Niemcy. Plaga mistrzów świata

Trudno sobie wyobrazić, jak potoczyły się kariery niektórych niemieckich bohaterów z 2014 roku. „Die Mannschaft” wygrali wówczas mistrzostwo świata, ale nie wszyscy odpowiednio na tym skorzystali.


Takiego sukcesu Niemcy wyczekiwały. Z tamtych mistrzostw świata najlepiej zostanie chyba zapamiętana demolka, jaką spuścili ówczesnym gospodarzom późniejszy tryumfatorzy turnieju. Pewna siebie Brazylia liczyła na dojście do finału, lecz na przedostatnim kroku srogo się przeliczyła, przegrywając z bandą Joachima Loewa aż 1:7! W ostatnim meczu na Niemców czekała Argentyna, która przegrała po golu autorstwa Mario Goetzego zdobytym w dogrywce.

Przeklęty gol?

To się pamięta. Andre Schuerrle dośrodkował z lewej strony, a „Złoty Chłopiec”, jak czasem mawia się na Goetzego, po przyjęciu piłki na klatkę piersiową umieścił ją w siatce. Obaj gracze byli wówczas na ustach wszystkich, a teraz… nikt ich już nie pamięta. Gdy Goetze wkraczał do pierwszej drużyny Borussii Dortmund, był wielkim objawieniem.

Z czasem sięgnąć postanowił po niego Bayern, lecz w Monachium drobny pomocnik poradził sobie średnio. W 2016 roku wrócił do BVB, lecz nie radził sobie tak, jak wcześniej i choć próbował wrócić do formy przez cztery lata, piłka nie słuchała go już tak dobrze, jak w Brazylii. Obecnie 28-letni Goetze, niegdyś topowy talent, pozostaje bez klubu, bo Borussia nie chciała przedłużyć z nim świetnie opłacanego kontraktu.

Znacznie bardziej radykalną decyzję podjął Schuerrle, który w 2014 roku był uzupełnieniem kadry Chelsea. Na karierę narzekać nie mógł, bo potem trafił do Wolfsburga, gdzie szło mu nieźle, przez co skusił się na niego Dortmund.

Przyszedł do zespołu razem z powracającym Goetzem i tak jak on – radził sobie bardzo słabo. Schuerrle próbował odbudować się na wypożyczeniach w znacznie gorszych drużynach, ale nie udawało mu się. Niespełna trzy tygodnie temu wrócił do Borussii, lecz jego wysoki kontrakt został rozwiązany i choć Niemiec jest jeszcze przed 30-stką, narzekając na samotność postanowił zakończyć karierę.

Regres zamiast progresu

W brazylijskim finale od pierwszej minuty wystąpił Benedikt Hoewedes, wychowanek Schalke, kapitan i lider zespołu. Obecnie ma 32 lata i… ostatnio zakończył swoją karierę. W 2017 roku jego osoba nie spodobała się nowemu trenerowi S04, Domenico Tedesco, przez co symbol klubu został wypchnięty do Juventusu, a następnie już na stałe do Lokomotivu Moskwa. Wielu podważało tę decyzję, w minionych tygodniach mówiło się nawet o jego powrocie do Gelsenkirchen, ale jak widać twardy obrońca miał inne plany.

W kadrze mistrzowskich Niemiec znajdowali się także inni gracze, których kariery nie potoczyły się później tak, jakby sobie wymarzyli. Bramkarz Ron-Robert Zieler był wówczas ostoją Hannoveru, łączyło się go z dużo mocniejszymi klubami, ale później zaliczył ogromny regres. 31-latek nie przebił się w Leicester, nie trzymał poziomu w Stuttgarcie, wrócił do Hannoveru i tym razem… jest tam niechcianym elementem.


Czytaj jeszcze: Dalsze problemy kapitana

32-letni Kevin Grosskreutz nigdy jakością nie grzeszył, ale jednak spodziewano się po nim czegoś więcej niż gry w 3. lidze – gdzie obecnie występuje w barwach KFC Uerdingen. 28-letni dziś Erik Durm był w 2014 roku perspektywicznym defensorem Borussii Dortmund, a obecnie nie potrafi łapać minut nawet w średnim Eintrachcie Frankfurt.

Powyższe przykłady pokazują wyraźnie, że wcale nie tak trudno mieć w swojej kadrze mistrza świata. Niemcy na brak jakościowych piłkarzy nie mogą narzekać, wielu świetnych zawodników na grę w tej reprezentacji nie może liczyć, bo trafiają tam tylko najlepsi w danej chwili. 2014 rok nie był wcale tak dawno, ale nie każdy wykorzystał te 6 lat w taki sposób, na jaki miał okazję.


Na zdjęciu: Sześć lat temu młody Mario Goetze był na ustach wszystkich. Dziś pozostaje (jeszcze) na piłkarskim bezrobociu.

Fot. Press Focus