„Niebiescy” się sprężyli

Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN zakończyła już swoją pracę w związku z przyznawaniem zgód na grę na szczeblu centralnym w sezonie 2018/19. Co istotne, przy tzw. „zielonym stoliku” nie zapadło żadne wstrząsające rozstrzygnięcie i nikt w taki sposób ani nie utrzymał się, ani nie został relegowany z którejś z trzech najwyższych lig. – To była bardzo ciężka praca klubów i komisji, która zaprocentuje tym, że nie zostanie zaburzony cykl rozgrywkowy – mówi Krzysztof Smulski, wiceprzewodniczący KL.

Idą w dobrym kierunku

Największym pytajnikiem pozostawał Ruch Chorzów, który dwukrotnie spotkał się z odmową w kontekście licencji na Nice 1 Ligę (najpierw w komisji licencyjnej, a potem – odwoławczej), ale na drugą ligę zgodę już dostał, w dodatku „obramowaną” jedynie nadzorem finansowym i sankcją 10 tysięcy złotych za naruszenie kryteriów finansowych.
– Sankcja musiała być, bo tak wynika z podręcznika. Uznaliśmy, że to kwota adekwatna do tego, co się stało – zaznacza Smulski. W ostatnich dniach część zobowiązań Ruchu uregulował podmiot zewnętrzny, jako że spółka nie mogła tego czynić z uwagi na postanowienia sądowego układu z wierzycielami. – Nie było żadnej innej drogi – przyznaje nasz rozmówca, chwaląc „Niebieskich”. – Coś drgnęło. Jestem zadowolony, że Ruch w końcu dostał licencję. Działacze stanęli na wysokości zadania. Idzie to wszystko w dobrym kierunku. Współpracują z komisją, spłacają zaległości, a to najważniejsze. Sprężyli się. Życzę powodzenia i oby w przyszłości nie było już problemów.

Trochę im brakuje

Symbolem tego procesu licencyjnego są problemy ligowców nie tyle finansowe, co infrastrukturalne. W I lidze póki co na swoich stadionach nie mogą grać Sandecja Nowy Sącz (Nieciecza), Garbarnia Kraków (stadion miejski Wisły albo Niepołomice) i Warta Poznań (Grodzisk Wlkp.), zaś w drugiej lidze – Stal Stalowa Wola (Boguchwała, na czas budowy swojego obiektu), Skra Częstochowa (stadion Rakowa) oraz Resovia (stadion miejski Stali).

– To szerszy problem i trzeba się nad nim zastanowić – nie kryje wiceprzewodniczący KL. Obaj beniaminkowie II ligi, Resovia i Skra, bardzo chcą grać u siebie. W Rzeszowie takiej woli nie ma jednak miasto, które nie widzi sensu inwestowania w inny obiekt, skoro w mieście jest jeden nowy stadion. Skra ma teoretycznie lepsze położenie, ale… – Dużo jej brakuje. Z raportu eksperta wynika, że będzie to dłuższy proces. Nie zgadza się pojemność i wiele innych kwestii infrastrukturalnych. Monitoring, stanowisko dowodzenia… Ten stadion kilka lat temu był budowany na trzecią ligę. Budowa nie była konsultowana ze związkiem tak, jak powinna. Żeby była jasność: nikt nikogo nie chce na siłę trzymać na obcym stadionie. Ale niech się klubom nie wydaje, że coś tam zrobią i wrócą. To nie jest „pro forma”. Musi być wizytacja eksperta, a następnie posiedzenie naszej komisji, która dopiero zadecyduje, czy wyda zgodę. Na razie klub przedstawił umowę na stadion Rakowa. Moim zdaniem droga powrotu nie będzie szybka i prosta, ale życzę powodzenia. Wszystko przed Skrą – ocenia Smulski.