Nie na to liczyli

„Górale” przegrali pierwszy mecz od pół roku. Porażki na terenie „czerwonej latarni” zaplecza ekstraklasy spodziewało się niewielu.


Drużyna Podbeskidzia Bielsko-Biała przegrywając ze Skrą Częstochowa, doznała pierwszej porażki od września zeszłego roku, a precyzyjniej rzecz ujmując od 182 dni. To także pierwsza porażka za kadencji trenera Dariusza Żurawia, który po spotkaniu w Bełchatowie był niepocieszony. Zarówno z uwagi na wynik, jak i ze względu na sposób gry swojej drużyny.

– Każda strata punktów będzie zmniejszać szanse na baraże, jeżeli zespoły przed nami będą wygrywać, a my nie. Jesteśmy tego świadomi. Nie ukrywam, że liczyliśmy na trzypunktową zdobycz w starciu ze Skrą. Nie udało się tymczasem wywalczyć nawet jednego. Na pewno jednak nie możemy się podłamać, bo meczów zostało jeszcze dużo. Zarówno tych bezpośrednich, które będą decydowały o awansie do strefy barażowej, jak i tych pośrednich. Na pewno do samego końca, dopóki będziemy mieli matematyczne szanse, będziemy o tę czołową szóstkę walczyć – powiedział opiekun drużyny spod Klimczoka.

Dariusz Żuraw przyznał, że jego zespół nie zlekceważył przeciwnika, który z 12 poprzednich spotkań aż 11 przegrał.

– Skra, mimo iż przegrywała poprzednie mecze, grała niezłą piłkę. Miała sporo sytuacji, w takich spotkaniach jak z Bruk-Betem i ŁKS-em. Wtedy ich nie wykorzystała. Od nas częstochowianie otrzymali jednak prezent. Druga piłka rzucona za plecy przyniosła im powodzenie. Młody napastnik Skry ograł naszych dwóch środkowych obrońców w sposób taki, który dobrej opinii im niestety nie wystawia – to raz jeszcze trener Podbeskidzia.

– Mieliśmy w tym meczu swoje sytuacje. W I połowie strzeliliśmy bramkę, której jednak sędzia nie uznał. Oglądałem tę sytuację z pięć razy tuż po meczu i naprawdę nie wiem, czego dopatrzyli się arbitrzy. To kolejna bramka w tym sezonie, która nie zostaje nam zaliczona… – rozkładał ręce opiekun „górali”, a przypomnijmy, że chodzi o sytuację, kiedy tuż przed przerwą do siatki trafił Krzysztof Drzazga. Zdaniem sędziów podający w tej sytuacji Jeppe Simonsen faulował. Żuraw był jednak innego zdania.

Mimo to zespół z Bielska-Białej na pewno nie powinien w Bełchatowie przegrać. Nie ma bowiem wątpliwości, że jeżeli chodzi o personalia, to Podbeskidzie uchodzi za zespół silniejszy.

– Na początku II połowy daliśmy się zaskoczyć długim podaniem. Rywal strzelił bramkę, a my biliśmy głową w mur. Nie mieliśmy pomysłu na to, jak sforsować dobrze i ambitnie broniący się zespół Skry. Stąd ta porażka – podkreślił trener Podbeskidzia.

Pod koniec spotkania frustracja z wyniku i przebiegu gry udzieliła się Michałowi Janocie. Pomocnik Podbeskidzia był faulowany przez Piotra Noconia, ale to nie usprawiedliwia ciosu, jaki wymierzył rywalowi. Doświadczony piłkarz słusznie wyleciał z boiska.

– Zachowania Michała w końcówce spotkania nie chciałbym komentować. Na pewno wyciągniemy z tego konsekwencje. Problem z rozegraniem w środku pola nie polegał na tym, że Janota nie grał od początku, bo jak wszedł na boisko, to jakoś specjalnie lepiej poczynać sobie nie zaczęliśmy. Problem leżał w bocznych sektorach boiska. Nie potrafiliśmy wygrać pojedynku 1 na 1 i dośrodkować piłki w pole karne. Na pewno w niedalekiej przyszłości będziemy szukać rozwiązań – obiecał Dariusz Żuraw.


Na zdjęciu: Michał Janota nie popisał się ani dobrą grą, ani tym, co zrobił w końcówce meczu ze Skrą.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus