Niech „Lewy” potwierdzi, że jest lepszy ode mnie

Rozmowa z Andrzejem Niedzielanem, byłym reprezentantem Polski i piłkarzem m.in. Zagłębia Lubin, Górnika Zabrze, Dyskoboli Grodzisk Wlkp., Wisły Kraków, Ruchu Chorzów, Korony Kielce.


Czy często wspomina pan mecz z 11 października 2003 roku w Budapeszcie?

Andrzej NIEDZIELAN: – Może nawet nie tyle sam mecz, w którym wygraliśmy 2:1, a ja strzeliłem Węgrom obydwa gole, co cały tamten okres mojej kariery, bo naprawdę jest co wspominać. Byłem wtedy na fali. Po przyjściu do Górnika Zabrze, którego zawodnikiem zostałem na początku 2002 roku, wszystko się w moim piłkarskim życiu zmieniło i zacząłem się wspinać coraz wyżej.

Naprawdę zaczęło się od transferu za 30 piłek?

Andrzej NIEDZIELAN: – Zaczęło się od tego, że Zagłębie Lubin, którego byłem wtedy zawodnikiem, ciągle mnie wypożyczało. Choć już w swoim drugim występie w ekstraklasie, 3 października 1998 roku, jako 19-latek, grając kwadrans w meczu ze Stomilem Olsztyn strzeliłem dwa gole i wygraliśmy 3:1, nie dostałem swojej szansy. Ani razu nie wybiegłem w wyjściowej jedenastce. Za to zaczęły się wypożyczenia. Najpierw byłem rok w Odrze Opole.

W następnym sezonie grałem w rezerwach lubińskiego klubu i w Chrobrym Głogów, a gdy wróciłem do Lubina prezes Jacek Kardela zaczął dziwne podchody. Zaproponował mi przedłużenie kontraktu na warunkach, które miałem przychodząc do Zagłębia jako junior z macierzystego Promienia Żary. Nie zgodziłem się jednak i jako młody krnąbrny zostałem odsunięty.

Drugą połowę rundy jesiennej w 2001 roku spędziłem głównie na ławce rezerwowych, bo prezes myślał, że w ten sposób mnie złamie, aż w końcu machnął na mnie ręką. I wtedy pojawiła się propozycja trenera Edwarda Lorensa. Mówię „trenera”, choć pochodzący z Żory szkoleniowiec był wtedy dyrektorem sportowym Górnika Zabrze, a drużynę prowadził Waldemar Fornalik. Przyjechałem na sparing, zagrałem pół meczu, a chyba nawet nie musiałem w tej grze niczego udowadniać, bo parę miesięcy wcześniej w meczu ligowym strzeliłem Górnikowi gola.

Od razu więc usłyszałem, że zostaję w Zabrzu, a prezes Zbigniew Koźmiński zaczął „negocjacje” dotyczące mojego transferu. Polegało to podobno na tym, że Jacek Kardela stwierdził: „A weźcie go sobie za darmo”, a Zbigniew Koźmiński zaproponował: „Damy wam trzydzieści piłek”.

Spodziewał się pan, że Górnik stanie się dla pana piłkarską trampoliną?

Andrzej NIEDZIELAN: – Miałem swoje marzenia, ale to co się stało w ciągu roku w Zabrzu, zaskoczyło nie tylko mnie, ale chyba wszystkich. Wiosną w 2002 roku strzeliłem dla Górnika 3 gole, a tego trzeciego Zagłębiu Lubin w wygranym 3:1 meczu w Zabrzu i nigdy nie zapomnę tamtej miny Jacka Kardeli gdy przełykał gorycz tamtej porażki. W następnym zwycięstwie Górnika z Zagłębiem, w drugim meczu nowego sezonu, też maczałem palce strzelając gola na 2:1 i od tego zaczęła się lawina.

Najpierw była seria bramek zdobywanych mecz po meczu. Później przyszedł „dwupak” w Ostrowcu Świętokrzyskim i hat-trick z Odrą Wodzisław, a po kolejnym podwójnym trafieniu z Widzewem Łódź zaczęło się już głośno mówić o moim powołaniu do reprezentacji.

Ówczesny selekcjoner Zbigniew Boniek powołał mnie na mecz z Danią i 20 listopada 2002 roku w Kopenhadze spełniły się moje dziecięce marzenia. Wybiegłem na boisko w koszulce z orłem na piersiach zastępując w 61 minucie Emanuela Olisadebe. Zagrałem tylko pół godziny, przegraliśmy 0:2, ale wróciłem do klubu tak uskrzydlony, że 3 dni później ustrzeliłem kolejnego hat-tricka w wygranym przez Górnika 3:0 meczu ze Szczakowianką.

Dlaczego odszedł pan wtedy z Górnika?

Andrzej NIEDZIELAN: – Po rundzie jesiennej, w której w 14 meczach strzeliłem 15 goli i zadebiutowałem w reprezentacji Polski pojawiła się oferta z Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Co prawda dzisiaj nie ma już tego klubu, ale wtedy to była potęga zbudowana przez prezesa Zbigniewa Drzymałę. Trener Bogusław Kaczmarek doprowadził nas do wicemistrzostwa kraju, które przypieczętowaliśmy zwycięstwem 4:0 z Zagłębiem Lubin, a ja znowu miałem satysfakcję ze zdobycia bramki, choć już wtedy prezesem lubinian nie był Jacek Kardela.

Ten tytuł dawał nam prawo gry w europejskich pucharach, w których Duszan Radolsky poprowadził nas do bojów z Hertą Berlin, którą wyeliminowaliśmy remisując 0:0 u nich i wygrywając 1:0 u nas oraz z Manchesterem City, który przeszliśmy po remisach 1:1 u nich i 0:0 u nas.

Każdy mecz w małym Grodzisku Wielkopolskim to był wtedy wielkie piłkarskie święto. W dodatku ja do swoich rodzinnych Żar miałem stamtąd niewiele ponad 100 kilometrów więc jeździłem do domu, a moim bliscy przyjeżdżali na moje mecze. W takim właśnie momencie Paweł Janas powołał mnie do reprezentacji na mecz z Węgrami w Budapeszcie, gdzie pojechałem przekonany o swojej wartości.

Co zadecydowało o jedynym jak do tej pory zwycięstwie biało-czerwonych na Węgrzech?

Andrzej NIEDZIELAN: – W naszym zespole, choć nie brakowało zawodników ze słynnych klubów, bo Jurek Dudek grał wtedy w Liverpoolu, Tomek Kłos w 1.FC Koeln, Jacek Bąk w RC Lens, Michał Żewłakow w Anderlechcie Bruksela, a Jacek Krzynówek w 1. FC Nuernberg, najważniejsza okazała się współpraca chłopców z Grodziska Wielkopolskiego. Grzesiek Rasiak dwa razy zagrał mi piłkę na dobieg, a ja wykorzystałem swoją szybkość i w 11 minucie wykorzystałem sytuację sam na sam z bramkarzem, a gdy po przerwie Węgrzy wyrównali, znowu włączyłem „turbo” i w 63 minucie gry, po minięciu Gabora Kiraly’ego, który wtedy był bramkarzem Herthy Berlin, ustaliłem wynik meczu.

Wprawdzie musieliśmy w końcówce mocno się napracować, żeby obronić zwycięstwo, ale wróciliśmy do domu z trzema punktami eliminacji do mistrzostw Europy. Niestety na turniej do Portugalii nie pojechaliśmy, bo Szwedzi, którzy wywalczyli pierwsze miejsce w grupie „otworzyli” Łotwie bramę do baraży, w ostatnim meczu przegrywając u siebie 0:1 i to Łotysze jako wicemistrz grupy, po barażach z Turcją, zakwalifikowali się wtedy do Euro 2004, wygranego przez Grecję.

W jakiej roli startują Polacy do eliminacji mistrzostw świata 2022?

Andrzej NIEDZIELAN: – W podobnej do tej jaką mieliśmy 18 lat temu. Jesteśmy typowani na „pewniaka” do drugiego miejsca i marzy się nam awans. W grupie z Anglią, Węgrami, Albanią, Andorą i San Marino startujemy z wielkimi nadziejami. Przed nami trzy mecze: w Budapeszcie, z Andorą w Warszawie i na Wembley. Plan minimum to 6 punktów. Gdybyśmy zdobyli 7 bylibyśmy zadowoleni, a 9 oczek oznaczałoby maksimum szczęścia. Dlatego bardzo ważny jest ten pierwszy krok.

Kto zagra w Budapeszcie rolę Niedzielana z 2003 roku?

Andrzej NIEDZIELAN: – Mamy w zespole Roberta Lewandowskiego, przy którym nie mam nawet co stawać. Ja mam w reprezentacji 19 występów i 5 goli, a on 120 spotkań i 63 bramki. To najlepszy napastnik świata i życzę mu żeby to udowodnił na boisku w Budapeszcie. Ja strzeliłem tam dwa gole więc nic nasz kapitan trafi trzy razy, tak w ostatnim meczu w Bundeslidze z VfB Stuttgart, wygranym przez Bayern 4:0. Mam nadzieję, że „Lewy” zrobi swoje i wygramy 3:1.

Dlaczego nie 3:0?

Andrzej NIEDZIELAN: – Ten „minus” to poprawka na debiut nowego selekcjonera oraz szacunek dla rywala. Paulo Sousa ma do dyspozycji naprawdę światowej klasy zawodników. Co to za dylemat czy w bramce zagra Wojciech Szczęsny czy Łukasz Fabiański? Obaj są znakomici. A w polu Kamil Glik, Jan Bednarek, Piotr Zieliński, Arkadiusz Milik i Robert Lewandowski to świetni piłkarze.

Pozostaje tylko pytanie jaki zespół stworzy z nich portugalski selekcjoner? Czy zaryzykuje od razu grą trójką stoperów czy też ten manewr zostawi sobie na razie w odwodzi i przejdzie do takiego ustawienia w trakcie gry? Uważam, że rozpocznie czwórką obrońców, ale to niczego nie zmienia.

A jeżeli chodzi o Węgrów, pozbawionych swojego asa atutowego czyli Dominika Szoboszlaia z RB Lipsk, mają wprawdzie dobrą drużynę, którą Marco Rossi przez baraże wprowadził do tegorocznego turnieju finałowego mistrzostw Europy, ale indywidualne umiejętności są po naszej stronie. Dlatego na mecz w Budapeszcie czekam ze spokojem wierząc, że nasza reprezentacja zrobi duży krok w kierunku awansu Kataru.


Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus