Nie o „przepraszam” chodzi w piłce

Dariusz LEŚNIKOWSKI: Debiuty ligowe w barwach Legii i Lechii miał pan w przeszłości udane. A przy Bukowej w sobotę – wpadka. Nie tak miał wyglądać pierwszy mecz Jakuba Wawrzyniaka w GieKSie, czyż nie?

Jakub WAWRZYNIAK: – Nie tak miał wyglądać… Drugi raz z rzędu źle weszliśmy w mecz. Nasze ustawienie i zachowanie w I połowie było chyba właśnie takie, jakiego… chciałoby Jastrzębie. Za dużo graliśmy górą. Kiedy piłka szła po ziemi, może nie stwarzaliśmy stuprocentowych sytuacji, ale coś się pod bramką rywali klarowało. A my sami sobie te argumenty odbieraliśmy. Cóż, trzeba się z tym przespać, poszukać winy w sobie i naprawić błędy.

„Poszukać winy w sobie”… Znajduje ją pan u siebie?

Jakub WAWRZYNIAK: – Dziennikarze i kibice są od takich ocen. I jeszcze oczywiście sztab szkoleniowy, który wyciąga wnioski, analizuje mecze. Mnie po tej analizie pewnie też się dostanie: jestem środkowym obrońcą, „przedostatnią” instancją, a przeciwnik nie tylko strzelił gola, ale i miał szansę na kolejnego – po stałym fragmencie gry.

Trener Paszulewicz – podsumowując mecz na konferencji prasowej – mówił o braku cech wolicjonalnych w I połowie. I o tym, że doświadczony Jakub Wawrzyniak sprowadzony został również po to, by trochę „wstrząsnąć” tą szatnią. No to „trzęsiemy”?

Jakub WAWRZYNIAK: – Grupa ludzi, która zasiada w szatni piłkarskiej, w większości – za 10 lat na przykład – nie będzie mieć ze sobą kontaktu. Ale w konkretnym momencie i w konkretnym miejscu każdy z osobna musi dać z siebie „maksa” dla drużyny. Brzmi banalnie, ale to jedyne rozsądne podejście do tego zawodu. Klub ma się wywiązywać tylko z jednego obowiązku: regularnej płatności; w zamian może wymagać od zawodnika absolutnie wszystkiego. Na pewno natomiast nie takiej postawy, jaką zaprezentowaliśmy w sobotę.

Powiedział pan o drugim z rzędu złym wejściu w mecz. „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów” – może trzeba każdemu z osobna to uświadomić?

Jakub WAWRZYNIAK: – Nie mam argumentów, żeby odpowiedzieć. Każdy z nas czuje zawód sobotnim wynikiem, ale nie mam zamiaru przepraszać, bo nie o „przepraszam” czy „dziękuję” chodzi w piłce. Chodzi o to, by znaleźć winę w sobie, a potem przyjść na trening z podniesioną głową i wziąć się do pracy przed kolejnym występem. A kwestia przyczyn powtórki złego początku? Jestem piłkarzem. Mam wykonywać polecenia sztabu, a nie oceniać postawę moich kolegów i dochodzić przyczyn takiego a nie innego obrazu gry.

Jeszcze jeden cytat z waszego szkoleniowca: „Zderzenie niektórych zawodników z pierwszą ligą bywa dla nich bolesne”. Pan to odczuł?

Jakub WAWRZYNIAK: – Nie. Między ekstraklasą a pierwszą ligą nie ma wielu różnic. W żadnej z nich nie ma piłkarzy i drużyn, które mogą wygrać mecz na stojąco. Zaangażowanie i charakter? Za takie cechy można chwalić i nagradzać chłopaków, którzy – w IV lidze czy okręgówce – chodzą normalnie do pracy, a potem jeszcze trenują i grają w piłkę. W przypadku najwyższych klas – to obowiązek, bo my z tego  żyjemy! Dziękowanie za to, że jesteśmy zaangażowani w mecz, jest zwyczajnie niesmaczne i mocno nie fair.

Ambicja, agresja, waleczność, odporność na presję – słowa-wytrychy w pierwszej lidze?

Jakub WAWRZYNIAK: – Ile lat minęło od chwili, w której GKS-u nie ma w ekstraklasie?

Trzynaście. A od jedenastu GKS gra ciągle na jej zapleczu – bez awansu…

Jakub WAWRZYNIAK: – No więc nie chciałbym, żebyśmy stali się czternastą – albo choćby jedenastą – drużyną w Katowicach, która będzie pierd…, że presja, że kibice nie pomagają. Nie możemy być kolejną ekipą tym się zajmującą.

No to wróćmy już bezpośrednio do pana. Kiedy zawierał pan kontrakt, była mowa o kilku tygodniach dzielących pana od debiutu. A zabrało to kilkanaście dni.

Jakub WAWRZYNIAK: – Pewne rzeczy mówi się po to, by… je powiedzieć – nie zawsze muszą mieć wiele wspólnego z prawdą. Sam byłem ciekaw, jak wypadnie ten mój pierwszy występ. Ale wytrzymałem.

„Bo gra na pozycji stopera wymaga mniejszego wkładu sił, niż bieganie bocznego obrońcy wzdłuż linii” – to jeszcze raz trener. Da pan radę, gdy przyjdzie zagrać na lewej stronie defensywy?

Jakub WAWRZYNIAK: – Trzeba by sprawdzić (śmiech). Prawda jest taka, że rozgrywki ekstraklasy skończyły się w maju, a ja na dodatek byłem jeszcze w końcówce sezonu kontuzjowany. Przez ostatnie trzy miesiące biegałem po parku. Kiedy wszedłem w trening z GKS-em – to niby też bieganie, ale na zupełnie innej intensywności: nawroty, sprinty – i kiedy doszła do tego jeszcze piłka przy nodze, pierwszy tydzień był dla mnie „monotonny”: trening, jedzenie i… do wyra. Czas pokaże, czy dziś jest to już optymalna dyspozycja fizyczna. Zresztą… za dużo mówi się o tej „fizyczności”. Piłkarze mają grać w piłkę, a nam właśnie jakości czysto piłkarskiej zabrakło w meczu z Jastrzębiem.