Niedosyt po remisie przy Cichej

„Niebiescy” nie dali rady odnieść czwartego z rzędu ligowego zwycięstwa i utrzymać miejsca w fotelu lidera I-ligowej tabeli, mimo że prowadzili i mieli doskonałą okazję na drugą bramkę.


Po trzech z rzędu ligowych zwycięstwach, do meczu kończącego 5. kolejkę Fortuna 1. Ligi, Ruch przystąpił z kilkoma zmianami w składzie. Trener Jarosław Skrobacz, obchodzący w czwartek 55. urodziny, tym razem zostawił na ławce Łukasza Janoszkę, Patryka Sikorę, Tomasza Swędrowskiego, Artura Pląskowskiego i Tomasza Wójtowicza, a w ich miejsce wystawił Mikołaja Kwietniewskiego, Tomasza Foszmańczyka, Jakuba Witka, Kacpra Michalskiego i Jakuba Piątka.

Raz, że „Niebiescy” w poniedziałek grali wyczerpujące spotkanie w Rzeszowie, dwa – nie wyglądało ono mimo zwycięstwa z pewnością tak, jak życzyliby sobie tego przy Cichej, trzy – rywale z Łęcznej mieli o 2 dni więcej na odpoczynek po poprzednim meczu, przy czym jeden musieli poświęcić na podróż do Chorzowa.

Już po 10 minutach szkoleniowiec – jubilat zmuszony był dokonać kolejnej roszady, bo urazu doznał Przemysław Szur, za którego do obrony wskoczył Remigiusz Szywacz. Jego powrót po urazie to akurat dobra wiadomość, podobnie jak to, że w pełnym treningu jest także Maciej Sadlok.

Choć spadkowicz z Łęcznej zameldował się na Cichą, na teren bądź co bądź lidera, mając 2 punkty po 4 kolejkach, to od początku przejął inicjatywę, był częściej przy piłce, stwarzał więcej zagrożenia. Szczególnie aktywny był Łukasz Grzeszczyk, który w pierwszej połowie oddał bodaj 5 strzałów – czy to z dystansu, czy nogą, czy głową – ale albo pudłował, albo na posterunku był Jakub Bielecki. Ruchowi zaś na starcie sezonu wychodzi wiele, dlatego wyszło i tym razem.

W 20. minucie Kwietniewski dośrodkował z rzutu wolnego nie najlepiej, ale wybita przez łęcznian piłka wróciła w pole karne, a tam instynktownie, głową, bramkarza przyjezdnych przelobował Konrad Kasolik. Stoper został wybrany najlepszym piłkarzem 4. kolejki, zdobył bramkę i asystował w Rzeszowie, a teraz zapisał na swoim koncie kolejne trafienie. Ale w ataku Ruch męczył się, nie miał szczególnie wiele do powiedzenia, choć Daniel Szczepan szarpał, ile mógł, nieraz wygrywając walkę wręcz z rosłym Damianem Zbozieniem.

W przerwie trener Skrobacz dokonał podwójnej zmiany, dziękując Michalskiemu, a wprowadzając Sikorę i Wójtowicza. Po tych korektach z perspektywy Ruchu gra zaczęła wyglądać znacznie lepiej, goście nie byli już w stanie narzucić swoich warunków, a sprawy nie ułatwił im na pewno uraz Jonatana de Amo, po którym musieli się nieco przegrupować. Jeśli pachniało golem, to na 2:0, a nie 1:1. Powinien paść w 65. minucie. Po zgraniu Szczepana, Artur Pląskowski miał dosłownie półtora metra do pustej bramki, ale spudłował. W jaki sposób – to chyba jego słodka tajemnica.

Chwilę później Sikora – po Szurze i de Amo – został kolejnym tego wieczoru pechowcem, który musiał opuścić murawę z powodu kontuzji. Wszedł za niego Swędrowski i w 78. minucie oddał strzał zza szesnastki obroniony przez Tomasza Woźniaka, a instynktowna dobitka Jakuba Piątka okazała się minimalnie niecelna i goście znów mogli mówić o furze szczęścia.

A kilka minut potem cieszyli się z wyrównania. Niewykorzystane szanse – zwłaszcza ta Pląskowskiego – zemściła się na chorzowianach. Po rzucie rożnym zakotłowało się w polu karnym Ruchu, aż wreszcie strzałem pod poprzeczkę Jakuba Bieleckiego pokonał Słoweniec Egzon Kryeziu. Skończyło się zatem remisem i niedosytem przy Cichej, bo o ile w pierwszej połowie Ruch miał trochę szczęścia, to w drugiej powinien podwyższyć prowadzenie i zaksięgować czwarty z rzędu komplet punktów.

Nie dajmy jednak się zwariować, bo beniaminek nadal pozostaje bez porażki, zajmuje 3. miejsce. Trzeba pamiętać, gdzie był jeszcze niedawno; że dokładnie 4 lata temu, 11 sierpnia, przegrał w… Łęcznej 1:5 w drugiej lidze. Teraz, będziemy to powtarzać, bardzo dobrze korzysta z umiarkowanie trudnego terminarza. A ta skala trudności będzie tylko rosła, choć może niekoniecznie w najbliższej przyszłości. Już w poniedziałek do Chorzowa przyjedzie inny beniaminek, Chojniczanka, pozostająca jeszcze bez wygranej. Będziemy nudni: to kolejny, po tym dzisiejszym, ważny mecz w kontekście walki o spokojne utrzymanie. Okaże się, w jakim składzie przystąpi do niego Ruch; który z kontuzjowanych dziś zawodników zdąży wrócić.

Warto jeszcze odnotować, że na Cichą, mimo umiarkowanie atrakcyjnego rywala i kiepskiego terminu, późnej pory, przybyło ponad 7 tysięcy kibiców. Gdy w drugiej połowie na dwie strony odśpiewywali refren hymnu z pewnością liczba decybeli była porównywalna z tą notowaną… kilka kilometrów obok na muzycznym festiwalu odbywającym się w parku. A „sto lat” z trybun usłyszał też oczywiście trener Skrobacz.


Ruch Chorzów – Górnik Łęczna 1:1 (1:0)

1:0 – Kasolik, 20 min (głową), 1:1 – Kryeziu, 81 min

RUCH: Bielecki – Kasolik, Szur (11. Szywacz), Nawrocki – Michalski (46. Sikora, 69. Swędrowski), Piątek, Witek (46. Wójtowicz), Moneta – Foszmańczyk, Kwietniewski (61. Pląskowski) – Szczepan. Trener Jarosław SKROBACZ.

GÓRNIK: Woźniak – Zbozień, Biernat, de Amo (56. Turek) – Krykun (72. Tkacz), Serrano (72. Szramowski), Kryeziu, Dziwniel – Grzeszczyk, Gąska – Podliński (78. Pierzak). Trener Marcin PRASOŁ.
Sędziował Sebastian Krasny (Kraków). Widzów 7108. Żółte kartki: Szczepan, Piątek, Nawrocki, Szywacz – Turek.


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus