Nie pozwolono mi powalczyć

Jakub KUBIELAS: Ciężko było opuścić GKS Katowice?
Grzegorz GONCERZ: – Tak, bo w życiu każdego człowieka dziewięć lat, to bardzo dużo czasu, a w życiu profesjonalnego piłkarza, to jeszcze więcej czasu. Kiedyś powiedziałem, że nie wyobrażam sobie wejść do innej szatni, aniżeli do szatni „GieKSy”, ale życie i decyzje, które zostały podjęte, zmusiły mnie do tego, aby Katowice porzucić. Odszedłem z Bukowej na pewno niespełniony, bo nie udało się zrealizować celu, a prywatnie mojego wielkiego marzenia, czyli awansu z tym klubem do ekstraklasy. Tak to już jest… Niemniej bardzo się cieszę, że mogłem rozegrać tyle spotkań dla GKS-u Katowice. Że udało mi się parę bramek strzelić, i że uczestniczyłem w rozwoju tego klubu. Trafiłem przecież na Bukową, kiedy „GieKSa” była na granicy upadku i ledwo wiązała koniec z końcem. W ostatnich latach to się zmieniło. Powstała potężna sportowa spółka. Cóż, odszedłem, ale jestem szczęśliwy. Rozstaliśmy się w dobrej atmosferze, życzyliśmy sobie powodzenia. Mój powrót na Bukową nastąpi szybciej, aniżeli mogłem się spodziewać.

Wracając jeszcze do okoliczności pańskiego rozstania z GKS-em. To majowe „urlopowanie” m.in. pana chyba nikomu nie wyszło na dobre…
Grzegorz GONCERZ: – To nie było łatwe. Z perspektywy czasu można oceniać, czy tamta decyzja była dobra, czy też nie. Moim zdaniem nie. Urlopowanie kilku zawodników miało dać bodziec drużynie, która miała zacząć wygrywać i awansować do ekstraklasy. Wiemy, że awansu nie było. Był więc jakiś zamiar, ale to nie wyszło. Byłem drugi raz z „GieKSą” bardzo blisko ekstraklasy i żal ma wyłącznie o to, że nie pozwolono mi o nią do końca powalczyć, tylko na kilka kolejek przed końcem, gdzie jeszcze wszystko było otwarte, wraz z kilkoma kolegami zostałem odsunięty od zespołu. Z tego, co wiem, to była bezpośrednia decyzja trenera Jacka Paszulewicza. Który nie miał do mnie pretensji odnośnie zaangażowania, ale nie powiedział mi dlaczego tak postąpił. Podjął decyzję, a z racji faktu, że to mój przełożony, musiałem ją zaakceptować.

Z GKS-u Katowice trafił pan do Podbeskidzia. Dlaczego akurat tutaj?
Grzegorz GONCERZ: – Podbeskidzie było dobrym dla mnie rozwiązaniem z wielu względów. Całkiem niedawno, wraz z żoną, wybudowaliśmy dom w Mikołowie, czyli całkiem niedaleko. Miesiąc temu na świat przyszła nasza druga pociecha. Wyjazd gdzieś dalej poza miejsce zamieszkania byłby bardzo ciężki. Wiem, jaką jestem osobą. Jeżeli miałbym ruszać się gdzieś dalej bez rodziny, a taki wyjazd na pewno by się z tym wiązał, to nie mógłbym dawać z siebie stu procent. Jestem osobą życzliwą i jeśli na coś się decyduję i na coś się umawiam, to chcę, żeby tak było. Podbeskidzie jest klubem, który odpowiada mi pod względem logistycznym, ale również sportowym.

Jaką zatem drużyną pan pod Klimczokiem zastał?
Grzegorz GONCERZ:  – To fajny zespół, a trener, który niedawno przyszedł, chce grać ofensywną piłkę. Jestem optymistycznie nastawiony do naszej współpracy. Daliśmy sobie rok na to, aby zobaczyć jak to wszystko będzie funkcjonowało. Jak ja będę dysponowany, jaka będzie moja forma sportowa. Jeżeli wszystko będzie w porządku, to proszę zwrócić uwagę na moją karierę. Nie jestem osobą, która często zmienia kluby. Na razie jednak, w okresie przygotowawczym, skupiałem się na tym, aby nadrobić zaległości. Aby na ten pierwszy mecz, który zapowiada się bardzo prestiżowo, być gotowym w stu procentach.

Da się porównać szatnię GKS-u Katowice z szatnią Podbeskidzia?
Grzegorz GONCERZ: – Od pierwszego momentu w szatni Podbeskidzia zauważyłem, że mamy fajną grupę piłkarzy. Zarówno pod względem sportowym, jak i charakterologicznym. To grupa ludzi, którzy dobrze czują się ze sobą. Którzy mogą na siebie liczyć. W Katowicach było tak, że co pół roku dużo się zmieniało i tak samo jest teraz. Na atmosferę pewnie trzeba będzie trochę poczekać. W Bielsku-Białej jest trzon zespołu. Chłopaki, którzy grają tutaj dłużej. Jest wprawdzie nowy trener, który wymaga od nas dużo, ale w drużynie panuje harmonia. Na każdym treningu musimy podnosić swoje umiejętności. To jest kierunek ku temu, aby Podbeskidzie grało atrakcyjny, ofensywny, a przede wszystkim skuteczny futbol.

Czy w takim razie znacie cel, jaki został przed wami postawiony?
Grzegorz GONCERZ: – Nie jestem w klubie zbyt długo i ciężko mnie o cele pytać. Mówimy przecież o I lidze i wystarczy prześledzić kilka ostatnich sezonów. W walce o awans będzie się liczyło 7-8 zespołów, a reszta powalczy o utrzymanie. Jestem przekonany, że Podbeskidzie znajdzie się w pierwszej z wymienionych grup. Wszyscy mówią, że Termalica jest faworytem, ale dopiero pierwsze kolejki pokażą, czy rzeczywiście tak będzie. A co do nas, to uważam, że potencjał jest tak duży, że jesteśmy w stanie bić się o zwycięstwo z każdym przeciwnikiem. Kiedy podpisywałem kontrakt zapoznałem się z kadrą Podbeskidzia. Znam pierwszą ligę i wiem, że to naprawdę silna drużyna. Nie wiem, czy od razu będziemy wygrywać. Ale wiem, że będziemy stwarzać sobie dużo sytuacji i kreować grę. To dobry kierunek, aby odnosić zwycięstwa.

Już jutro pański błyskawiczny powrót na Bukową. Dreszczy emocji jest?
Grzegorz GONCERZ: – Na pewno jestem podekscytowany. Do tej pory, kiedy myślałem o meczu przy Bukowej, to myślałem o występie w barwach GKS-u Katowice. Teraz jednak pójdę do szatni gości. Na pewno ze wszystkimi się przywitam. Znam przecież wszystkich doskonale. W klubie pracują ludzie, którzy są w nim od lat. Oni są pochłonięci GKS-em Katowice i oddają temu klubowi całe serce. W zespole też zostało kilku chłopaków, z którymi grałem. Cóż, nie mogę już doczekać się tego spotkania. To będzie dla mnie fajny moment i piękne przeżycie. Ale kiedy zabrzmi pierwszy gwizdek sędziego, to zrobię wszystko, aby trzy punkty pojechały z nami do Bielska-Białej. Pięknie byłoby uczcić powrót na Bukową golem.