nie trenuje, tylko wychodzi na przedmeczowy rozruch. Moja noga w 70 procentach jeszcze należycie nie funkcjonuje, po prostu nie jest do końca wyleczona. Dlaczego ryzykuję? Do końca rundy zostało pięć meczów, więc trzeba pomóc drużynie. Jednak spokojnie, nie biorę blokady, żadnych środków przeciwbólowych. Sobotni mecz z liderem będzie weryfikacją naszych możliwości, ale dodatkowo nas mobilizuje i motywuje. Moim zdaniem lepiej stracić punkty ze Starowicami niż ze „Zdzichami”, bo to z tymi ostatnimi się ścigamy. Nie powiem, o co walczymy, bo wystarczy przegrać dwa mecze i można spaść w tabeli z trzeciego na 9-10 miejsce. I wtedy nie zapyta mnie pan, czy walczymy o awans, tylko o utrzymanie.

Na zdjęciu: Trener „Zdzichów” Łukasz Ganowicz nie nakłada na swoich piłkarzy niepotrzebnej presji.