Nie mamy nic do stracenia

Do meczu otwarcia przygotowujemy się od bardzo dawna. Trzeba tylko wszystko porządnie spiąć – mówi przed środowym starciem z Francuzami prawy rozgrywający reprezentacji Polski, Michał Daszek.


Jutrzejszym (21.00) spotkaniem z mistrzami olimpijskimi zainaugurowane w katowickim „Spodku” zostaną mistrzostwa świata szczypiornistów, które Polska zorganizuje ze Szwecją. Przedsmak mundialowych emocji mieliśmy podczas Turnieju Noworocznego w tej legendarnej hali.

Dekada z orzełkiem

Choć Iran, Maroko i Belgia nie ściągnęły wielkich tłumów (najwyższe sektory były niedostępne, a na dolnych zasiadło maksymalnie 2500 widzów), to można było poczuć atmosferę wielkiego święta.

– Mam nadzieję, że trybuny będą wypełnione i pomogą nam osiągnąć sukces – podkreśla Michał Daszek, który 4 kwietnia świętować będzie 10-lecie występów w biało-czerwonej koszulce. Prawy rozgrywający Orlen Wisły Płock należy do tercetu pamiętającego ostatni wielki sukces, jakim był brązowy medal mistrzostw świata z 2015 roku; z obecnych kadrowiczów w katarskim turnieju grali jeszcze Piotr Chrapkowski i Przemysław Krajewski. „Dachu” wystąpił w 9 meczach i zdobył 18 bramek. Choć zdecydowanie woli mówić o teraźniejszości, to na pytanie, kogo z tamtej ekipy chciałby mieć dziś w składzie, szeroko się uśmiecha…

– To była fantastyczna i mocna na każdej pozycji drużyna. Było w niej tyle osobowości i mocnych charakterów, że trudno wybrać jednego zawodnika. Ale jeśli musiałbym wybrać, to wskazałbym Sławka Szmala. Miał naprawdę mocny charakter. Był kapitanem i personą, która w najtrudniejszych momentach skutecznie nas motywowała, ale przede wszystkim był fantastycznym bramkarzem, ostatnią instancją, naprawiającą błędy popełnione w polu – mówi jednym tchem 30-letni zawodnik. Ale natychmiast dodaje, że obecny zespół również stać na wiele.

– Mamy bardzo zdolną i głodną sukcesów młodzież. Obserwuję tych chłopaków i widzę, jak fantastycznie pracują nad mentalnością, jak przygotowują się do dużych osiągnięć. Czasem trzeba ich stopować, temperować, ale od tego mamy Przemka Krajewskiego. Ja wtedy mogę skupić się na sobie, ale jeśli ktoś ma jakiś kłopot, to może się do mnie śmiało zwrócić, bo chętnie mu pomogę – mówi Daszek.

Najwyższa półka

Jako długoletni reprezentant widzi, co w obecnym zespole funkcjonuje na odpowiednim poziomie, a co wymaga korekty.

– Za nami sześć meczów towarzyskich, w których odnieśliśmy pięć zwycięstw, ale do poprawy jest bardzo dużo – nie ukrywa Michał Daszek.

– Liczyliśmy się jednak z tym, że w dwóch turniejach gra może być jeszcze daleka od optymalnej. Na pewno za dużo było prostych błędów. Kiedy w jednym meczu udawało nam się zagrać dobrze w obronie, zupełnie odwrotnie wyglądało to w ataku. Z kolei w innym dobrze graliśmy z przodu, a gorzej z tyłu. Trzeba więc wszystko porządnie spiąć, by w środowy wieczór zagrać równie dobrze i w ataku, jak i w obronie. Francja to przeciwnik o dużo wyższych umiejętnościach niż nasi springowi rywale, nie mamy nic do stracenia. Będzie to mecz otwarcia, do którego przygotowujemy się od bardzo dawna. Wiemy, że na tym spotkaniu turniej się nie skończy i trzeba będzie zachować siły na kolejne występy. Do meczu ze Słowenią będziemy mieli aż trzy dni, a to duży plus. To również niewygodny przeciwnik, ale na pewno w naszym zasięgu. Udowodniliśmy to w eliminacjach mistrzostw Europy 2022 i nawet pamiętam, kto zdobył bramkę decydującą o zwycięstwie… – mruży oko zawodnik, mając na myśli spotkanie w Opolu zakończone zwycięstwem 27:26.


Na zdjęciu: Michał Daszek liczy na zwycięstwa biało-czerwonych.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus