Nie graliśmy przeciwko trenerowi!

Rozmowa z Dawidem Gojnym, obrońcą GKS-u 1962 Jastrzębie.


Jaką ocenę za cały sezon wystawiłby pan swojej drużynie?

Dawid GOJNY: – Przed sezonem mierzyliśmy wysoko, celowaliśmy w baraże. W trakcie rundy jesiennej apetyt rósł w miarę jedzenia i przed koronawirusem byliśmy optymistami. Po wznowieniu rozgrywek w ciągu miesiąca wszystko przewróciło się do góry nogami i musieliśmy drżeć o utrzymanie. Nie wygraliśmy żadnego z ostatnich meczów! Dlatego za całokształt dokonań wystawiam nam słabą trójkę.

Kiedy odwróciliście losy spotkania z Radomiakiem, wydawało się, że miejsce w barażach jest na wyciągnięcie ręki. Byliście tego pewni?

Dawid GOJNY: – Byliśmy podekscytowani tym zwycięstwem i wierzyliśmy, że będziemy liczyć się w ostatecznej rozgrywce. Niestety, przerwa w rozgrywkach i wspólnych treningach zrobiły spustoszenie. Może gdybyśmy trenowali razem, efekty byłyby zupełnie inne.

Jesienią Stadion Miejski na Harcerskiej był waszą prawdziwą twierdzą, wiosną byliście na nim chłopcami do bicia. Po wznowieniu rozgrywek po pandemii było to aż sześć porażek i szczęśliwy, bezbramkowy remis z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza. Zna pan odpowiedź na pytanie, dlaczego było tak źle?

Dawid GOJNY: – To prawda, nie potrafiliśmy wygrać u siebie. Przyczyn tej zapaści jest mnóstwo, nazbierało się dużo małych rzeczy, które siedziały nam w głowach i dlatego wszystko się „rozeszło”. Jesienią była w drużynie ogromna moc, a zaczęliśmy przegrywać również dlatego, że do ŁKS-u odszedł Kuba Wróbel. Ponadto sytuacje pozaboiskowe sprawiły, że wyniki nie były takie, jakie powinny być.

Może zgubiła was buta, zbytnia pewność siebie? Po prostu uznaliście, że nie ma na was mocnych?

Dawid GOJNY: – Pierwszy mecz po wznowieniu rozgrywek przegraliśmy z Wartą Poznań i z każdą kolejną porażką traciliśmy pewność siebie. Jesienią, zwłaszcza w meczach u siebie, wiedzieliśmy, że nie pozwolimy za dużo zrobić przeciwnikowi. Wiosną nasza gra była zbyt bojaźliwa i – powtórzę – każda następna przegrana odbierała nam pewność siebie.

Trener Jarosław Skrobacz w wywiadzie udzielonym „Sportowi” już po odejściu z Jastrzębia powiedział, że nie wszystkim piłkarzom odpowiadał system gry 4-3-3, bo trzeba było więcej pracować w defensywie niż przy wcześniejszym ustawieniu. Pan też odniósł wrażenie, ze niektórzy koledzy byli zbyt „leniwi”, nie angażowali się na maksa?

Dawid GOJNY: – Ja zawsze wychodziłem na boisko, by realizować wskazówki trenera i wygrać mecz. Zawodnik jest od grania, a trener przygotowuje plan. Nie wiem, jak inni do tego podchodzili, chociaż czasami – mimo najszczerszych chęci – po prostu nie wychodzi. W sparingach nie narzekaliśmy na nowy system gry, a Piast Gliwice i czeska Opawa niewiele mogły nam zrobić.


Czytaj jeszcze: Przymiarki i spekulacje

Gdy przychodzą porażki, szuka się dziury w całym. A trener Skrobacz zajmował się nie tylko trenowaniem, był również dyrektorem sportowym, na jego głowie były wszystkie transfery. Jak drużyna wygrywa, to zasługa piłkarzy, jak przegrywa – winien trener. To nieuczciwe stawianie sprawy, bo trener Skrobacz miał bardzo duży wkład w nasze zwycięstwa.

Był moment w trakcie rozgrywek, gdy mieliście obawy, że się nie utrzymacie?

Dawid GOJNY: – Szczerze? Aż takich czarnych myśli, że spadniemy, nie było. Mimo wszystko wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie wyjść z dołka, chociaż po porażce z Podbeskidziem był pewien niepokój. Pojawiły się w mojej głowie różne myśli, lecz nie spadek nie wchodził w grę. Przecież w ciągu kilku tygodni nie zapomnieliśmy, jak się gra w piłkę!

Na zakończenie szczerze, jak czekista z czekistą. Wiosną graliście przeciwko trenerowi Skrobaczowi?

Dawid GOJNY: – Nigdy w życiu! Były rozmowy w szatni, jak nie było wyników. O ile dobrze pamiętam, wszyscy stanęliśmy murem za trenerem. A że inni wieszali na nim psy…

Na zdjęciu: Dawid Gojny (z prawej) nie dopuszczał do siebie myśli, że GKS 1962 Jastrzębie może spaść do 2. ligi.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus