Nie robię z siebie bohatera

Maciej GRYGIERCZYK: Obronił pan rzut karny w dwóch meczach z rzędu – z Garbarnią Kraków i Stalą Mielec. Zdarzyło się już to panu wcześniej?

Konrad JAŁOCHA: – Miałem podobną sytuację w Legii, w zespole rezerw – tyle że nie kolejka po kolejce, a w meczach, na które byłem oddelegowywany z pierwszego zespołu. Zszedłem raz – obroniłem karnego. Minęły dwie kolejki, znowu zszedłem – i znowu obroniłem. Łącznie uzbierały się z tego trzy spotkania, w których wyłapałem „jedenastkę”. Teraz cieszę się, bo odkąd jestem w Tychach, zazwyczaj wyczuwałem intencje strzelca, ale zawsze czegoś brakowało. A to było naprawdę blisko, a to przeszło po palcach… Wreszcie jednak się udało.

Wzoruje się pan na którymś ze światowych bramkarzy?

Konrad JAŁOCHA: – Kiedyś – na Edwinie van der Sarze. Teraz nie skupiam się na jednym. Jest wielu dobrych bramkarzy, z polskimi na czele. Fabiański, Boruc, Szczęsny… Do tego De Gea, Courtois, Oblak… Mają w sobie coś fajnego, co sprawia, że warto ich podpatrywać. Karne to jednak indywidualna sprawa. Każdy ma jakiś swój patent. Ja swojego oczywiście nie zdradzę, ale muszę powiedzieć, że korzystam z podpowiedzi trenerów czy kolegów z szatni.

Przed danym meczem stara się pan wyszukać w Internecie, jak może uderzyć z 11 metrów potencjalny rywal?

Konrad JAŁOCHA: – W Mielcu akurat Getinger wcale nie strzelił tak, jak czynił to wcześniej. Tak jak egzekutor czasem zmienia róg, tak czasem bramkarz musi coś zmienić i spróbować zaskoczyć. W meczu ze Stalą to wyszło. Nie ukrywam, że sporo analizuję. Czasem – wraz z trenerem Rogalą, czasem w szatni, chwilę przed pierwszym gwizdkiem, podpowie jeszcze trener Waldek Tęsiorowski. Odkąd gram na wyższym poziomie, bo za taki uważam ekstraklasę czy pierwszą ligę, trochę trzeba przysiąść. Ludziom może wydawać się, że obowiązki piłkarza to tylko trening i nic więcej, ale to nie tak. Uważam to za swój obowiązek, by poświęcić chwilę i dobrze się przygotować – nie tylko na zajęciach w klubie, nie tylko na podstawie analizy przygotowanej przez sztab szkoleniowy, ale i indywidualnie.

Zgodzi się pan, że w siedmiu jesiennych kolejkach miał pan już więcej do roboty, niż przez całą wiosnę?

Konrad JAŁOCHA: – Trudno to jednoznacznie wytłumaczyć. Tak jest i trzeba robić swoje. Ani nie być za skromnym, ani nie robić z siebie bohatera. Skoro są sytuacje do wybronienia, to muszę robić wszystko, by je wybronić.

Telefon po udanej wiośnie się rozdzwonił?

Konrad JAŁOCHA: – Sam może pan sobie odpowiedzieć, nie chcę dodatkowo „podkręcać”… Długo nie zastanawiałem się jednak nad tym, czy podpisywać kontrakt w Tychach. Doszliśmy do porozumienia w miarę szybko, choć pozostawała jeszcze kwestia podpisania papieru, która z uwagi na okres urlopowy trochę się przeciągnęła. Były różne opcje, ale jestem zadowolony i tego się trzymam. Dobrze się czuję w Tychach, w GKS-ie. Nie mam zamiaru na nic narzekać, treningi są bardzo dobre. Nic, tylko grać i rozwijać się – by klub poszedł do przodu. Taki jest nasz cel.

Sezon zaczęliście raczej poniżej oczekiwań.
Konrad JAŁOCHA: – W stu procentach z pewnością zadowoleni być nie możemy. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy, ale to dopiero początek. Miejmy nadzieję, że z meczu na mecz będziemy się rozkręcać. Gramy, stwarzamy sytuacje, musimy pracować nad skutecznością, choć już z Garbarnią pokazaliśmy, że jest na całkiem niezłym poziomie. Teraz trzeba to potwierdzić z Wartą, bo punkt przywieziony w poniedziałek z Mielca szanowaliśmy.

Warta miała w ostatnim czasie swoje problemy, związane ze zmianą właściciela.

Konrad JAŁOCHA: – Tak, ale to nie nasz problem, a Warty. Skupiajmy się na sobie i przygotowujmy jak na każdego innego przeciwnika.

Jakiego meczu spodziewa się pan w sobotni wieczór?

Konrad JAŁOCHA: – Zwycięskiego!