Niedawno temu pod Klimczokiem…

Gdybym miał powiedzieć, czyj występ „na żywo” najbardziej mi zaimponował, to miałbym duży problem, aby udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi. Widziałem na własne oczy zarówno Cristiano Ronaldo (dwa razy), jak i Lionela Messiego, kiedy był jeszcze bardzo młody. Trudno jest kogoś równać z takimi asami, ale był taki mecz, kiedy Arkadiusz Milik, w wieku 18 lat, rozegrał w Bielsku-Białej znakomite spotkanie. Strzelił dwa gole, a przy jednym z wymienionych trafień wręcz ośmieszył Michala Pitera-Buczko. W ten właśnie zgrabny sposób przechodzimy do konkluzji. Bo słowacki obrońca jest jednym z piłkarzy Sandecji Nowy Sącz, który wróci w niedzielę pod Klimczok na mecz z Podbeskidzie Bielsko-Biała.

Pożegnany bez żalu

33-letni dziś zawodnik miał być zbawieniem bielskiej defensywy w drugim sezonie po awansie „górali” do ekstraklasy. W letniej przerwie przed sezonem 2012/13, Podbeskidzie, pod wodzą trenera Roberta Kasperczyka, rozgrywało sparing w Karwinie. Ówczesny opiekun bielskiego zespołu – swoją drogą człowiek, do którego warto mieć zaufanie – przekonywał, że taki obrońca był mu niezbędny.

Rzeczywistość okazała się jednak nieco inna. Kasperczyk, po serii niekorzystnych wyników, został zwolniony z klubu. Piter-Buczko dograł, z kolei, sezon do końca, ale niczym specjalnym się nie wyróżnił. Po przerwie zimowej, kiedy „górale” panicznie bronili się przed spadkiem, Słowak – u Czesława Michniewicza – grał nie wiele. 10 maja 2013 r. wyszedł w podstawowym składzie na mecz przeciwko Polonii Warszawa i popełnił poważny błąd przy jednej straconej bramce przez zespół Podbeskidzia. Później grywał ogony i pożegnano go bez żalu. Odszedł do Olimpii Grudziądz, gdzie spędził trzy sezony, a obecnie spędza trzeci sezon w Sandecji.

W samych superlatywach

Zdecydowanie poważniejszym nazwiskiem w tejże wyliczance jest Damian Chmiel. Zimą 2012 roku, niedługo po wspomnianym zwolnieniu z Podbeskidzia, spotkałem się z trenerem Robertem Kasperczykiem na bardzo miłym obiedzie. – Największym wygranym tej nieudanej rundy jest Damian Chmiel – powiedział wówczas szkoleniowiec, który dziś odpowiada za kształcenie młodzieży w Cracovii. O wymienionym zawodniku, po tym, jak bezczelnie potraktowano go w Podbeskidziu zaledwie w czerwcu tego roku, można mówić jedynie w samych superlatywach. Z klubem spod Klimczoka, Chmiel związany był przez prawie dekadę.

– Do każdego meczu podchodzimy tak samo, odpowiednio skoncentrowani, z wolą walki i zaangażowaniem – oto zdanie, 31-letniego dziś zawodnika, cytowane w klubowych mediach Sandecji, po meczu sprzed tygodnia. „Chmielik” w Nowym Sączu odnalazł się bardzo dobrze. Jest podstawowym zawodnikiem i walczy, w przeciwieństwie do tego, co robi Podbeskidzie, o awans do ekstraklasy.

Początek miał dobry

Maciej Korzym, rodowity nowosądeczanin, do Podbeskidzia trafił w trakcie trwania sezonu 2014/15. W debiucie, którym był mecz przeciwko chorzowskiemu Ruchowi, strzelił bramkę, ale najbardziej zapisał się w pamięci bielskich kibiców, kiedy trafił do siatki warszawskiej Legii, a „górale” wygrali 2:1. Później było zdecydowanie gorzej, chociaż przez pewien czas wyglądało na to, że napastnik nieźle zadomowił się w Bielsku-Białej. Kiedy Korzym był kontuzjowany, to przed meczami jadał obiady w usytuowanym naprzeciwko bielskiego stadionu lokalu.

Ostatni mecz w barwach Podbeskidzia rozegrał w ostatniej kolejce fazy zasadniczej. Podbeskidzie przegrało 0:2 u siebie z Lechem Poznań i nie awansowało do fazy finałowej. Wówczas z pracą pod Klimczokiem pożegnał się trener Leszek Ojrzyński, który sprowadził Korzyma do Podbeskidzia. Zresztą piłkarz ten nie trafił do klubu przez przypadek i nie grał za przysłowiowe frytki. Inkasował ok. 40 tysięcy złotych miesięcznie, co było zupełnie nieadekwatne do tego, co pokazywał na boisku.

 

Na zdjęciu: Damian Chmiel, to ktoś, o kim za czasów występów w Podbeskidziu można mówić w samych superlatywach.