Niemcy chcą wygrać Ligę Narodów

Niemcy mają chrapkę, aby po raz pierwszy w swojej historii dotrzeć do finałowego etapu nowych rozgrywek UEFA.


W poprzednich dwóch edycjach Liga Narodów nie miała szczególnego znaczenia dla Niemców. Za pierwszym razem głowę mieli zaprzątniętą zupełnie czymś innym, bo rywalizacja wystartowała krótko po mistrzostwach świata w Rosji, gdzie ówcześni mistrzowie skompromitowali się i nie wyszli z grupy. Selekcjoner Joachim Loew wziął się więc za przebudowę drużyny, wstrząsnął nią, a Ligę Narodów traktował jako poligon doświadczalny.

Groteskowe spotkanie

W mocnej grupie z Holandią i Francją „Die Mannschaft” zajął ostatnie miejsce, nie wygrywając żadnego meczu. Niby LN nie była ważna, ale spadek do niższej dywizji byłby dla Niemców kolejnym policzkiem… Z pomocą przyszła więc reforma, która poszerzyła zestaw grupowy do czterech reprezentacji i uratowała naszych zachodnich sąsiadów (i Polaków też, bo również zajęli ostatnią lokatę).

W kolejnej odsłonie miało być łatwiej. Co prawda Loew nadal nie potrafił znaleźć złotego środka w przebudowie zespołu, ale od feralnego mundialu minęło już trochę czasu i jakiś kształt drużyny był już uformowany. Poza tym optymizm dało pierwsze spotkanie z najmocniejszą Hiszpanią. Niemcy prawie je wygrali, ale stracili gola w 97 minucie i podzielili się punktami. Co stało się w rewanżu, którego wystarczyło nie przegrać, aby awansować do fazy finałowej Ligi Narodów – przypominać chyba nie trzeba. W groteskowym spotkaniu Hiszpanie rozjechali Niemców 6:0, a humory w narodzie za Odrą ponownie podupadły. Nic dziwnego, że kilka miesięcy później Loew zapowiedział, że niezależnie od wyniku Euro, opuści kadrę.

Sprawdzian z najlepszymi

Jego następca, Hansi Flick, nadal znajduje się na placu budowy. Jego zatrudnienie w roli selekcjonera przyjęto z dużym optymizmem, choć wszyscy wiedzieli, że czeka go długa i żmudna praca. Poza aspektem typowo sportowym ważny był element społeczny, bo Niemcy przeżywali wyraźny kryzys we wspieraniu swojej reprezentacji. Gra „Die Mannschaft” pod wodzą Flicka nie była jak na razie perfekcyjna, ale od ostatnich lat Loewa odróżniało ją jedno – wyniki. Z nowym selekcjonerem Niemcy wygrali pierwsze 8 meczów, dopiero ostatni sparing (z Holandią) remisując. Daje to średnią punktową 2,78 na spotkanie i bilans goli 34:3 w 9 meczach.

Tyle tylko, że poza „Oranje” Niemcy nie mierzyli się z poważnymi rywalami. Dlatego nadchodzące spotkania Ligi Narodów będą pierwszym prawdziwym egzaminem dla Flicka. Wiadomo, że z pustego to i Salomon nie naleje, dlatego Niemcy jak nie mieli, tak nadal nie mają napastnika z prawdziwego zdarzenia.

– Bez takiego gracza zawsze jest trudniej, ale istnieją dobre sposoby, żeby sobie z tym poradzić. Wiele świetnych drużyn gra bez typowego napastnika – powiedział Serge Gnabry, wokół którego toczy się wielka batalia dotycząca (nie)przedłużenia jego kontraktu z Bayernem Monachium.

Sprawdzian z najlepszymi

Flick miał jednak wystarczająco dużo czasu, aby wdrożyć w zespół jakiś pomysł i plan naprawczy. Dzisiaj jego piłkarze zagrają z Włochami, a już we wtorek podejmą Anglię – mistrzowie i wicemistrzowie Europy. Jeśli się sprawdzać, to z najlepszymi, choć trudno uznać Niemców za faworytów nadchodzących spotkań.

– Chcemy dostać się do finałów Ligi Narodów – zadeklarował bez żadnych ogródek Gnabry. Niemcy podejdą do tych meczów na poważnie i nie ma znaczenia, że w niedawnej Finalissimie Argentyńczycy rozbili Włochów 3:0.

– Nie oglądałem tego meczu, ale widziałem w skrótach, że Argentyna zagrała naprawdę dobrze. Nie zlekceważymy jednak mistrzów Europy. Już się nie mogę doczekać – zapowiedział skrzydłowy Bayernu.


Rekord ligi czeskiej?

Bayer Leverkusen poinformował wczoraj o transferze Adama Hlozka, Czecha, który w lipcu skończy 20 lat. Piłkarz od 12. roku życia reprezentował barwy Sparty Praga, w której zagrał 132 razy, zdobywając 40 goli i 36 asyst. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Hlozek pobił rekord transferowy ligi czeskiej, bowiem spekuluje się, że Niemcy mogli zapłacić za niego nawet 22 mln euro. Dotychczasową najwyższą opłatą, jaka wpłynęła za naszą południową granicę, było 18 mln euro za Tomasa Souceka, który powędrował ze Slavii Praga do West Hamu. W przypadku Hlozka nie ma stuprocentowej pewności, bo inne źródła podają, jakoby (cofnięty) napastnik kosztował jednak 13 mln euro, które może wzrosnąć do 18 mln euro dzięki bonusom. Dodatkowo Sparta zagwarantowała sobie 30 procent kwoty od kolejnej sprzedaży utalentowanego piłkarza, jeśli Leverkusen takowej dokona.


Ósemka z Istambułu

Jak poinformował statystyk Wojciech Frączek, turecki Istambuł pobił europejski rekord. Chodzi mianowicie o liczbę drużyn z jednego miasta, która będzie występować w jednych rozgrywkach (rzecz jasna najwyższego szczebla). Miasto położone na dwóch kontynentach będzie miało aż 8 przedstawicieli, co uda się za sprawą dwóch beniaminków – Istanbulsporu i Umraniyesporu, który po raz pierwszy w historii awansował na najwyższy szczebel. Pozostałe kluby z Istambułu to: Besiktas, Fatih Karagumruk, Fenerbahce, Galatasaray, Basaksehir i Kasimpasa. Co jednak ciekawe, tylko dwa z tych wszystkich klubów znajdują się po azjatyckiej stronie miasta – Fenerbahce oraz historyczny beniaminek. W ramach dziennikarskiego przypomnienia warto jeszcze dodać, że Istambuł nie jest stolicą Turcji – od stu lat jest nią Ankara.


Na zdjęciu: Serge Gnabry (w środku) nie ukrywa, że Niemcy mają poważne plany w bieżącej edycji Ligi Narodów.
Fot. Press Focus