Galia: Nie zostawię drużyny

Tomasz MUCHA: W Górniku nie mogą się już na w pełni zdrowego „Galicia” doczekać…

Martin GALIA: – Trenowałem już z chłopakami, wykonywałem ćwiczenia bramkarskie, ale dopiero od poniedziałku stanąłem na bramce, a to zupełnie co innego. Na pewno nie wejdę od razu w meczu, zresztą równolegle z treningiem wciąż będę się rehabilitował.

A kiedy w końcu zagrasz?

Martin GALIA: – Na pewno nie w sobotę z Kwidzynem, raczej też nie we wtorek z Wisłą Płock. Może za dwa-trzy tygodnie, na Azoty… Zobaczymy, jak będzie po wysiłku zareaguje kolano.

Miałeś w karierze równie poważną kontuzję?

Martin GALIA: – O, tak! To była już chyba moja czwarta operacja. Gdy grałem w Niemczech krojone miałem lewe kolano i kostkę.

Czujesz głód piłki, grania, eMocji?

Martin GALIA: – Oj tak! Oglądam mecze chłopaków i mocno je przeżywam. Nieraz chciałbym wejść na boisko i im pomóc. Ale muszę poczekać. Zresztą wcale nie wiadomo, czy od razu wskoczę na wysoki pułap, mam zaległości, no i swoje 39 lat…

No właśnie – gdy się leczyłeś, nie pomyślałeś, że to już koniec, że nie wrócę na boisko?

Martin GALIA: – Nie. Mam jeszcze przez rok kontrakt w Górniku, a rehabilitacja przebiegała obiecująco. Oczywiście, nie wiem, jak się sytuacja rozwinie, dopiero zaczynam wracać na boisko po poważnej operacji, ale nie mogę zostawić drużyny w trakcie sezonu, w którym chcemy powalczyć o medal.

Odczuwasz lęk przed mocniejszym treningiem?

Martin GALIA: – Nie, żadnego. Jak już trenuję, to na całego. Kolano mnie nie boli, u mnie zawsze szybko się wszystko goiło. Miałem bardzo dobrą rehabilitację przez ponad trzy miesiące w chorzowskiej Silesia Clinic, pracowaliśmy intensywnie, nie byłem nawet na wakacjach, a trzech moich fizjoterapeutów naprawdę dobrze się spisało. A jeżeli kolano zacznie boleć, zrobię przerwę i trudno, jeszcze poczekam.

Zabrakło Cię w meczach o półfinał superligi w poprzednim sezonie, a reprezentacja Czech bez Ciebie przegrała dwumecz o awans na mistrzostwa świata z Rosją. Szkoda?

Martin GALIA: – Jasne, ale nie wiadomo, czy ze mną w składzie i Górnik, i Czechy awansowałyby, zespół to nie tylko jeden bramkarz. W każdym razie w ćwierćfinale z Gwardią nie byliśmy słabsi, różnica była tylko w bramce, bo pech sprawił, że kontuzji doznał też Mateusz Kornecki.

I dlatego w tym sezonie Górnik wolał się zabezpieczyć i postanowił mieć w kadrze aż czterech golkiperów!

Martin GALIA: – No fakt, czterech to trochę zbyt wielu na treningach, nie da się odpowiednio popracować na treningu. Ale to już sprawa i decyzja trenera z prezesem, jak to rozwiążą.

W tym sezonie na razie bramkarze w Górniku – a jest ich trzech, w tym „Mati” – nie przekonują…

Martin GALIA: – Hahaha! Spokojnie. Co do Mateusza, trudno jest nieraz poradzić sobie z ciężarem, że jesteś numerem jeden w bramce. Poza tym gramy trochę inaczej w obronie niż w zeszłym sezonie, wszystko musi się dotrzeć, wymaga czasu. W Piotrkowie każdy z tej trójki dołożył cegiełkę do wygranej (28:26). „Mati” dobrze zaczął, potem wszedł „młody” Paweł Kazimier i też poodbijał, podoba mi się chłopak. No a w decydującym momencie Sebastian Zapora obronił dwa karne. On jest nieprzewidywalny, ma swój styl, trudny dla przeciwnika. Fajnie, najważniejsze, że wygraliśmy.