Niedosyt i nadzieje

Aby szampany mogły wystrzelić wystarczyło tylko, albo aż wygrać z Bytovią. To, co proste w teorii, w praktyce, zwłaszcza polskich lig, bywa niezwykle trudne. Zespół z Bytowa walczy o ligowy byt i w czwartkowy wieczór pokazał charakter. Nie można jednak odmówić Rakowowi tego, że chciał wygrać mecz „na stojąco” lub też, że presja spętała gościom nogi. Częstochowianie byli stroną przeważającą i dwukrotnie prowadzili.

– Mamy bardzo świadomy zespół, wiemy o co gramy, nie było widać w naszych działaniach żadnej nerwowości. Nie wygraliśmy, ale zostało jeszcze pięć kolejek, na pewno uda się zapunktować – tonuje nastroje trener ekipy z Limanowskiego, Marek Papszun. O spokojnym podejściu wszystkich związanych z Rakowem do sprawy awansu niech świadczy fakt, że po meczu odbyła się „mała” ceremonia i przemowa właściciela klubu, Michała Świerczewskiego, z okazji trzeciej rocznicy pracy trenera Papszuna i jego asystentów w Rakowie.

Chcieli wygrać

W zespole z Częstochowy nie panuje zbyt wielki smutek czy załamanie po spotkaniu w Bytowie. Nie jest też tak, że nikt się remisem 2:2 nie przejął, bo mimo że Raków grał na wyjeździe a meczu nie transmitowała telewizja Polsat Sport, to goście bardzo chcieli „zaklepać” sobie awans do ekstraklasy. – Spotkanie było ciężkie. Spodziewaliśmy się tego, że Bytovia wysoko zawiesi nam poprzeczkę. Dla nich każdy zdobyty punkt jest na wagę złota. My żałujemy tego spotkania. Szkoda, że nie udało nam się przypieczętować awansu już w Bytowie, ale co się odwlecze, to nie uciecze, więc zachowujemy całkowity spokój. Nie załamujemy się, bo zostało pięć spotkań do końca sezonu. W każdym z nich będziemy walczyć o wygraną – przyznaje obrońca Łukasz Góra, który powrócił do składu Rakowa.

Raków musi poczekać

Spiskowe teorie, że zespół z Limanowskiego od początku chciał świętować awans przed własną publicznością można zdecydowanie włożyć między bajki. – Bardzo chcieliśmy przypieczętować awans już w czwartek. Niestety, nie udało nam się, ale taka bywa piłka nożna. Dzięki ciężkiej pracy wykonywanej przez cały sezon i osiąganym dobrym wynikom mamy komfortową sytuację w tabeli i nie będziemy załamywać się po remisie. Przed ostatnim krokiem, jaki musimy zrobić by awansować, nie możemy myśleć o świętowaniu. Koncentrujemy się tylko na tym, co dzieje się na boisku – dodaje pomocnik Marcin Liskowski.

Awans bez grania?

Wszyscy bowiem zdają sobie sprawę, że awans drużyny z Jasnej Góry jest nieunikniony i szans na jego wywalczenie jest jeszcze sporo, a przewaga w ligowej tabeli ogromna. Poza tym na korzyść Rakowa mogą zadziałać wyniki innych drużyn i kto wie, czy w Wielkanoc sztab i piłkarze nie będą już mogli cieszyć się z ekstraklasy.

Kluczowe będą wyniki Stali Mielec i Sandecji Nowy Sącz. – Może się tak stać, że wydarzy się to… zdalnie. Przy odpowiednim ułożeniu wyników innych spotkań będziemy świętować w domach. Wolałbym jednak, żeby to się stało u nas na boisku. Nie będziemy oczywiście płakać, jeśli się to stanie w innych okolicznościach – mówi trener Marek Papszun.

 

Na zdjęciu: Jak widać na załączonym obrazku, radości po meczu w Bytowie nie było, ale nie oznacza to, że wkrótce nie będzie inaczej.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ