Nie taka Legia straszna…

Choć w hierarchii polskich trofeów Superpuchar znajduje się najniżej, to i tak grające zespoły robią wszystko, by go zdobyć. Legii ta sztuka zbyt często się nie udawała.


Oczywiście warszawski klub i tak może poszczycić się całkiem sporym zbiorem Superpucharów, bo ma je aż cztery – zdobywane w latach 1989, 1994, 1997 i 2008. Więcej ma tylko Lech Poznań (6), ale nie to rzuca się w przypadku Legii w oczy. W XXI wieku „Wojskowi” po to trofeum sięgnęli tylko raz, choć szans mieli znacznie więcej.

Supersparing

Taka już jest legijna klątwa. W latach 2012-20 stołeczni piłkarze walczyli o Superpuchar 7-krotnie i za każdym razem przegrywali – czasem bardziej zdecydowanie, czasem minimalnie. W spotkaniach o to trofeum nikt nie brał udziału tyle razy, co Legia, ale jednocześnie nikt też tyle razy tego meczu nie przegrywał. Bo warszawiacy polegli aż 10 razy! Mówiąc jednak o tej historii najnowszej, szczególnie 3 odsłony należy wskazać jako te, które przyniosły Legii najwięcej wstydu.

W 2014 roku warszawiacy – mistrzowie Polski – przegrali z Zawiszą Bydgoszcz, który niewiele wcześniej jako beniaminek ekstraklasy sięgnął po krajowy Puchar. Starcie o Superpuchar było jednak nieco kuriozalne, bo dzień wcześniej… Legia grała sparing z Hapoelem Beer Szewa. Z drużyną Zawiszy szansę dostali więc zmiennicy oraz zawodnicy rezerw, którzy i tak zapewnili kibicom całkiem przyzwoite widowisko, po którym bydgoska ekipa wygrała 3:2. Tamten mecz pokazał zresztą, dlaczego wielu kibiców spotkanie o Superpuchar nazywa nieco bardziej prestiżowym sparingiem…

Warszawska klątwa

W 2017 i 2018 roku z kolei przyszły dwie porażki z Arką Gdynia, która w tamtym czasie przeżywała swój szalony złoty okres. Nikt nie spodziewał się takich sukcesów kaszubskiego klubu, który w tamtym czasie dwa razy doszedł również do finału Pucharu Polski, raz go zdobywając. Tym razem do obu tych spotkań Legia podchodziła w znacznie poważniejszym składzie, ale i tak nie prezentowała pełni swoich możliwości. Albo inaczej – nie była jeszcze optymalnie przygotowana do sezonu. To było wodą na młyn dla gdynian, którzy za pierwszym razem pokonali warszawiaków w karnych, a w drugim już bezpośrednio na boisku, rozstrzygając mecz jeszcze w pierwszej połowie (zwycięstwo 3:2).

Lepszy od Legii okazał się jeszcze w ostatnim czasie Śląsk Wrocław (2012 rok, 1:1 i 4:2 po karnych), dwukrotnie rozbił ją Lech Poznań (2015 rok, 3:1; 2016 rok 4:1), a w zeszłym roku „Wojskowi” przegrali batalię z Cracovią (0:0 i 5:4 po karnych). Trudno jednak powiedzieć, czego brakuje Legii w meczach o Superpuchar, bo na pewno nie piłkarskiej jakości. Ta właściwie za każdym razem była po jej stronie (przynajmniej na papierze). Być może chodzi tu tylko o podejście, być może w stolicy skupiają się na otaczających ten mecz pucharowych eliminacjach… być może to faktycznie jakaś klątwa? W końcu gdybyśmy powołali się na zasady czystego prawdopodobieństwa, to przecież za którymś razem Legia powinna po to trofeum sięgnąć. Szczególnie, że grała w tym meczu tak dużo razy i zawsze była zespołem „organizacyjnie większym”.

Dwie perspektywy

Raków oczywiście na żadną mistyczną siłę powoływać się nie powinien. Lepiej, żeby spojrzał na rywala z dwóch perspektyw. Jedna jest taka, że „Wojskowi” podchodzili niedawno do rywalizacji z silnym przeciwnikiem w eliminacjach do Ligi Mistrzów, a wkrótce dalej będą kontynuować międzynarodową batalię. Wchodzi tutaj kwestia zmęczenia, eksploatacji i prawdopodobnej rotacji, którą zastosuje [Czesław Michniewicz]. Druga perspektywa jest mniej krzepiąca.

Legia jest już rozruszana. Zagrała dwa niezwykle udane spotkania „o coś”, więc jest w gazie. Raków tego powiedzieć o sobie nie może. Co więcej, kadra warszawskiej drużyny – choć jak na jej własne ambicje mogłaby być lepsza – jest szeroka i obfituje w nazwiska, które w pozostałych zespołach ekstraklasy robiłyby furorę. Nawet jeśli Michniewicz posadzi na ławce Mahira Emreliego, to do składu wskoczy król strzelców Tomas Pekhart, który najwyraźniej już zapomniał o Euro i przerzucił się w całości na piłkę klubową. Na prawym wahadle może biegać trzech niezwykle jakościowych zawodników, a na pokazanie swoich umiejętności czekają nowe wzmocnienia Legii – jak Josue, Lindsay Rose czy Joel Abu Hanna. Wszystko będzie rozchodzić się o odpowiednią motywację, bo nie licząc jednej dogrywki Pucharu Polski… „Wojskowi” jeszcze nigdy z Rakowem nie przegrali.

– Josip Juranović i Tomas Pekhart wrócili do nas odmienieni w sensie pozytywnym. Byli na wielkiej imprezie. Może Tomas nie odegrał większej roli, ale ich reprezentacje wyszły z grupy, czyli nie wrócili jako przegrani. Było widać, że są dumni, że byli na mistrzostwach. Z drugiej strony, drużyna bardzo czekała na nich. Zrobiła się fajna atmosfera. Wrócili po to, aby nam pomóc – cieszył się trener Michniewicz.


Na zdjęciu: Tomas Pekhart może być ważnym ogniwem Legii w meczu o Superpuchar. W poprzednim sezonie strzelił Rakowowi 3 z 4 warszawskich goli.
Fot. Tomasz Kudala/Press Focus